Franek Migaszewski Franek Migaszewski
160
BLOG

Ci wielcy ludzie (ad. "Polactwo" RAZ'a)

Franek Migaszewski Franek Migaszewski Polityka Obserwuj notkę 16
Skończyłem właśnie przed chwilą czytać "Polactwo" Rafała Ziemkiewicza. Co za książka, prawdziwe odświeżenie umysłu. Pierwsze moje skojarzenie to był Gombrowicz - taki Gombrowicz w wersji light. Podobny rodzaj patriotyzmu wymagającego. Zresztą podobnie jak Gombrowiczowi, tak i Ziemkiewiczowi tu i tam jak widzę zarzucają brak miłości narodu, he he. Ale o tym napiszę może jutro. Tymczasem inne jeszcze skojarzenie.

Przyszło do głowy przy okazji końcowych stron Polactwa ulubione moje opowiadanie Faulknera pt. "Ci wielcy ludzie". Nie jest to chyba największe z opowiadań tego wspaniałego pisarza, główna myśl wybita jest w jednej scenie, jednym dialogu, jak wystrzał z pistoletu, co - jak czytam - obniża wartość prozy. Ale może dlatego właśnie zapadło w pamięć i przypomina mi się tak często, kiedy spotykam się z tym symptomem choroby polactwa, który polega na całkowitym mentalnym zniewoleniu. Na utracie poczucia odpowiedzialności za własny los, sprzedaniu tego losu państwu, władzy, komukolwiek - jakiemuś bytowi nadrzędnemu, niekoniecznie metafizycznemu, jakiemuś dobremu panu, który nie pozwoli zdechnąć z głodu.

Rzecz jak u Faulknera dzieje się na amerykańskim południu. Amerykańskie południe to bardzo bardzo dziwne miejsce. Dziś z tego co wiem, dużo się tam zmieniło, lata zamętu hippisowskiego przeorały nawet Alabamę, ale kiedyś była to bardzo dziwna kraina, może trochę podobna do sarmackiej Rzeczypospolitej. Daleka od ideału, głównie - co może paradoksalne dla mojego skojarzenia - z powodu niewolnictwa czarnych. Paradoks polega na tym, że była to jednocześnie kraina ludzi o niebywałym wprost poczuciu własnej autonomiczności. Nawet nie tożsamości, a właśnie autonomiczności, poczucia samoistności własnego istnienia w świecie, który - jak u Herberta - jest zimny, a jego piękno służy tylko temu, aby przypomnieć, że jesteś sam i nikt ci nie pomoże.

W kluczowej scenie jeden z bohaterów tłumaczy przysłanemu na farmę urzędnikowi stanowemu, dlaczego stary gospodarz nie chce się podporządkować pewnym urzędowym regulacjom. Przypomina czasy wielkiego kryzysu, kiedy rząd amerykański wprowadził interwencyjny skup plonów a z drugiej strony kontyngenty ograniczające wielkość produkcji i narzucające jej rodzaj. Wystarczyło podpisać kwit i miało się gwarancje skupu wyprodukowanej żywności. Ale stary farmer nie chciał podpisać kwitu. Nie chciał stać się trybikiem w rządowej maszynie, bez żadnego wpływu na swój los, na to co i w jakiej ilości zasieje, zbierze i sprzeda. Był on i świat dookoła, z którym musiał się zmagać na własny rachunek. Znał życie i wiedział, że jeśli będzie dobry rok, to jemu będzie się powodziło, ale jeśli przyjdzie zły rok i po nim znowu zły rok i kolejny zły rok, to on może zdechnąć z głodu i jego rodzina. Ale to będzie jego los i jego wybór, a nie łaska rządu, jakichś obcych ludzi, których on nigdy nie widział i na których nie ma wpływu.

Na takie poczucie samoistności własnego losu w obliczu świata - raz wrogiego a raz przyjaznego - chyba już nie ma miejsca we współczesnym świecie. Ale polactwo jest najgorszym, najbardziej skrajnym przejawem upadku człowieka autonomicznego.

Fascynuje mnie polityka. To gra, w której naprawdę o coś chodzi. Żadna inna nie skupia w sobie wszystkich dobrych i złych stron ludzkiej duszy. A poza tym to Hala Madrid!!! Moj mail: fmigaszewski (at) gmail . com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Polityka