„Jak świat światem Niemiec nigdy nie będzie Polakowi bratem” – To stare, proste przysłowie należy przywołać właśnie teraz kiedy w Niemczech rozpoczyna się największa od lat, bezczelna, prymitywna i po prostu nikczemna nagonka na Polskę i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Powodem całej awantury jest oczywiście wypowiedź głowy państwa polskiego na temat traktatu z Lizbony, w której stwierdził ze nie podpisze i tak „martwego” już dokumentu... Tylko tyle! Chciało by się powiedzieć że to stwierdzenie z kategorii „oczywistych oczywistości”, bowiem nawet najbardziej zatwardziali zwolennicy traktatu wiedzą że przegrane referendum irlandzkie ostatecznie przesądza sprawę, a cała reszta to wyłącznie polityczne demonstracje bez jakiejkolwiek mocy wiążącej. O co zatem chodzi?
„Niepopularny prezydent Polski Lech Kaczyński chciał zademonstrować, że jest bliski narodowi i skompromitował się, podejmując przewidywalny manewr” - ocenia publicysta gazety "Sueddeutsche Zeitung" Thomas Urban. Według tego niemieckiego dziennikarzyny (zresztą nienawidzącego Polskę i Polaków – czemu dał wyraz w licznych swoich artykułach o podobnej tematyce) całe zajście z traktatem to "typowa dla Lecha Kaczyńskiego" porażka jego polityki medialnej. "Chce wystąpić jako silny obrońca interesów Polski, a potem następuje odwrót" uważa Urban (nomen omen to nazwisko w tym kontekście musi budzić skojarzenia). Jeszcze dalej w krytyce i wnioskach idzie niejaka Silvana Koch-Mehrin, Eurodeputowana niemieckiej FDP: „Nadeszła godzina populistów: Polski prezydent znów powoduje stres w sprawach europejskich(...). Uważam, że UE nie powinna pozwolić, by to ją powstrzymało, ale wyraźnie powiedzieć: Albo jakieś państwo jest członkiem UE na podstawie Traktatu Lizbońskiego, albo nie".
Teraz już wiemy... Jeśli nie okażemy należytego uwielbienia Niemcom i Francji, a przecież do tego w gruncie rzeczy sprowadza się podpisanie bezwartościowego świstka papieru jakim jest już formalnie odrzucony Traktat, powinniśmy zostać przykładnie wyrzuceni z Unii Europejskiej. Pani Koch-Mehrin idzie jeszcze dalej, chce nakazać państwom europejskim stosowanie nieistniejącego prawa, i stawia alternatywę: Albo Lizbona albo won z Unii...
Degrengolada środowisk „eurokratycznych” tym samym przechodzi już wszelkie dopuszczalne granice. Głupota, cynizm, oszczerstwa i szantaż stają się nowymi wyznacznikami europejskiej polityki. Demokracja jest dla tych ludzi tylko nic nie znaczącym sloganem, którym bezustannie można sobie wycierać gębę, a w rzeczywistości zaczyna się nam serwować system który jest przeciwieństwem demokracji. Głos mają mieć tylko silni i będące emanacją owych silnych środowisk tzw. światłe elity, które wszystko wiedzą lepiej. Cały czas przypomina się że jeden procent populacji UE blokuje jej rozwój, a nikt nawet nie zająknie się że takie jest prawo i należy go przestrzegać. Na tym polega udany związek silniejszych ze słabszymi że wszyscy mają równy głos i nikt nikogo nie próbuje zdominować.
Prezydent Kaczyński ma według tych światłych europejskich elit, stać się symbolem wstecznego ciemnogrodu, zaściankowego warcholstwa które staje na drodze postępowi i nowoczesności. Prawda jest jednak zupełnie inna. Za atakami na niego stoją Francja i Niemcy, które pod płaszczykiem modernizacji i usprawnienia struktur Unii Europejskiej, pragną ją sobie całkowicie podporządkować. I nie chodzi tu o promujące te dwa państwa sposoby liczenia głosów w Radzie UE, ale o obyczaj który na naszych oczach się właśnie kształtuje. Jeśli teraz ulegniemy, już raz na zawsze będziemy jedynie politycznymi wasalami bez żadnego znaczenia i wpływów, których zawsze można zakrzyczeć i nigdy nie trzeba liczyć się z ich opinią. Będzie to także niebezpieczny precedens dla europejskiej demokracji, bowiem będzie to wyraźny sygnał że z wynikami wyborów nie należy się liczyć, wystarczy je przeprowadzać ponownie i po sprawie. Niemcy i Francuzi mają marzenie. Chcą stworzyć coś w rodzaju Stanów Zjednoczonych Europy z tym że ani myślą o prawdziwej równości. Oba te państwa chcą rządzić wszystkimi pozostałymi według własnego uznania, a jeśli tego będzie wymagać potrzeba chwili, są gotowe nagiąć każdy przepis na swoją korzyść (co zresztą już teraz namiętnie robią, np. w sprawach ekonomicznych). Ludziom wmawia się że jest to wielka wizja Wspólnej Europy, zapomina się jednak dodać że kluczem do sukcesu USA była właśnie równość stanów, które bez względu na liczbę ludności czy zamożność mają równe prawo współdecydowania o losach całego państwa (co np. charakteryzuje się równym przydziałem mandatów do Senatu). Dodatkowo przykrość musi sprawiać nam fakt iż po wypowiedzi prezydenta Kaczyńskiego nagle to my stajemy się winni całemu złu Europy, mimo iż to nie my odrzuciliśmy traktat pierwsi. Atakują nas politycy z kraju który sam nie ratyfikował traktatu, co więcej wcale nie jest pewne że ratyfikuje! Ta niesamowita przewrotność w działaniach, powtarzające się ponaglenia, język pełen lekceważenia i wyższości, stałe pouczenia i nakazy nie pozwalają mi optymistycznie patrzeć na przyszłość Unii Europejskiej. Zaburzenie współpracy i odrzucenie zasady kompromisu, stałe narzucanie swojej woli przez kilka największych państw będą ostatecznie prowadzić do dezintegracji całego systemu i w konsekwencji rozpadu UE. Nawet gdyby nas teraz wyrzucili (co moim zdaniem nie jest realne) Unia nie przetrwa następnych 50 lat. Zostały zniszczone pewne „więzi zaufania”. Ratunkiem jest zmiana filozofii i powrót do podstaw: poszanowania demokracji bez względu na jej werdykty. W tym kontekście niemiecka nagonka na Polskę wydaje się być całkiem zrozumiała. Oni walczą o swoje interesy, wiedzą przecież że przywództwo nad Unią będą mogli objąć tylko po spacyfikowaniu nastrojów w oponujących państwach, a opór Polski można zgasić tylko w zarodku, gdyż potem będzie już za późno.
Wbrew pozorom wcale nie jesteśmy skazani na niepowodzenie. Sojuszników jest więcej niż mogłoby się wydawać. Np. Austria, Czechy i wiele innych państw po cichu nas wspiera, pozostałe (zwłaszcza mniejsze) trzymają za nas kciuki. Ostatnia wypowiedź kanclerza Austrii, że zwoła u siebie referendum jeśli szantaż Irlandii będzie trwać nadal, daje nadzieje na zmianę i opamiętanie. Co przyniesie przyszłość? Zobaczymy...
P.S.
Właśnie obejrzałem materiał na powyższy temat w polsatowskich Wydarzeniach. Jeden z "ekspertów" powiedział wprost że odrzucenie Traktatu w Irlandii "To nie jest koniec procesu ratyfikacji traktatu w tym kraju". Mamy zatem ostateczną wykładnię: głosowania przebiegające nie po naszej myśli możemy w kółko powtarzać aż do pożądanego skutku... Ręce opadają. I te wszystkie bazdury mówią ci którzy w działaniach Kaczyńskich widzieli zagrożenie dla demokracji. Niedługo dowiemy się że sam akt głosowania jest sprzeczny z ideałami "nowoczesnej" wolności. Hańba.
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka