17.12. nadszedł dzień premiery drugiego sezonu produkcji Netflixa. Internet, podobnie jak po udostępnieniu sezonu pierwszego, "wybuchł" od "kontrowersji". Szczególnie polskojęzyczne zakątki sieci.
[źródło redanianintelligence.com]
Wcześniej temu zjawisku nie towarzyszyło jednak takie natężenie emocji połączone z stanowczo wyrażanymi oczekiwaniami od Netflixa, by zekranizował... czyjeś wyobrażenia związane z prozą Sapkowskiego.
Jako umiarkowany entuzjasta serialu, który uważam za średni i jednocześnie fan fantasy jako gatunku z pewnym zainteresowaniem obserwuję to zjawisko. Zwłaszcza odkąd algorytm youtube zaczął mi "doczytywać" takie treści, gdy szukałem tylko pełnego soundtracku. Nie podaję nazw kanałów – po wpisaniu w youtube frazy "wiedźmin netflix sezon 2" cały opatrzony odpowiednimi tytułami pakiet wyskakuje sam. Pozostało zasiąść z (po)świątecznymi przystawkami i pooglądać ten festiwal absurdu. Wszak zgodnie z wieloma ferowanymi autorytatywnie opiniami np. ekranizacja "Władcy Pierścieni" Tolkiena przez Jacksona, czy film "Willow"... nie mogłyby należeć do gatunku fantasy. Głównie dlatego, że... są dalekie od konwencji "Gry o tron" (czy też raczej ta nowsza produkcja jest daleka od nich). Pomijam już, że zgodnie z kryteriami "analiz" podawany za klasyczny wzór filmowego przedstawienia krasnoludów Gimli z trylogii Jacksona – krępy, na krótkich nóżkach, w ciężkiej zbroi i z częściowym rozbieżnym zezem – najpóźniej na początku "Dwóch Wież" zaplątałby się we wspomniane nóżki zamiast dotrzymywać kroku zwinnym i ubranym lekko Aragornowi (zaprawionemu w polowym życiu Strażnikowi) i Legolasowi (leśniemu elfowi w tym samym filmie czasami bawiącemu się z grawitacją) w turbomaratońskiej pieszej pogoni za orkami. Czy ktoś takie "analizy" tego filmu robił? Pewnie tak. Czy szerzej zaistniały? Obawiam się, że wątpię, a filmy zebrały liczne nagrody z Oscarami na czele. W tym za najlepszy scenariusz adaptowany, mimo iż w zestawieniu z materiałem źródowym ze względu na konieczne skróty wersje kinowe w porównaniu z reżyserskimi wydają się nieco przydługimi trailerami. Niektórzy youtubowi "specjaliści od wszystkiego" w niekończącej si serii odsłon próbują przekonać swoich widzów np., że "baśniowy" klimat, czy "czysty" plan (np. ich zdaniem nierealistycznie czyste ubrania) jakoś wyróżniają drugi sezon produkcji Netflixa. Może jest tak, może inaczej, jednak...
W tym roku mamy do czynienia z kumulacją, której najlepszym przykładem jest kanał na youtube, którego autor już na pierwszym sezonie "Wiedźmina" nie zostawił przysłowiowej "suchej nitki". Teraz, po publikacji pierwszego krytycznego materiału o nowej odsłonie serialu... zanim obejrzał jakikolwiek odcinek... Przez kolejne dni wiesza kolejne filmy dokumentujące raz lepiej, raz gorzej skrywane sarkazmem własne męczarnie. Ich skalę najlepiej oddaje fakt publikacji jednego z nich... w wigilijny wieczór o 17:00. Mija pierwszy tydzień stycznia – wirtualna pogoń wciąż trwa. Klika się.
Pewne podsumowanie całej sytuacji przyniósł opublikowany wczoraj pełem wyrzutu filmik innego autora rozgoryczonego faktem (?), że producenci serialu traktują fanów "Wiedźmina" jak kretynów. Skąd taki koncept? Otóż – najwyraźniej opierając sie na zaistniałych wcześniej przekazach raczej nie słuchał inkryminowanej wypowiedzi producenta wykonawczego, Bagińskiego, w podcaście "Impoderabilia". W kontekście braku wierności prozie Sapkowskiego i ewntualnych problemów z wewnętrzną logiką jako rzeczywisty sens w jilku miejscach internetu zaistniała parafraza o klikalnej treści "Bagiński: Logika nie jest najważniejsza, w Wiedźminie liczą się emocje".
Cóż, może ktoś z kogoś robi tu kretyna, wystarczy jednak posłuchać wspomnianego wywiadu by zestawić rzeczywisty sens wypowiedzi z taką "parafrazą". Podstawowe tezy.
- przypomnienie strukturalnego znaczenia kolejnych przesileń w strukturze produkcji filmowych/serialowych
- stwierdzenie, że adaptowany w drugim sezonie tom sagi "Krew elfów" jest relatywnie mało obszerny i posiada zbyt statyczną akcję jak na ośmioodcinkowy serial m.in. przygodowy, więc jego twórcy musieli wprowadzić wątki nieistniejące w oryginale – zachowując jednak główną linię i ducha
- takie rozwiązanie zaakceptował konsultowany Sapkowski
- na pytanie, czego można się spodziewać w sezonie trzecim pada odpowiedź, że znający treść adaptowanego w nim tomu "Czas pogardy" wiedzą już, czego się spodziewać – sam oryginał jest bogaty w akcję
- bez związku z serialem pada ogólna konstatacja, za Dukajem, że istnieje bezpośrednia zależność między wiekiem np. oglądających seriale i charakterem ich odbioru – młodsi "przeklikując" multimedia skupiają się na emocjach, nie zagłębiając się m.in. w ciągi przyczynowo-skutkowe
- na pytanie, czy to spostrzeżenie przekłada się jakoś na pracę samego Bagińskiego pada odpowiedź, że stara się on utrzymywać równowagę między emocjami i logiką, ufa sobie w tym zakresie oraz ogólne podsumowanie wątku – zmiana jakościowa w tej sferze to raczej kwestia pokolenia niż roku.
Serial można oceniać rozmaicie, jednak tytułowa "pogoń za rozumem" to nie tylko dość nowa jakość. Przede wszystkim świetna ilustracja, że o ile przytoczony Dukaj trafił w punkt, to zjawisko skupienia się na – własnych – emocjach kosztem logiki może dotyczyć również użytkowników social mediów np. w okolicach czterdziestki. Każdego dnia widzimy zresztą, że rzecz dotyczy znacznie poważniejszych sfer życia, niż produkcje serialowe oraz wydaje się raczej niezależna od wieku.
"Wisienką na torcie" jest odbiór zabawy twórców serialu w rodzaju nawiązań do krytyki pierwszego sezonu – np. nieczytelnych linii czasowych, czy zbrój Nifgardczyków – w wypowiedziach bohaterów w drugim (Jaskra). Otóż "specjaliści od wszystkiego" przyjmują ten zabieg bardzo osobiście jako... drwinę z fanów literackiego pierwowzoru. Oczywiście z sobą na czele.
O znaczeniu tej zabawy mówi sam Bagiński, więc pozostaje tu dość umiarkowane pole do interpretacji. A zwłaszcza "parafrazy".
Inne tematy w dziale Kultura