Prawo do organizacji politycznych demonstracji, zgromadzeń i prowadzenia kampanii jest fundamentem norm w każdym demokratycznym państwie. Możliwość nieskrępowanej organizacji wieców i spotkań wyborczych jest jednym z najważniejszych przywilejów obywateli państw rządzących się zasadami demokratycznymi. Jest wszakże jeden warunek – nikt nie ma prawa tych spotkań wyborczych umyślnie zakłócać lub uniemożliwiać. Każda partia czy organizacja ma możliwość zwoływania swoich spotkań lub konwencji i nikt nie ma prawa do przeszkadzania w tego typu działaniach. Wydaje się to oczywiste i zrozumiałe. Owo „przeszkadzanie”, jest nawet wykroczeniem opisanym przez odpowiednie paragrafy, a ktoś kto przemocą, lub w inny sposób rozbija spotkanie kandydatów z wyborcami podlegać może także karze więzienia.
Tymczasem Polska pod rządami Platformy Obywatelskiej przestała już być krajem, w którym można w spokoju i powadze rozmawiać z własnymi wyborcami, bez strachu, że nikt nie urządzi prowokacji, nie zakłóci spokoju, lub wręcz nie wtargnie aby takie zgromadzenie rozbić. Już po Lublinie i cyrku błazna Palikota powinno się nam zapalić czerwone światło. Zgoda władz na demonstracje dwóch niechętnych sobie ugrupowań w tym samym miejscu (między bajki można włożyć to, że naczelny klaun PO wyprowadził magistrat w pole występując jako fundacja pro-rodzinna) była skandalem, mającym w zamyśle uniemożliwić normalną demokratyczną procedurę jaką jest spotkanie z wyborcami. Dziś sytuacja znowu się powtarza, tylko w drastyczniejszej formie. Bojówka Tuska wpadła na wiec wyborczy Jarosława Kaczyńskiego we Wrocławiu i próbowała wszcząć awanturę. Doszło do rękoczynów, przepychanek i bójki. Wielu ludziom puściły nerwy, musiała interweniować policja. Ktoś może zaraz powiedzieć, że to niewinny wyskok gorących głów z „Młodych Demokratów”, że chcieli tylko zwrócić uwagę na różnice między swoim i wykpionym przez nich kandydatem. Otóż nie proszę państwa. To nie był zwyczajny, głupi wyskok.
W Polsce zaczyna się tworzyć coś w rodzaju atmosfery nienawiści nie tylko do Kaczyńskich ale także w stosunku do ich wyborców i zwolenników (także tych jedynie podejrzewanych o sympatię). Dziś rano np. Jacek Żakowski powiedział, że głosowanie na Kaczyńskiego to objaw choroby psychicznej. Za chwilę usłyszymy, że nie jesteśmy godni na takich samych zasadach jaki inni (prawowierni, „jaśni”) uczestniczyć w społeczeństwie. W mediach dominuje krańcowa obłuda i zafałszowanie rzeczywistości, prowadzi się prawdziwą (w odróżnieniu od tej wyimaginowanej z lat 2005-2007) segregację ludzi, jątrzy i judzi na niespotykaną wcześniej skalę. Znienawidzony przeciwnik polityczny został już nie tylko odarty z wszelkich racji, ale wręcz mówi się coraz odważniej o jego zniszczeniu i likwidacji. Nie wystarcza już to, że się go ostro skrytykuje i wyszydzi w posiadanych środkach przekazu, trzeba go dodatkowo upokorzyć i doprowadzić do upadku, na przykład poprzez takie jak dziś wysyłanie bojówek rozwalających wiec kampanijny. Teraz są to „tylko” happeningi, jutro będą rozpędzać nas gazem łzawiącym i wsadzać do szpitali psychiatrycznych.
Najgorsze jest to, że na zwolenników obecnej władzy przestały już działać jakiekolwiek argumenty, nawet te najbardziej skwantyfikowane i oczywiste. Wrogość wśród stronników Komorowskiego i Tuska jest posunięta do takiego absurdu, że z każdym tygodniem staje się ona dla nas wszystkich coraz bardziej niebezpieczna. Obecna ekipa kilkuletnią propagandą ośmieszania, deprecjonowania, odczłowieczania konkurentów, haniebnymi hasłami o „dożynaniu watah” przyczyniła się do wyhodowania odpornego na wszelką prawdę i fakty potwora, który kiedyś nam wszystkim (także i tej ekipie) może odgryźć głowy. Moim zdaniem tylko wybór Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta może powstrzymać wzrost tego napięcia. Trzeba przeciąć ten rosnący od pięciu lat wrzód wszechobecnego kłamstwa, zanim sam pęknie i uśmierci organizm.
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka