Różnica między Bronisławem Komorowskim, a Jarosławem Kaczyńskim wyniosła około 5%. Jednak nie wszędzie tak było - w wielu miejscach przewaga jednego lub drugiego kandydata była o wiele większa.
Tak też było w okręgu wyborczym, w którym byłem w komisji wyborczej. Okręg 1130 w Warszawie - areszt śledczy (połaczony zresztą z więzieniem) okazał się prawdziwym bastionem zwolenników Bronisława Komorowskiego. Już od rana wyborcy przyprowadzani w grupkach przez strażników rzucali hasło "Głosujmy na Kaczyńskiego". Dopiero któraś z kolei grupa dokończyła popularny tego dnia gryps "bo jest jeszcze jeden Tupolew".
Kilkanaście godzin i 30 ukradzionych długopisów później mogliśmy wziąć się za liczenie głosów. Pierwsze miejsce zdobył Komorowski uzyskując 85%, czyli 500 głosów. Daleko za nim znalazł się Napieralski z 5% poparciem i Kaczyński z 3% poparciem ( czyli 23 głosy ).
Z takim wynikiem Komorowski już dzisiaj byłby prezydentem. Nie mam wątpliwości, że w drugiej turze w tym okręgu odniesie jeszcze większe zwycięstwo. Cóż, są miejsca, gdzie PiS nigdy z PO nie wygra.....
Wiktor Klimiuk