Od razu się przyznaję. Nie, nie mam tych zdjęć. Ale zaciekawiony sprawą wsiadłem do googla i w czasie lotu koszącego po ru-necie natknąłem się na ciekawe znaleziska.
Oto Anton Sizych jako bloger o pseudonimie "gorożanin z Barnauła" publikuje zdjęcia ofiar katastrofy smoleńskiej 27 września tego roku. Afera powstaje dopiero po niecałym miesiącu. Sizychowi pod naciskiem polskich władz administrator zamyka konto na livejournal.ru. Kontaktują sie z nim polscy dziiennikarze i okazuje się, że zdjęcia pochodzą od blogerki Tatjany Karacuby z Ukrainy, a bardziej konkretnie z Krymu. Kim jest Karacuba?
Znalazłem jej oficjalny blog na www.karatsouba.com. A na nim bardzo ciekawe dla mnie informacje.
Oto biografia Tatjany, w wersji przez nią podanej. Pełne nazwisko to: Tatjana Karacuba Seid-Burchan. Urodzona w 1954 roku, czyli obecnie ma lat 58. Szkołę, jak mniemam podstawową dzisięcioletnią, ukończyła w 1972 roku w kolonii Szachtiorskaja, w rejonie Anadyrskim, okręgu Magadańskiego.
Jeśli zna się geografię Sowietów, to Magadan nie jest obco brzmiącą nazwą, a w połaczeniu z "szachciorski", czyli "górniczy", mówi całkiem wiele. Tam znajdował się Gułag z kopalniami, gdzie ginęli tysiącami zsyłani przez sowietów ludzie, zwłaszcza Polacy wywożeni w latach 1942-1943. Magadan położony jest nad Morzem Ochockim w Górach Kołymskich pokrytych tajgą i tundrą.
Tania w 1978 roku kończy Moskiewski Uniwersytet Państwowy (MGU) na wydziale dziennikarstwa. Zaczęła pracować w Agencji Informacyjnej APN a potem w czasopiśmie «Международная жизнь», które w tym czasi nadzorował sam Gromyko. W 1978 roku wraz z rodziną wyjechała do USA aby pracować w ONZ, a w 1986 przeniosła się do Szwajcarii, do Genewy, też do jakiejś filii ONZ. W tym momencie u kazdego znawcy sowietow powinna się zapalić czerowna lampka w mózgu. Ktoś, kto wyjeżdza do USA, a zwłaszcza do pracy w sowieckiej misji przy ONZ nie mógł być zwyczajnym człowiekiem, musiał być współpracownikiem lub pracownikiem odpowiednich służb specjalnych ZSRR.
Tezę tą potwierdzają dalsze losy naszej Tani. W 1998 roku zostaje redaktorem naczelnym czasopisma o nazawie "Prezydent. Parlament. Rząd" («Президент. Парламент. Правительство»). Nie jest to jakieś wydawnictwo wiodące, wychodzi bowiem w nakładzie około 1500 egzemplarzy i jest rozprowadzane według rozdzielnika do odpowiednich instytucji, jak Prezydent i jego administracja, administracja rządowa, parlament i służby "ochrony praworządności". W latach 2002-2003 czasopismo nie ukazywało się ze wględu na brak funduszy. W roku 1998 Tatjana broni dysertację na stopień kandydata nauk na Katedrze Akmeologii i Psychologii Akademii "Gossłużby" przy Prezydencie Rosji. A w 2002 broni także dysertację na wydziale Bezpieczeństwa Wewnętrznego Akademii Bezpieczeństwa Narodowego.
Nasza Tania przedstawia swoją genealogię i genealogię swojego nazwiska. Ojciec jest potomkiem starego rodu Kara pochodzącego z Krymu z miasta Karasubazar. Po matce dziedziczy dwie gałęzie. Pierwsza to Sedi, (przydomek Sedi nadawano potomkom Fatimy, córki proroka Machometa) a druga Burchan (prawdziwe imię Dzingys Chana).
Czyli mamy pra,pra,pra, pra wnuczkę Chanów Złotej Ordy.
Na blogu Tatjany mamy więcej ciekawych rzeczy. Jest galeria fotografii, a tam oprócz zdjęć rodzinnych cała masa najróżniejszych zdjęć z rosyjskimi osobistościami. A to Tanja z Prezydentem Jakucji, a to z Prezydentem Tatarstanu, a to z Ministrem Sysujewem - Kierownikiem Administracji Prezydenta Rosji, dalej Tania z generałem Zajcewem - pierwszym dowódcą oddziału "Alfa" (To coś takiego jak nasz Grom) i tak dalej i dalej.
Na koniec najciekawszy kąsek. Na blogu zamieszczony jest artykuł pod tytułem: "Kara Dar. Mysz nie może być sową." Tatjana jako rasowy psycholog zajmuje się tropieniem zbrodni rytualnych. W artykule przedstawia zdjęcie Putina w otoczeniu członków Bractwa Nocnych Wilków zrobione pod Sewastopolem 12 czerwca tego roku.
W podpisie czytamy Władimir Putin z przyjacielem Chirurgiem. Ciekawy pseudonim dla członka Bractwa Wilków, Chirurg. W rytuałach jest pewnie wiodącym specjalistą.
Hobby Karacuby, czyli tropienie mordów rytualnych, stanowiło dobrą przynętę, na którą się złapała. Jak sama stwierdza zdjęcia smoleńskie ktoś anonimowo jej podesłał. Anonimowo, czy nie, mają one jakoby potwierdzać tezę zwaną u nas „maskirowką”. Czyli samolot wylądował, a pasażerów zabito. Według Karacuby w sposób rytualny.Tezę „maskirowki” usilnie u nas forsuje bloger Free Your Mind . On uwolnił już swój umysł, tylko my maluczcy za nim nie nadążamy.
Wydaje się, że publikacja tych zdjęć jest bardziej sprawą wewnętrznych „walk buldogów pod dywanem” w Rosji, niż chęcią upokorzenia Polski. Choć nic nigdy nie wiadomo!
P.S.
Jest też inna możliwość. W związku z lecącym na łeb poparciem dla jedynie słusznej partii. Publikacja tych zdjęć jest "medialną wrzutką", którą powinien zająć się "niewdzięczny naród" zamiast słuchać krytyki wygłaszanej przez partię "niesłuszną". W takim przypadku byłby to dar od "jego wieliczestwa" cara wsiej rusi dla jego "raba" Donalda. T.