"Pieniądze wyprowadzone z budowy stadionów, ok. 100 milionów złotych miały iść na tajny fundusz wyborczy PiS" - zeznanie takiej treści złożył w prokuraturze Tadeusz M., podejrzany o korupcję współpracownik byłego ministra sportu Tomasza Lipca obwieszcza "Newsweek" na swoich stronach internetowych...
Jak widać redaktor Kobosko rzeczywiście, zgodnie ze swoimi poglądami i zapowiedziami ma zamiar podjąć wojenną krucjatę przeciwko PiS. Powyższy cytat ze stron internetowych Newsweeka może się na pierwszy rzut oka wydawać bardzo ciężkim pociskiem artyleryjskim dalekiego zasięgu, który ma szansę naprawdę ugodzić i zniszczyć znienawidzonych Kaczorów. Wielki skandal z malwersacjami na ponad 100 milionów złotych, to już nie tylko nieładnie odwrócony szlik w rękach prezydenta na międzypaństwowym meczu, czy podrabiana torebka posłanki Szczypińskiej...
To coś znacznie poważniejszego. Gdyby pocisk trafił celnie siła rażenia afery powinna być o wiele większa niż w przypadku afery Rywina, gdzie "fundusz" SLD miał być zasilony jedynie skromną kwotą 19,5 mln dolarów... Jest to na szczęście kolejny, pozbawiony jakichkolwiek podstaw rzeczywistych mokry kapiszon który nikogo nie może ranić ani wyrządzić jakichkolwiek szkód. Powinien co najwyżej ośmieszyć samego atakującego. Tak się akurat składa że to właśnie sam PiS rozbił "gang Lipca" i wsadził go do więzienia. Gdyby rzeczywiście M. i Lipiec mieli być skarbnikami Kaczyńskich, to ten pozwoliłby na prowadzenie w stosunku do nich, czyli swoich zaufanych "organizatorów" policyjnego śledztwa? Tylko ktoś wyjątkowo żałosny lub naiwny mógłby w to uwierzyć.
To co mówi Tadeusz M. wygląda na rozpaczliwą próbę przypodobania się Platformie Obywatelskiej i jej zarządcom, w nadziei że działacze wdzięczni za atak na swego największego wroga dadzą panu M. upragnioną wolność. Wiewle wskazuje że tak właśnie może się stać. Śmiało można stwierdzić iż jest to też reakcja na ostatnie bardzo dla PO niekorzystne trendy w sondażach preferencji politycznych (dwa badania z poparciem poniżej 41%).
Cała sprawa pokazuje też niezwykły prymitywizm wielu adwersaży Kaczyńskiego i PiS. Ostatnio słyszałem w TOK FM z ust samego redaktora Kobosko że "Wałęsa był złym prezydentem bo ulegał wpływom Kaczyńskiego w kancelarii". Tak się jednak składa że najgorsze rzeczy (zdaniem ulubieńca Kobosko czyli A. Michnika) Wałęsa robił pod koniec swojej prezydentury (czyli wtedy gdy Kaczorów już dawno przy nim nie było), czyżby naczelny Newsweeka o tym nie pamiętał? Bo chyba nie kwestionuje słów swojego mentalnego guru?
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka