Lufthansa rozdziewiczyła Katowicki pas.

Te rozdziewiczenie mogło być bardzo krwawe. Dziś podczas podejścia do lądowania kontroler poinformował nas by zwrócić uwagę i wylądować na odpowiednim pasie, bo jeden samolot już na nowym pasie wylądował, a drugi się też tam przymierzał. Najpierw myślałem, że kontroler sobie jaja robi, ale jak zobaczyłem sylwetkę samolotu stojącego na nowym pasie to nie mogłem wyjść z podziwu. Na progu pasa stał ciężki sprzęt, a wzdłuż pasa też przeszkód też nie brakowało.

Podejście na pas 27 jest dość ciekawe. ILS nie działa i podchodzi się na VOR a ze znacznym offsetem 11 stopni idealnie celując w próg nowego pasa. Nowy pas ma teraz powierzchnię jasną, betonową i jest idealnie widoczny w odróżnieniu od starego, który jest czarny. Można powiedzieć że na 100% widać 90% nowy pas i 10% stary. Na nowym pasie nie ma widocznego oznaczenia informującego że nie nadaje się do użytku. Nikt nie wprowadził ostrzeżeń na kartach podejścia ani w ATIS ie. Na czas podejścia słońce będące na zachodzie efektywnie oślepiało.

Gdyby doszło do zderzenia z ciężkim sprzętem, samolot zamieniłby się w kulę ognia. Piloci mieli kupę szczęścia. Współczuje im, bo to mogło się przytrafić każdemu. Jak widać nie tylko Polacy dają ciała. Niemieckie fachury, też go dają. Jesteśmy tylko ludźmi. Pamiętajmy o tym.

Ponieważ nie wybudowano jeszcze dróg kołowania prowadzących do pasa, samolot musiałby tam stać do następnego roku. Zdecydowano się więc wyczyścić pas, wystartować na pusto i wylądować na starym pasie. Gdy odlatywałem, trwała akcja przepychania samolotu na początek (dostępny) pasa. Teraz samolot stoi pod terminalem. Jak lądowałem w nocy ATIS ostrzegał już o ryzyku pomylenia pasów. Wyciągnięto wnioski. Dobrze że nikomu nic się nie stało i incydent zakończył się tylko wstydem i pewnie pełną zawarością gaci.