Przesłuchanie przed Komisją śledczą jeszcze się nie skończyło, ale można już z całą pewnością stwierdzić, że medialnie (a dziś, czy to się komuś podoba, czy też nie - tylko to się liczy) starcie z posłami opozycji ( zwłaszcza z PiS) bezapelacyjnie wygrał Zbigniew Chlebowski.
Każdy, kto choć raz czytał jakąkolwiek moją notkę wie, że jestem radykalnym krytykiem obecnie rządzącej ekipy, ale dziś Beata Kempa i Zbigniew Wassermann zostali po prostu bezbłędnie pożarci na śniadanie. Chlebowski, znakomicie przygotowany od strony „technicznej”, zapewne przeszkolony na dobrym kursie psychomanipulacji, od samego początku zachowywał się perfekcyjnie. Tembr głosu, gestykulacja, dobór słownictwa, emocje w ryzach – wszystko to było starannie zaplanowane i idealnie wykonane. W chwili, kiedy miał wzbudzać litość, mówił łamiącym się głosem, tam gdzie chciał być stanowczy udawało mu się to, a w momentach, kiedy trzeba było być poważnym - odpowiednio (tak jak uczą na kursach manipulowania ludźmi) brał do ręki okulary. Każdy szczegół był tam dopracowany i dopięty na ostatni guzik.
Tak zwana „swobodna wypowiedź” była majstersztykiem manipulacji w wykonaniu byłego szefa klubu parlamentarnego PO. Uwypuklił dokładnie to, co w jego sytuacji należało podkreślić, przemilczał i ośmieszył to, co powinien przemilczeć bądź zdezawuować. Proszę zauważyć, że z ust Chlebowskiego ani razu nie padło proste odniesienie do jego żadnej zarejestrowanej przez CBA wypowiedzi. Własne, naganne słowa zneutralizował łatwo stwierdzeniami o „bujnej fantazji”, czy „konieczności zbycia rozmówcy”, poświęcając im zaledwie ułamek czasu „prezentacji”. Potem zagłuszył najważniejsze problemy afery za pomocą prostego powtarzania pustych, (ale brzmiących łagodząco) deklaracji o kierowaniu się interesami państwa. Pokazał się też, jako przeciwieństwo człowieka mściwego, obsypując gestami sympatii i uznania swych siedzących na sali politycznych wrogów.
Triumf Chlebowskiego nie polegał jednak na tym, ze zastosował on, nawet najlepiej opanowane sztuczki socjotechniczne – tego bowiem można nauczyć każdego. Zwycięstwo wizerunkowe „Zbycha” polega na tym, ze udało mu się za pomocą palących w oczy tanich kombinacji ograć (rzekomego) wyjadacza, jakim podobno jest Zbigniew Wassermann i zdenerwować „stalową” Beatę Kempę. Kiedy Chlebowski konsekwentnie nie odpowiadał na jakiekolwiek, nawet te najprostsze pytania śledczych, wygłaszając jednocześnie wielominutowe tyrady na temat własnego męstwa i prawości, zarówno Kempa jak i Wassermann dawali się wodzić za nos. Były koordynator do spraw służb specjalnych wypadł dziś po prostu żenująco. Zupełnie niezrozumiałe zdania wielokrotnie złożone (nie mam właściwie za bardzo pojęcia, o co pytał, bo nie dało się tego słuchać), zamiast prostego, ostrego i celnego drążenia prawdy (na miłość boską, wystarczyło przytoczyć własne wypowiedzi Chlebowskiego z jego wcześniejszych wywiadów by go zatopić), padały jakieś niezrozumiałe, zawiłe kwestie mające chyba (tak to wyglądało) usprawiedliwić samo zadawanie pytania. Kiedy Chlebowski umiejętnie kluczył i unikał, Wassermann nie był w stanie mu w tym przeszkodzić. Podobnie Kempa, chociaż ona przynajmniej zadawała zrozumiałe dla słuchających pytania (choć zupełnie nie było widać, czy do czegoś te pytania zmierzają).
I tak oto człowiek, którego dotychczas wszyscy uważali za przegranego, skończonego i ostatecznie skompromitowanego, za pomocą kilku (dobrych, ale znanych powszechnie) sztuczek ograł prawnicze tuzy. Wyglądało to żałośnie i przygnębiająco. Chlebowski nie odpowiedział na ani jedno pytanie, a pytający nawet nie starali się uzyskać odpowiedzi. Poddali się bez walki dopracowanemu scenariuszowi przygotowanemu gdzieś w sztabie PO. I co z tego, że prawdopodobnie Chlebowski wraz z posłami PO ustalili wcześniej pytania (momentami wręcz pili sobie z dziubków), a przewodniczący komisji listą „zakazów” sprowadził przesłuchanie do absurdu. Doświadczeni posłowie opozycji, która chce przecież kiedyś przejąć władzę, mieli dokładnie tyle samo czasu, co Chlebowski, aby się solidnie do tego przesłuchania przygotować. Jak widać lekcji nie odrobili, przegrają zatem tę sprawę niejako na własne życzenie.
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka