Franek Migaszewski Franek Migaszewski
2240
BLOG

Czemu służy akt prezydenckiej łaski?

Franek Migaszewski Franek Migaszewski Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 103

Kiedy cała Polska żyje pytaniem „czy prezydent ma prawo łaski na każdym etapie postępowania?” mało kto zadaje pytanie znacznie ważniejsze - po co w ogóle w państwie demokratycznym prawo łaski?

No właśnie - po co? Czy jest to tylko - jak często możemy przeczytać - prerogatywa „królewska” głowy państwa? Po co w państwie demokratycznym „prerogatywa królewska”?

Otóż akt łaski nie jest żadną „prerogatywą królewską”. Jest bezpiecznikiem na wypadek błędu lub niedoskonałości systemu sprawiedliwości. I tylko w taki sposób powinien być używany - nie jako kaprys władcy.

I w taki sposób ten przywilej rozumieli prezydenci Lech Kaczyński i Andrzej Duda, którzy z prawa łaski korzystają niezwykle rzadko. Przypomnijmy kilka głośnych aktów łaski w wykonaniu obu tych prezydentów.

Chyba najgłośniejszy akt łaski w wykonaniu LK to uwolnienie dwóch skazanych za zabójstwo bohaterów historii przedstawionej w filmie „Dług”. Każdy te historię zna, więc nie będę streszczał. Sędzia prowadzący tamtą sprawę stał przed bardzo trudnym zadaniem. Niewątpliwie miało miejsce zabójstwo z premedytacją, jednak jego okoliczności były bardzo nietypowe. Można śmiało powiedzieć, że to sprawcy byli ofiarą zaniedbania ze strony swojego państwa, które ich zdradziło i nie zapewniło ochrony przed bezwzględnym przestępcą. Sędzia zdecydował, że jednak „zabójstwo jest zabójstwo”. Prezydent po długim wahaniu zdecydował się uwolnić sprawców, kiedy odbyli już dużą część wyroku. Ten akt łaski nie budził żadnych kontrowersji - wiele osób wręcz pytało, czy prezydent powinien był zwlekać tak długo. Akt łaski nie tyle naprawiał błąd wymiaru sprawiedliwości, co wychodził naprzeciw sytuacji, w której litera prawa i ogólne poczucie sprawiedliwości oddalały się od siebie w sposób, który mógł wymagać interwencji na szczeblu właśnie najwyższym, ponadsądowym.

Inny głośny ostatnio przypadek to akt łaski wobec Mariki, która niewątpliwie dopuściła się aktu przestępczego. Tyle że nawet najbardziej betonowe lemingi niechętnie bo niechętnie ale przyznawały, że no może „ta Marika to faszystka, ale jednak trzy lata bezględnego więzienia to trochę może ten tego za dużo?”. No zdecydowanie - trzy lata bezwzględnego więzienia za nieudaną próbę kradzieży pustej torebki to za dużo. Tutaj mieliśmy do czynienia z jawnym błędem wymiaru sprawiedliwości i akt prezydenckiej łaski ten błąd naprawił. Przypomnijmy, że w symetrycznej sytuacji „w drugą stronę”, kiedy dziennikarz Axel Springer napadł na działacza pro-life i pobił go, ukradł mu telefon i zniszczył samochód, inny sędzia uznał, że „czyn nie nosi znamion przestępstwa ze względu na niską szkodliwość społeczną”.

No i akt łaski najgłośniejszy, czyli uniewinnienie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Tutaj jestem absolutnie przekonany doszło do naprawienia zbrodni sądowej w wykonaniu skrajnie upolitycznionego systemu sądowniczego III RP. Ten wątek rozwinę za chwilę, wróćmy jednak do praktyki stosowania prawa łaski.

Mamy więc dwóch prezydentów wybitnych, którzy używali prawa łaski niezwykle rzadko i tylko w sytuacjach, kiedy mieli poczucie, że należy naprawić błąd systemu sprawiedliwości. A jak to było z innymi prezydentami? Przypomnijmy.

Prezydent Wałęsa ułaskawiał głównie bandytów i gangsterów. Np. jak to on mówił „Słowiczka”. Przypomnijmy - „Słowiczek” był szefem gangu, który specjalizował się w porwaniach, przypalał żonom twarze żelazkiem na oczach mężów i dzieci, wiercił ludziom wiertarkami dziury w kolanach. Czy ci ludzie trafiali do więzienia w wyniku błędu systemy sprawiedliwości? Nie. Czy zostali uwalniani w ramach przemyślanej, uzasadnionej procedury? Nie. Jest tajemnicą poliszynela, że w kancelarii LW akt łaski kosztował 100.000 dolarów. Ale nasi święcie oburzeni tego nie pamiętają. Ich oburza, że prezydent Duda ułaskawił ludzi, którzy poświęcili swoje życie walce z mafiami i którym zawdzięczamy to, że setki przestęcpów vatowskich i paliwowych nie drenuje już polskiego budżetu.

Inny ciekawy przypadek to uniewinnienia Najmrodzkiego. On przynajmniej nie był mordercą, ale uzasadnienie podane przez Lecha Wałęsę przy akcie łaski Najmrodzkiego może budzić jedynie zażenowanie. Prezydent Wałęsa napisał mianowicie „mnie zamkła komuna, ciebie też zamkła komuna” i ułaskawił wielokrotnego recydywistę. Czy naprawiał błąd wymiaru sprawiedliwości? Nie. Zapewne uważał, że to po prostu zabawne. To był jawny kaprys człowieka wyniesionego na zbyt wysokie stanowisko. Czy akt łaski w państwie demokratycznym powinien być kaprysem władcy? Odpowiedzcie sobie sami.

No i najwspanialszy prezydent, król lemingów, Aleksander Kwaśniewski. Zasłynął dwoma aktami łaski. Jeden wobec kolegów partyjnych skazanych w tzw. aferze starachowickiej za łapówki. Zwykli przestępcy biorący w łapę. Znowu - czy ktokolwiek kwestionował te wyroki? Nie. Czy miał miejsce jakikolwiek błąd systemu sprawiedliwości? Nie.

Ale to i tak nic wobec aktu łaski wobec tzw. „kasjera lewicy” Piotra Filipczyńskiego vel Petera Vogela. Skazany za zamordowanie kobiety na tle rabunkowym (jeśli dobrze pamiętam zarąbał ją siekierą, ale tego szczegółu nie chce mi się sprawdzać) wyszedł na przepustkę w czasie odbywania wyroku i zbiegł. Jego tatuś był ubeckim kapusiem, pomógł mu załatwić paszport, syn uciekł za granice, a po ’89 został „konsultantem finansowym” nowej polskiej lewicy. Ostatecznie ułaskawił go Aleksander Kwaśniewski, co oszczędziło panu Vogelowi zasłużonego powrotu do więzienia. I znowu - czy ten akt łaski naprawiał jakiś ewidenty błąd wymiaru sprawiedliwości? Odpowiedzcie sobie sami.

Rekapitulując - akt łaski nie jest żadną „prerogatywą królewską” ani zabawką kapryśnego dziecka wyniesionego ponad jego potencjał intelektualny i moralny. Jest bezpiecznikiem systemowym i powinien być używany z rozwagą - na pewno nie do wypuszczania z więzienia gangsterów czy kolegi, który siekierą porąbał staruszkę na kawałki.

***

A teraz wróćmy do sprawy Kamińskiego i Wąsika. Przypomnijmy kilka faktów.

Po wyborach w 2007 i przejęciu władzy przez Tuska, Mariusz Kamiński pozostał szefem CBA - zgodnie z ustawą, za którą głosowała również PO, jest to stanowisko kadencyjne. Tusk wtedy jeszcze postawił ustawę uszanować, ale w 2010 roku, kiedy CBA wykryło aferę hazardową, uznał, że co za dużo, to niezdrowo.

Poszedł rozkaz „znaleźć coś na Kamińskiego”. Było trudno, więc cofnięto się aż do czasów rządów PiS i afery gruntowej. Dowody były lipne i tu uwaga, bo to bardzo ważne - dwóch prokuratorów odmówiło sporządzenia aktu oskarżenia. Po prostu nie było w ich ocenie żadnego przestępstwa.

Ale nie może być tak, żeby za czasów Tuska uczciwy człowiek stał na czele CBA. Sprawę skierowano więc do prokuratury w Rzeszowie (czemu tam? sprawa dotyczyła działki na Mazurach), a tam trafiła do pana prokuratora Bogusława Olewińskiego. Pan Bogusław w 1985 roku został zarejestrowany jako współpracownik SB. Co za niespodzianka, prawda! No i ubecki kapuś stanął na wysokości zadania i akt oskarżenia wysmażył.

W tym momencie Tusk zdecydował, że za dużo tego przestrzegania prawa. Zgodnie z ustawą o CBA, za którą sam głosował, szef CBA może być pozbawiony stanowiska tylko po procesie zakończonym skazaniem. Tymczasem Tusk już na etapie samego aktu oskarżenia uznał, że „utracił zaufanie” i Mariusza Kamińskiego stanowiska pozbawił. Ale co tam prawo, prawda lemingi? Donald jest fajny i jemu wolno. Na marginesie - tak jak teraz wolno mu przejąć media publiczne wbrew ustawom, prawda?

Tymczasem sprawa trafiła z powrotem do Warszawy. I tu kolejna ciekawostka - do sprawy sam zgłosił się sędzia Łączewski. Po prostu poszedł do prezesa sądu i poprosił o przydzielenie mu tej sprawy - zapewne czuł, że to medialna sprawa i można sobie przyspieszyć karierę. Wtedy nie było jeszcze losowania sędziów do spraw.

Sędzia Łączewski wydał wyrok znacznie surowszy, niż chciał prokurator. Nie jest to oczywiście niezgodne z prawem, ale bardzo rzadkie. Sędzia Łączewski wygłosił przy okazji wyroku kwiecistą mowę i z dnia na dzień stał się bohaterem tvn’ów. Każdy leming wiedział, kto to Łączewski.

Kilka lat później sędzia Łączewski dopuścił się przestępstwa i w obliczu pewnej sprawy sądowej sam zrzekł się godności sędziego (musiał naprawdę wiedzieć, że dowody są niepodważalne, żeby z wszystkich sędziowskich przywilejów samemu zrezygnować - w tym z immunitetu i wysokiej emerytury).

Mamy więc prokuratora-ubeckiego-donosiciela i sędziego-przestępcę. Niezłe combo, prawda?

A teraz mamy kolejny wyrok wydany przez panią sędzię z Iustitii, znaną z uniewinnienia tzw. babci Kasi, czyli Katarzyny Augustyniak, wyjątkowo wulgarnej i prymitywnej byłej milicjantki, która donosiła do SB nawet na własną siostrę. Nagranie wideo, na którym widać, jak Augustyniak szarpie policjantów, pani sędzia zinrepretowała w ten sposób, że to policjanci szarpią Augustyniak. Tak po prostu w żywe oczy. I co zrobisz? Nic nie zrobisz.

Pani Bator-Ciesielska (o niej mowa) publicznie się wypowiadała dając wyraz swojej nienawiści do PiS. I patrzcie państwo - to do niej trafiła sprawa Kamińskiego i Wąsika! Czy mogli liczyć na uczciwy proces? Sami sobie odpowiedzcie na to pytanie.

A na koniec orzeczenie w sprawie wykonania wyroku więzienia wydaje pan sędzia, który prywatnie lajkuje profile w rodzaju "ruch wypierdolenia pis w kosmos" czy „sok z buraka”, a jego matka była aktywną polityczką PO pracującą w biurze poselskim jednej z najbardziej nikczemnych postaci tego środowiska, faktycznego prezydenta Warszawy, Marcina Kierwińskiego. I znowu - czy taki sędzia, pragnący „wypierdolenia pis w kosmos”, był gwarantem uczciwego, obiektywnego postępowania w sprawie polityków PiS?

***

Mamy więc historię, w której są uczciwi prezydenci korzystający z prawa łaski niezwykle rzadko i zgodnie z jego przeznaczeniem, mamy prezydentów, którzy korzystali z prawa łaski często i głównie do wypuszczania łapówkarzy, morderców i gangsterów (czasem po znajomości, czasem za pieniądze), mamy uczciwych urzędników, którzy zostali skazani za łapanie przestępców, mamy upolitycznionych sędziów i usłużnych prokuratorów-donosicieli. I miliony lemingów, które są w stanie uwierzyć absolutnie we wszystko.

Fascynuje mnie polityka. To gra, w której naprawdę o coś chodzi. Żadna inna nie skupia w sobie wszystkich dobrych i złych stron ludzkiej duszy. A poza tym to Hala Madrid!!! Moj mail: fmigaszewski (at) gmail . com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka