foros foros
3774
BLOG

Bitwa Warszawska 1920: strzelanie brylantami do wrogów. Warto było?

foros foros Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 92

Mieliśmy ostatnio rocznice dwóch wielkich bitew: powstania warszawskiego i bitwy warszawskiej. Obie w jakimś sensie zadecydowały o losach PL na dziesięciolecia. Pierwsza była wielką klęską, druga wielkim zwycięstwem. Obie też mimo, że różne, były do siebie podobne: w obu Polacy strzelali brylantami do wrogów. 

Dlaczego wygraliśmy bitwę warszawską i całą wojnę z Rosją Radziecką?

Wielu zwraca uwagę na geniusz Piłsudskiego czy Rozwadowskiego, ogólnie na przywódców. Moim zdaniem tak nie jest. Sądzę, że wojskowo, to polskie sztaby były gorsze od rosyjskich, nawet tych skażonych komunistycznymi naleciałościami. Podobnie przywódców politycznych mieliśmy gorszych jakościowo od komunistów, nie mówiąc już o wywiadzie - no bo jak można było nie dostrzec - nie przewidzieć ofensywy radzieckiej z północy? Możliwości obejścia frontu północnego przez granicę litewską czy niemiecką? Możliwości przełamania frontu rozciągniętego wyprawą kijowską? Nie mieć planu B wobec bierności Ukraińców po zdobyciu Lwowa? Po co było rozwalać personalnie wytrenowane i najlepiej wyposażone pułki armii Hallera?

Popatrzmy na daty:

3 maja - pierwsze oddziały polskie wkraczają do Kijowa.

5 czerwca - przerwanie polskiego frontu pod Samhorodkiem

4 lipca - początek ofensywy Tuchaczewskiego na północy

10 sierpnia - korpus Gaj Chana przekracza Wisłę

13 sierpnia - Tuchaczewski atakuje Warszawę

W ciągu 1-2 miesięcy Polska traci ok. 2/3 posiadanego terytorium, w tym twierdzę brzeską. Tyle o pracy polskiego sztabu generalnego i porównaniu jej z pracą sztabu radzieckiego.

image


Jeśli zaś chodzi o polityków: w Miakiszewiczach Lenin proponował Piłsudskiemu pokój i terytorium znacznie większe niż granice ryskie w zamian chcąc spokoju na granicy. Piłsudski dał mu to czego chciał ale za darmo, zostawiając Wielkopolskę, Śląsk i Śląsk Cieszyński samym sobie. Plus późniejsza zgoda rządu polskiego na linię Curzona - też za darmo. Myślę, że to jednak bolszewicy mieli lepszych polityków.

Dodajmy też, że jakość armii polskiej nie mogła być najwyższa, skoro od października 1919 do lipca 1920 (więc już po wyprawie i odwrocie kijowskim) aż 71% strat wynikało z chorób (połowa to chorzy zakaźnie) a straty bojowe (zabici, ranni, niewola, zaginieni) to mniej niż 20% (6% dezercje).

Dlaczego więc to Polska wygrała tę wojnę? Dlaczego wygraliśmy bitwę warszawską? Pewnie wielu historyków i, przede wszystkim, polityków zastanawiało się nad tym, mnie jednak jakoś nie udało się dotrzeć do ich wniosków. Gdybym samodzielnie próbował taki wniosek wysnuć, to tak jak w pierwszym akapicie: wygraliśmy tę wojnę dlatego, że strzelaliśmy do bolszewików brylantami i opłaciło się.

Czytałem ostatnio książeczkę o bitwie pod Brodnicą - najdalszy zasięg Armii Czerwonej. W ciągu kilku - kilkunastu dni powstały z niczego 2 słabe pułki piechoty i dobrze wyposażony pułk ułanów z Wielkopolski. I to oni wygrali z bolszewikami i bitwę (bez baonu wydzielonego do blokady przeprawy przez Wisłę) dzięki postawie oficerów m.in. pułkownika Aleksandrowicza, który chodził między kulami i zachęcał żołnierzy do ataku, oraz dzielności nieostrzelanych, niewyszkolonych żołnierzy, którzy - odpowiednio dowodzeni - potrafili dokonać wiele.

Każdy może też przeczytać, np. w wikipedii, dzieje 27 pułku ułanów. Powstał on w ciągu 3 dni w kaliskiem. Po 7 dniach rzucony został do boju i sprawował się dobrze.

Jest też strona w wiki o Armii Ochotniczej Hallera: ponad 50 pułków piechoty, 11 pułków ułanów. W sumie 105 714 ludzi, rekrutowanych od 7 lipca do 30 września (de facto liczyli się ci, zrekrutowani do początku sierpnia). A zapewne nie są to wszyscy, bo nie jest w niej uwzględniona np. piechota walcząca pod Brodnicą. Być może Wielkopolska tworzyła II Armię Ochotniczą.

Jaka była wartość bojowa tych oddziałów? Pewnie niewielka. Byli to ogólnie nie podlegający poborowi, czyli albo ludzie starsi wiekiem, chorzy albo dzieci , tak jak batalion kapitana Zajączkowskiego złożony z harcerzy i lwowskiej inteligencji. Przez 1 dzień batalion ten zatrzymał armię Budionnego. Po wystrzelaniu amunicji chłopcy walczyli na bagnety. Praktycznie 100% z nich zostało zabitych (kilku rannych zabrał pociąg pancerny), ich ciała zostały porąbane szablami, obrabowane. Z 318 ciał zdołano rozpoznać 106. Tak brylantami strzelano do bolszewickiej dziczy. Ostatecznie marsz Budionnego na Warszawę został opóźniony na tyle, że nie dołączył on do Tuchaczewskiego i manewr nad Wieprzem był możliwy. Na ile zaważyły tu brylantowe kule?

Mówiąc więc wprost, moim zdaniem wygraliśmy bitwę warszawską po prostu zarzucając ruskie bagnety mięsem armatnim - niewyszkolonymi rekrutami - i było tego tyle, że te bagnety nie wytrzymały i zostały przygięte do ziemi. Podobny manewr wykonają podczas II wojny światowej Rosjanie zatrzymując Niemców w bitwie pod Moskwą. Przy czym w naszym przypadku kilkadziesiąt tysięcy tego mięsa armatniego stanowiły dzieci - dzisiejsi gimnazjaliści i młodsi licealiści, podczas gdy wiele "byków" siedziało po wioskach lub dezerterowało w ogóle nie rozumiejąc sensu tej walki bo przecież: "ziemia to nie polska lecz Boża". Dlaczego ta hałastra, cywilbana, niewyszkoleni rekruci, nie rozpadli się po salwach otrzaskanej w bojach, upojonej zwycięstwami Armii Czerwonej, dowodzonej przez świetnych dowódców? Chyba zadecydowały cechy genetyczne, wsparte ideą (wiara? obrona bliskich? honor? patriotyzm?) ale i odwaga i sprawność doświadczonych oficerów - takich jak płk. Aleksandrowicz, chodzących prosto, spokojnie między kulami (rozumiemy teraz po co był Rosjanom potrzebny Katyń?). To próba racjonalizacji, jednak w tych warunkach równie racjonalne wydaje się wyjaśnienie podawane przez współczesnych: cud.

Anatomia zwycięstwa

Skąd wzięło się te ponad 100 tys. ochotników gotowych w ciągu miesiąca poświęcić życie w imię istnienia abstrakcyjnego bytu? Moim zdaniem zadecydowała edukacja. I to raczej nie ta szkolna, raczej domowa. Silna i atrakcyjna kultura: książki Sienkiewicza, Żeromskiego, Przyborowskiego. Atrakcyjna historia: zwycięstwa i honor przodków. Tutaj wielki szacunek dla Polonii, Sokolstwa, które utworzyło - wbrew swojemu interesowi ekonomicznemu - Armię Hallera.

Zadecydowała samoorganizacja i samodyscyplina społeczeństwa, które w ciągu kilkunastu - kilkudziesięciu dni stworzyło nową armię. Nie byłoby to możliwe bez nieocenionej roli i wielkiego szacunku dla kościoła katolickiego.

Zadecydowała ekonomia: zamożność  i ofiarność ziemian, inteligencji ale i zwykłych ludzi. Bo błyskawicznie tworzone pułki jazdy powstawały w kilka dni w majątkach polskich ziemian, domyślam się, że za prywatne pieniądze, prywatnie wyposażone. Szczególne słowa uznania należą się tutaj Wielkopolsce. Mała obszarowo Wielkopolska wystawiła 1/4 polskiej armii: 19 regularnych pułków piechoty i były to pułki dobrze wyposażone i opatrzone + początek większości służb technicznych. W Wielkopolsce też, jak grzyby po deszczu powstawały formacje Armii Ochotniczej.

To byłby jeden zestaw czynników: praca pozytywistyczna, praca u podstaw. Jednym słowem endecja i endeckie myślenie.

Oprócz tego zadecydowała krew, geny: polski duch walki, czupurność, chętka do bitki widoczna przecież i dziś choćby w bitwach kibiców, rozróbach narodowców, autentycznym poparciu dla wojska i Obrony Terytorialnej. Ale też wytrwałość, lojalność, pracowitość, skłonność do słuchania wybranych, autentycznych przywódców. Spontaniczna pogarda dla zdrady i zdrajców.

Zadecydowała pomoc zewnętrzna: Przede wszystkim Francji, która - głównie we własnym interesie i nie tracąc na tym - wyposażyła i wyszkoliła Armię Hallera. Świetnie wyekwipowaną, wyszkoloną, prawdziwą regularną armię: 15 pułków piechoty stworzonych z Polonii i ochotniczych jeńców włoskich z artylerią, lotnictwem, wojskami pancernymi - w przeciwieństwie do dość kombinowanych i improwizowanych pułków Kongresówki i Galicji. Niestety armię słabo wykorzystaną.

Ukraińcy i Białorusini: jedyne narody, które dostarczyli pułki gotowe do walki. 


Łotysze, z którymi mieliśmy sojusz wojskowy. Dodajmy, ze Ukraińców potem haniebnie oszukaliśmy i zdradzili w Rydze i po Rydze. Gorzej niż nas zdradzili w '45 Brytyjczycy.

Węgry, Rumunia. Węgry oferowali nam 30 tys. żołnierzy do walki. Prócz tego pomoc materiałową: amunicję, karabiny. Na transport żołnierzy nie zgodziła się Rumunia (silny konflikt z Węgrami o Siedmiogród), ale amunicja przybyła tuż przed kulminacją bitwy warszawskiej, gdy Polakom kończyły się zapasy. Przybyła przez Rumunię - jedyny kraj który przepuszczał przez swoje terytorium transporty wojskowe do PL. Pomoc rumuńsko - węgierska była pomocą kluczową, bo udzieloną w momencie gdy nasi inni przyjaciele krążyli nad dogorywającą PL sposobiąc do wyrwania ja największych korzyści z jej trupa. I Niemcy i Czesi blokowali przejazd pociągów do PL. Armia rumuńska obsadziła część polskich granic (na pewno Pokucie), Rumunia dostarczyła też do głodującej PL tony zboża.

Jeśli chodzi o pomoc materiałową to Francja, Włochy i Anglia (z reguły wroga bezpłatnie przekazała wielkie ilości sprzętu wojskowego, który niestety przybył głównie po bitwie warszawskiej, ale odparcie Gaj Chana na północy możliwe było dzięki brytyjskiemu sprzętowi), a także USA, które dostarczyły wielką pomoc humanitarną, jednak sprzęt wojskowy tak wtedy PL potrzebny - wolały zniszczyć. I to jest chyba dla nas nauka, że realną pomoc w czasie kryzysu, to możemy dostać jedynie od małych i średnich narodów Europy Środkowo - Wschodniej - jak dziś od krajów Grupy Wyszehradzkiej. Pomoc wielkich państw zależy od geopolityki.

Zadecydowało też przywództwo polityczne. Dwie najważniejsze, moim zdaniem, wartości to:

a. było ono jednolite - tutaj chapeau bas dla polityków endeckich, którzy schowali ambicję i dumę do kieszeni

b. składało się ono z niewykształconych radykałów/ryzykantów po przejściach (Piłsudczycy).

Przyznam, że patrzę, na całość walk o niepodległość RP jako na jedno wielkie, wieloetapowe powstanie: największe i najbardziej udane z powstań. Dlaczego się udało?

a. było wielkie: obejmowało jednocześnie 3 zabory

b. miało endecką podbudowę

c. przywódcami byli przedstawiciele radykalnego, niewykształconego nurtu ludowego.

Czemu punkt C. jest ważny? Wszystkie poprzednie powstania były kierowane przez wodzów rozsądnych, realnych, umiarkowanych i nigdy się nie udawały - wyjątek Wielkopolska gdzie powstanie rozprzestrzeniło się wbrew przywódcom, ale byli oni na tyle rozsądni, że w odpowiedniej chwili wsparli nurty radykalne. Mieli też wsparcie Warszawy (przypomnijmy nazwiska tych zwycięskich przywódców: ks. Adamski, W. Sejda, W. Korfanty). Moim zdaniem gdyby w PL zamiast nieokrzesanego, areligijnego Piłsudskiego rządził jakiś konserwatysta/narodowiec to nie zdecydowałby się na ryzyko rzucania dziesiątek tysięcy dzieci na ruskie bagnety byle tylko zatrzymać je pod Warszawą. Nie zdecydowałby się też na radykalne reformy społeczne, które przyciągnęły do Polski przynajmniej część ludu. Przywódca taki mógłby jednak nie dopuścić do tak wielkiego kryzysu jakim była bitwa warszawska. Choć moim zdaniem, gdyby rządził w PL Dmowski i ziemiaństwo - patrząc co wyprawiali oni do '26 r. - to wojna z Rosją Radziecką byłaby (export rewolucji) i zostałaby przez PL przegrana. Chyba, że Dmowski przejąłby coś z wariactwa, nieliczenia się z ofiarą krwi i wojny totalnej Piłsudskiego.

Podsumowując: wojnę 1920 roku wygrały dla nas miliony niezmordowanych Matek - Polek wychowujących synów na Polaków, ich mężowie, którzy zapewniali byt rodzinom i wychowywali chłopców na mężczyzn oraz mądrość i kultura przywódców duchowych: księży i twórców kultury potrafiących tworzyć społeczeństwo.

Politycznie zaś zadecydował potencjał stworzony przez endecję, kościół katolicki i ruch ludowy, wykorzystany przez trochę zwariowanych, niedokształconych, niedoważonych socjalistów z trochę bandyckim, trochę ryzykanckim zacięciem, którzy niedozbrojeni szli w kilku na austriackie i niemieckie garnizony żądając ich kapitulacji. A w chwili decydującej próby nie zastanawiali się, czy należy strzelać brylantami czy nie, tylko pruli nimi z karabinów maszynowych w sowiecką dzicz nie martwiąc się o jutro: 4 lipca początek ofensywy Tuchaczewskiego, 7 lipca: rozkaz o powołaniu Armii Ochotniczej.

Zauważmy, że w podobny sposób sanacyjni liderzy próbowali rozwiązać II wielki kryzys, czyli II wojnę światową, Powstanie Warszawskie. Tym razem się nie udało. Dlaczego? Ano zabrakło pułków wielkopolskich, zabrakło Armii Hallera. Mówiąc wprost zabrakło mądrości, formalnego wykształcenia, obycia i kontaktów endecji. Przede wszystkim przed wybuchem II wojny. Moim zdaniem winna jest tutaj sanacja, która doskonale potrafiła rządzić Polakami, wpasowywała się w polskiego ducha, jednak była zbyt słabo wykształcona - zbyt głupia - by zrozumieć swoje ograniczenia i przypuścić do rządów narodowców, tak jak w latach 18 - 21. Bo narodowcy jednak w krytycznym momencie potrafili się ograniczy i nie wywoływać wojny domowej, a po przybyciu Armii Hallera do PL wystarczyło przecież słowo...

A co z Opatrznością? Co z cudem nad Wisłą? Niewątpliwie mieli Polacy szczęście w tej wojnie. Największym cudem było to, że w przeciwieństwie do innych wielkich powstań narodowych potrafili się podnieść po wielkiej klęsce. Nie było meczu o wszystko i honorowej śmierci jak po Maciejowicach i po Ostrołęce. Udało się przetrwać i przezwyciężyć kryzys doprowadzając do jeszcze świetniejszej wiktrii. Na pewno zawdzięczamy to wielkiej odporności i żywotności polskiego chłopa, ideowości młodzieży, ale jak to się stało, że nie załamały się warstwy przywódcze: szlachta i inteligencja? To jest cudem. Plus to, że nieostrzelane dzieciuchy nie rozpierzchły się, tylko zatrzymały triumfującą Armię Czerwoną dowodzoną przez świetnego dowódcę. Plus zdarzenia drobniejsze: to że północne dywizje sowieckie szły w próżnię za Wisłę, zamiast zawrócić na Warszawę w krytycznych momentach bitwy (wypad polskiej kawalerii zniszczył im radiostacje i bazowali na przestarzałych rozkazach), to że inny świetny dowódca S. Budionny uwikłał się w obleganie Lwowa, potem Zamościa konną armią zamiast ruszyć manewrem na Warszawę od południa. Jedni będą widzieć tu Rękę Boską, inni wojenne szczęście.

Nauka na przyszłość

Tyle historia.

A jaka płynie z niej nauka? Jak odnieść ją do współczesności? Zdaje się, że lud mamy taki jak wtedy, ofiarny, wytrzymały, pracowity, odporny, silny, nastawiony patriotycznie. Jest problem z elitami. I to raczej nie ze sprawnością młodszych oficerów: poruczników, kapitanów. To przywódcy małych i średnich firm, kierownicy urzędów, instytucji. Nie brakuje w Polsce ludzi sprawnych. Jest problem ze spoiwem, które łączyłoby ich, z relacją dołów z górą.

Jest problem z kulturą. Bo atrakcyjna kultura może powstać jedynie na autentycznych wartościach, nie na korupcji, nie na obłudzie, oszustwie, nie na tolerowaniu zdrady.

 Widać tutaj jednak optymistyczne symptomy. Widać je w postępowaniu partii J. Kaczyńskiego: wyjątkowej trosce o ekonomię państwa, dzieleniem się owocami wzrostu z prostym człowiekiem, ale również pokorze i spełnianiu zachcianek ludu również wtedy gdy obiektywnie nie są one zbyt mądre: jak np. obniżka uposażeń posłów i urzędników, czy ostatnia sprawa z Kuchcińskim. Albo ostania deklaracja prezesa PiS o potrzebnie obniżenia temperatury sporu z opozycją poparta czynami: wycofaniem najgłośniejszych zawadiaków czy to do PE, czy poza listy. Pozytywne sygnały widać też ze strony PO: przyhamowanie polityki darcia japy, marginalizacja wywrotowych KOD-owców i Obywateli RP. Zauważmy też, że eurodeputowani do PE, którzy jawnie głosowali przeciw PL (typu Boni czy Pitera) dostali bana na listach do PE, a być może i na listach krajowych. Widać więc postęp i z tej strony (nie wymagajmy, by partia finansowana przez niemiecką chadecję dawała też bana bywalczyni niemieckich salonów arystokratycznych, pani von Thun, nie od razu Kraków zbudowano). Kto wie, może kiedyś, jeszcze za naszego życia dojdzie też do odbudowy Polski z autentycznymi, a nie kompradorskimi elitami?

Inny przykład skłaniający, niestety, do optymizmu? Kto jest dzisiejszym Piłsudskim? Wiadomo J. Kaczyński: żoliborski szlachcic i inteligent na tyle sprytny by stanąć na czele robotniczo - chłopskich mas, których ani do końca nie rozumiał, ani czuł. Zdołał jednak zdobyć sobie autentyczną miłość ich dużej części. Wprowadził radykalne reformy społeczne. Nawet taktyka Kaczyńskiego jest podobna: stawianie przede wszystkim na osobistą lojalność, niezależnie od zdolności. Również drugi etap: stawianie na technokratów zamiast wiernych.

A kto jest dzisiejszą Endecją? No niestety dzieci i wnuki różnych PZPR-owców, UB-eków, WSI-owcy, często potomkowie ludzi strasznych: zbrodniarzy, katów, podłych zdrajców, sługusów, często tylko techniczni słudzy reżimu. Mowa tutaj o różnych Cimoszewiczach, kwaśniewczykach, Dukaczewskich, Monikach Jaruzelskich, potomkach Kasmanów, Leonów Andrzejewskich, ale i Tejchmów i różnych profesorach. Niestety to jest dzisiejsza endecja. I widać jakieś zbliżenie między nią a PiS-em. Czyli współczesny Piłsudski uczy się na błędach poprzednika.

Jak uczcić 100-lecie Bitwy Warszawskiej

Póki co jednak: w przyszłym roku 2020 będziemy mieli 100 rocznicę Bitwy Warszawskiej - wielkiego zwycięstwa pieczętującego polską niepodległość. Może warto uczcić ją mądrzej niż spartolone obchody 100-lecia odzyskania niepodległości? Bądźmy realistami i zapomnijmy o wielkim pomniku, gmachu. Polityka PiS jest jasna w tych sprawach: żadnych trwałych, wielkich atrakcyjnych pomników, gmachów. Jeśli już to na prowincji i zamiast kolumn niepodległości granitowe trumny z pojedynczym krzesełkiem. Ale tę politykę PiS można przecież pogodzić z działaniami ważnymi, wartościowymi. Na przykład wmurować w miastach powiatowych tablice z nazwiskami ochotników roku 1920: mięsa armatniego rzucanego przez Ojczyznę jako szaniec przed ruskimi bagnetami. Uczcić miasta i regiony, które wystawiły pułki piechoty i jazdy. Niech ludzie wiedzą, że mimo, iż dzisiejsza Ojczyzna nie pomaga swoim dawnym obrońcom materialnie, to jednak przynajmniej pamięta ich nazwiska. Może warto też zacząć spisywać imiona ludzi Solidarności i uczestników strajków dokładnie z tych samych powodów?

Appendix: dzieje jednego diamentu:

Na koniec tego przydługiego może wpisu historia jednego z "brylantów", którymi strzelaliśmy do wrogów:

Stefan Wesołowski herbu Ogończyk. Ojciec walczył w rewolucji 1905, dziadek w postaniu styczniowym, pradziadek w listopadowym. On sam uciekł z domu jako 9-latek i zaciągnął się do WP. Brał udział w obronie Lwowa, potem - z grupą kolegów - w III Powstaniu Śląskim, gdzie jako zwiadowca (udawał dziewczynkę pasącą krowy) przyczynił się znacząco do wysadzenia pociągu pancernego. Dostał awans na kaprala i Krzyż Walecznych i, jak twierdzi VM V kl (nie ma go w spisach). Do domu nie wrócił, zaciągnął się do marynarki handlowej, ale armator utrzymywał wszystko po taniości, było tam też wielu szemranych ludzi. Uprosił adm. Porębskiego o przyjęcie do Marynarki Wojennej, nadrobił zaległości w pisaniu, czytaniu, skończył kurs podoficerski, pływał na niszczycielach, dosłużył stopnia bosmanmata. W cywilu od 1930 r., szyper kutra. Ożenił się. Zmobilizowany w 1939 służył na Błyskawicy. Ranny pod Narvikiem ostrzeliwując samolot. Kolejny przydział to przejęty od Francuzów ścigacz. W 1941 zwolniony z PMW na skutek słabego zdrowia. Przeszedł do marynarki handlowej, początkowo pływał na Lechistanie, potem na różnych statkach różnych bander. W 1943 dostał od Amerykanów propozycję objęcia zastępcy dowódcy na transportowcu samolotów. Przyjął ją. Z czasem sam zaczął dowodzić statkami w amerykańskim dowództwie transportu. W 1945 wyrobił sobie patent kapitański, dostał obywatelstwo USA, ściągnął tam rodzinę i już został pływając na cywilnych statkach transportowych. Jeden z jego synów został oficerem pilotem w armii USA (walczył bodaj w Korei), potem wykładowcą historii (stopień doktora), drugi syn został farmaceutą. Wesołowski senior dostał paletę medali, głównie za II wojnę światową. Napisał wspomnienia wydane w PL.

Podsumujmy: ostry, bojowy chłopak, z dobrej patriotycznej rodziny. Już jako dziecko wykazał się nieprzeciętną odwagą i przemyślnością, odznaczony za dzielność, przebojowy. W PMW dosłużył się stopnia młodszego podoficera (plutonowy), dorabiał jako szyper kutra. W USA, mimo braków w formalnym wykształceniu dostał patent kapitana. Zrobił karierę, dobrze wychował dzieci. Do końca życia związany z PL, czujący do kraju jakiś sentyment. Tyle o strzelaniu brylantami.

foros
O mnie foros

</ script> WAU_small ('33nm7mbknmq3 ") </ script > a counter

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura