Obszerna publikacja Anne Applebaum w magazynie Wyborczej „Wolna Sobota” z 8-9 sierpnia 2020 r zatytułowana „Cena Kolaboracji”, to obraz postaw i zachowań polityków z czasów minionych i aktualnych.
Gros tych wywodów autorka skupia na prezydenturze Donalda Trumpa, postaci ze wszech miar kontrowersyjnej o zasadach etyczno-moralnych dalekich od oczekiwanych a przynależnych przywódcy światowego mocarstwa.
Bardzo wymowne są uwagi na temat intencyjnych sprzeczności z deklaracji wyborczych Trumpa, a późniejszymi praktykami jego rządów.
Oto kilka przykładów:
*W miejsce doktryny światowego przywództwa USA Trump zaproponował „najpierw Ameryka”, która jak się okazało – oznaczała „najpierw ja i moi znajomi”.
*Zbudował sobie Gabinet i administracje, które nie służą ani dobru publicznemu, ani jego wyborcom, tylko jego własnym potrzebom psychologicznym i interesom jego własnych przyjaciół na Wall Street i /…/ jego własnej rodziny.
*Trump zaatakował wojsko, nazywając swoich generałów „bandą głupków i małych dzieci”, a także wywiad amerykański i oficerów organów ścigania, których dyskredytował jako „deep state” /stan głęboki/ i ignorował ich rady. Powołał słabych i niedoświadczonych „pełniących obowiązki” do prowadzenia najważniejszych instytucji bezpieczeństwa w Stanach.
* Systematycznie niszczy amerykańskie sojusze.
*[Amerykańscy] politycy, którzy przez całe życie stosowali się do zasad i zwracali uwagę na swoje słowa, pilnując języka /…/ mogą odczuwać admirację do kogoś takiego jak Trump, który łamie wszystkie zasady i uchodzi mu to płazem. Kłamie, oszukuje, wyłudza, odmawia okazania współczucia, sympatii lub empatii, nie udaje, że w cokolwiek wierzy albo przestrzega jakiegoś kodeksu moralnego. Symuluje patriotyzm za pomocą flag i[serwowaną im] gestów, ale nie zachowuje się jak patriota. A w jego kampanii wyborczej w 2016 r. dążono do uzyskania poparcia Rosji.
*Niezależnie od tego jak krytykuje się Trumpa, jakie szkody wyrządził demokracji i samorządności, jakie korupcyjne trakcje by zawierał /…/ wszystko to maleje /w oczach akolitów/ w porównaniu z [serwowaną im] przerażającą alternatywą: liberalizmem, socjalizmem, dekadencją moralną, zmianą demograficzną, i degradacja kulturową, które byłyby /zdaniem akolitów/ nieuniknione w wyniku prezydentury Hilary Clinton.
A tak mało optymistycznie kończy swój wywód p. Anne Applebaum przytaczając słowa swojego anonimowego rozmówcy byłego pracownika administracji Trumpa:
„Boję się wystąpić”. Strach jest oczywiście najważniejszym powodem, dla którego członek społeczeństwa autorytarnego lub totalitarnego nie protestuje i nie rezygnuje z funkcji , nawet jeśli przywódca popełnia przestępstwa, narusza swoją oficjalną ideologię albo zmusza ludzi do czynów, o których wiedzą, że są niewłaściwe.
Autorka kontynuuje: Ten sam były pracownik administracji, który zauważył wagę apokaliptycznego chrześcijaństwa w Waszyngtonie pod rządami Trumpa, powiedział mi także, z ponura odrazą, że „oni wszyscy są wystraszeni”.
Boją się nie więzienia - powiedział urzędnik – ale tego, że Tramp ich zaatakuje na Twitterze. Boją się, że wymyśli dla nich jakieś przezwisko. Boją się, że będą wyśmiewani albo zawstydzeni. Boją się, że stracą swoje miejsce w społeczeństwie.
Są wystraszeni i chyba nie wiedzą, że ten strach ma precedensy albo, że może mieć konsekwencje. Nie wiedzą, ze podobne fale strachu pomogły przekształcić inne demokracje w dyktatury. Nie zdają sobie chyba sprawy, że amerykański Senat może się stać rosyjską Dumą, albo węgierskim parlamentem, grupą wywyższonych mężczyzn i kobiet, którzy siedzą w eleganckim budynku i nie maj na nic wpływu, żadnej władzy.
W rzeczy samej już jest nam znacznie bliżej do tej rzeczywistości, niż wielu to sobie wyobrażają - kończy rozmówca autorki.
Dość martwiącym w tej sytuacji jest demonstrowane przez polskie władz zauroczenie prezydenturą Donalda Trumpa, bo to prezydentura kontrowersyjna daleka od uroku demokracji.
Większość z nas czytających ów artykuł Anne Applebaum doznało zapewne uczucie ulgi, że b. urzędnik amerykańskiej administracji przewidując przemianę Senatu USA w rosyjską Dumę i węgierski parlament /przykłady degradacji demokracji/ nie wymienił polskiego sejmu, co oznacza, że jeszcze nie wykreślono Polski z europejskiej listy demokratycznego państwa prawa.
Choć cytaty „reform” administracji Trumpa kojarzą się z reformami „dobrej zmiany” w Polsce to – w oczach świata – nie służą jeszcze za przykład destrukcji porządku demokratycznego w państwie.
I to jest zachętą dla nas, by konsekwentnym oporem nie dopuścić w Polsce do takiego stanu naszej demokracji, która by upoważniała do porównywania Polski z putinowską Rosją i orbanowskimi Węgrami.
Komentarze