Jeszcze kilka tygodni temu w nagraniach z czarnych skrzynek Tupolewa 154 nie było nic nadzwyczajnego. Mówili to zarówno prokuratorzy niższej rangi jak i sam Prokurator Seremet oraz współpracujący z Rosjanami Edmund Klich. Tydzień temu w oficjalnych kanałach ogłoszono, że „ prostych nacisków nie było widać”, a mówienie o winie pilotów nazywano „przedwczesnym” i „pochopnym”.
Dziś sytuacja zmienia się o 180 stopni. Jak pyta (po raz kolejny „tylko pyta”) jedna z gazet, być może „generała Błasika ktoś naciskał?” I kontynuuje „ciekawe czy poszedł on do kokpitu z własnej inicjatywy”, i kto musiałby go nakłaniać do lądowania, wiadomo jednak, że idąc do pilotów musiałby „przejść przez salonik prezydencki”… Zmieniła się też wiedza i możliwości Edmunda Klicha. Choć jeszcze przedwczoraj mówił że „nic nie może powiedzieć do momentu zakończenie śledztwa”, dziś przypomniał sobie drobny, „nieistotny” dla sprawy szczególik (na informowanie o którym zgody mieć zapewne nie musi), że piloci byli jednak samobójcami i świadomie zeszli poniżej wszelkich dopuszczalnych pułapów…
Obserwując to wszystko co dzieje się wokół katastrofy, odnoszę coraz mocniejsze wrażenie, że przed nami rozgrywana jest jakaś groteskowa szopka. Na początku próbowano grać ministrem Seremetem, ale po kilku wpadkach (być może zorientował się, że strona rosyjska i polskie władze robią z niego pośmiewisko), widać go już coraz mniej, natomiast pierwsze medialne skrzypce przejął właśnie Edmund Klich, który jak pociągana za sznurki marionetka z dnia na dzień diametralnie zmienia swoje stanowiska: Raz jest ostry i rzeczowy, innym razem chce rzucać dochodzenie, by następnego dnia chwalić współpracę z Rosjanami. Jednego dnia mówi, że nie ma dowodów na naciski, kolejnego daje odczuć obserwatorom, że nie tylko takie dowody są, ale wręcz przekonujące. I tak w kółko. Każdy dzień przynosi rewelacje w obszarach, które wydawały się być dawno zamknięte.
I w tym wszystkim, zapewne nieprzypadkowo swoistą konsekwencję przekazu zachowuje tylko Gazeta Wyborcza, winą za katastrofę pośrednio (na razie) obarczając nieżyjącego prezydenta. Argumenty gazety są rzecz jasna słabiutkie, bowiem jaka jest wartość informacji choćby o wpływie „spóźnienia” wylotu (oczywiście zawinionego przez prezydencka parę), w sytuacji, kiedy w lotnictwie takie drobne „przesunięcia” to codzienność? Oczywiście nie ma to żadnego znaczenia, ale pozwala stworzyć „pozór” dowodu. Ta liniowość Gazety ma jednak inny cel. W bałaganie jej wizja wydaje się być jedyna stałą, i być może zapada czytelnikom głęboko w świadomość. Taki bałagan pozwala też manipulować kampanią wyborczą. Wyskoki Klicha dają bowiem pola na wprowadzenie do medialnego obiegu dowolnej „wrzutki”, bez jakichkolwiek konsekwencji. To co się dzieje teraz, to moim zdaniem jedynie próby tego co przed ciszą wyborczą ukoronuje „stałość” Wyborczej. Wtedy ogłosi się wprost, że to „Kaczyński rozkazał”.
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka