Wczoraj wieczorem czasu polskiego założona i finansowana przez Jeffa Bezosa firma Blue Origin wreszcie osiągnęła swój wielki sukces. Ich potężna, licząca prawie 100 metrów wysokości i aż 7 metrów średnicy wyniosła dwa ważne satelity mające dotrzeć na orbitę Marsa i tam dokonywać pomiarów zjawisk zachodzących w atmosferze tej planety i interakcji z promieniowaniem oraz cząstkami emitowanymi przez Słońce.
To wydarzenie jest epokowe z kilku powodów:
- jest to druga w dziejach podboju Kosmosu rakieta wielokrotnego użytku, której pierwszy człon ląduje na autonomicznej barce i może być ponownie użyty - według założeń co najmniej 50 razy!!!
- rakieta New Glenn jest znacznie większa od Falcona 9 i może wynieść nawet 45 ton na orbitę okołoziemską, przy czym średnica owiewek pozwala na umieszczenie znacznie większych obiektów, takich jak elementy nowych stacji orbitalnych;
- jest to pierwsza rakieta (która weszła do eksploatacji) używająca metanu jako paliwa (w pierwszym stopniu, drugi jest na wodór);
- całość misji czyli rakieta nośna oraz satelity zostały zbudowane przez prywatne firmy!!! (Satelity ESCAPADE przez Rocket Lab). NASA tylko zapłaciła za misję (beneficjantami danych będą amerykańskie ośrodki naukowe) i to w dodatku niedużo (jak na kosmiczne praktyki) - tylko 80 milionów dolarów.
Następny wielki skok technologiczny to będzie oczywiście Starship firmy Space, kiedy już tamtejsi inżynierowie uporają się z licznymi przeszkodami technicznymi tego bardzo ambitnego projektu.
Kolejna misja dla Blue Origin to dostarczenie prototypu lądownika księżycowego na przełomie roku. Rakieta New Glenn jest w stanie dostarczyć na orbitę okołoksiężycową około 13 ton, a w planach jest stworzenie całego systemu w miarę taniego dostarczania ładunków na Księżyc, co pozwala nieco rozwiać obawy o to, że Chińczycy wyprzedzą USA, tym bardziej, że pierwotna wersja projektu Artemis jest bardzo kosztowna i cierpi na kolejne opóźnienia.
I na koniec parę kwiatków do rodzimego ogródka: nie znam dokładnych liczb, ale stworzenie rakiety New Glenn kosztowało na pewno mniej, niż polska gospodarka wydała na wdrożenie nakrętek do plastikowych butelek, które są przyczepione na stałe i nie dość, że skutecznie utrudniają otwieranie butelek oraz korzystanie z nich (większość ludzi odrywa je), a teraz zdaje się być pomysłem zupełnie niepotrzebnym....I drugi kwiatek: w polskich mediach na razie niewiele się mówi o tym wyczynie amerykańskiej technologii.
PS: zdjęć nie zamieszczam, jest ich pełno w internecie.
Inne tematy w dziale Technologie