Warto czasem wyjść z domu. Poranek (przed 10!) w mieście to coś, czego ostatnio często nie oglądam. Wczoraj zdarzyło się mi nietypowe spotkanie... Odprowadzałem Julll na Uniwersytet. Na dziedzińcu zaraz przed Instytutem Historii usłyszeliśmy dziwne skrzeczenie. Na trawniku nieopodal siedziała sroka i nachylała się nad ciemnym kształtem, który wydawał dźwięki. Wydawało się, że sroka jest agresorem, a piszczy jakiś mniejszy ptak zakrywający skrzydłami młode, a może posiłek. Julll podchodząc spłoszyła srokę. Na trawie została znieruchomiała latająca mysz...
Gdy po 10 minutach wróciliśmy w to miejsce, nietoperza już nie było. Śladów po nim też nie. Mamy nadzieje, że pozbierał się i zwiał wrednej sroce... ;-)
Tytuł oczywiście zaczerpnięty z anegdotki o tym, jak Batman przedstawia się w czeskiej wersji filmu. Nie udało mi się potwierdzić, że ten zwrot w rzeczywistości funkcjonuje gdziekolwiek poza Polską...
Inne tematy w dziale Kultura