Firmus Piett Firmus Piett
62
BLOG

Dobra mina do złej gry

Firmus Piett Firmus Piett Polityka Obserwuj notkę 19

Tak sobie czytam i oglądam, z dość dużym rozbawieniem - muszę przyznać, te dzisiejsze wpisy różnych Mireksów i innych im podobnych fanów premiera Donalda Tuska, o tym jaki to teraz będzie polityczny szach i mat PO, jaka to wielka dalekowzroczność  nowego „męża stanu” nam się właśnie objawiła, i w końcu  jakaż to teraz jest bezbronna, baz nadziei i rozbita ta nasza podła, moherowa opozycja… I nie mogę wyjść z podziwu. Wczoraj pisali i mówili oni (a przynajmniej większość z nich) coś dokładnie przeciwnego. Sugerowano raczej, że to niemający zupełnie „żadnych szans na reelekcję” Lech Kaczyński prędzej wycofa się z kandydowania, pod (niegodnym, rzecz jasna) pretekstem choroby, niż Donald Tusk zawiedzie swoich inteligenckich, światłych wyborców. Dziś gdy sytuacja się zmieniła, ci sami wyznawcy, tak jak wczoraj głosili nierealność odejścia Tuska, tak teraz z niewzruszonym nadęciem, godnym podziwu brakiem zażenowania ostro i dosadnie formułują tezy całkowicie temu przeciwstawne. Tak się zastanawiam czy to może schizofrenia jakaś czy co?

Żeby nie wiem jak zaklinać rzeczywistość, decyzja PO - jeśli okaże się prawdą, to ustąpienie Donalda Tuska z kandydowania na najwyższy urząd w państwie jest sromotną porażką i początkiem końca, a nie sukcesem tego polityka. Nawet jeśli inny kandydat z tego obozu  wygra wybory prezydenckie (co dziś staje się dużo mniej realne niż jeszcze wczoraj, ale nadal wysoce prawdopodobne), to ów nowy prezydent będzie politycznie rósł w siłę, a pozycja Donalda Tuska będzie oczywiście coraz słabsza. To fakt jasny i oczywisty.
Wbrew niejasnym zapisom konstytucji, czy nawet woli zaplecza PO spod znaku „Tusku musisz”, Polacy, czemu zresztą od lat dają wyraz najliczniej stając do urn w wyborach prezydenckich, właśnie Duży Pałac, a nie kancelarię premiera uważają za centrum polityczne. Bez wątpienia osoba która zasiądzie w pałacu przy Krakowskim Przedmieściu będzie się cieszyła większym uznaniem i autorytetem społeczeństwa, niż najsilniejsze nawet centrum partyjne z Donaldem Tuskiem na czele. Zasada ta będzie wzmocniona dodatkowo wtedy, gdy premier i prezydent będą pochodzić z jednej partii. Jeśli jeszcze, nie daj Boże nowy prezydent z namaszczenia PO okaże się niezależny, to siła samego Tuska i jego polityczne znaczenie zmaleją  jeszcze szybciej i to w postępie geometrycznym.
Moim zdaniem z wszystkiego tego zdają sobie oczywiście sprawę sztabowcy szefa PO, dlatego jestem niemal pewien, że decyzja premiera o wycofaniu się z kandydowania, jest jedynie taktycznym wybiegiem, zamierzonym w dłuższej  perspektywie na wywołanie zamieszania w samej PO (ujawnienia się rzeczywistych podziałów i stref wpływów, co przy szukaniu zastępstwa dla szefa musi się dokonać) oraz uśpienia czujności opozycji, a krótkofalowo to tylko i wyłącznie PR-owska zasłona dymna dla działań hazardowej komisji śledczej. Po trzech latach rządów Platformy Obywatelskiej, kiedy złamano większość obietnic, w tym osobiste zapewnienia premiera (np. o zwolnieniu ministra Grada w wypadku upadku stoczni, czy też w kwestii  przyjęcia euro), propagandyści Donalda Tuska wiedzą doskonale, że każdą obietnicę można złamać, zwłaszcza w sytuacji gdy media i klakierzy już następnego dnia – tak jak obserwujemy to choćby dziś, będą mówić, że tak właśnie miało być i że to co się stało, jest wielkim sukcesem. O to możemy być spokojni.
Dla mnie prawdziwą miarą odczuć w obozie Platformy nie są zapewnienia premiera o „rządzie jak skała”, czy zwroty o konieczności umacniania władzy dla realizacji postępowego i jedynie słusznego programu, które nota bene zabrzmiały jak sławetne słowa Gomułki sprzed lat, kiedy to towarzysz mówił brutalnie „że władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”. Dla mnie taką miarą nastrojów są wczesno poranne słowa Seweryna Blumsztajna z Gazety Wyborczej, który stwierdził, że „Tusk na pewno będzie kandydował”, gdyż „to miara jego męskości”, czy widok (a właściwie słyszenie) smutnej Anny Laszuk z TOK FM, z wielkim rozgoryczeniem, na gorąco (a to co na gorąco jest najbardziej szczere) przyjmującej unik swojego politycznego idola. Wszystko co było i jest potem, to tylko dobra mina do złej gry.

Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Polityka