Lipiec
Jest piękny, spokojny lipcowy dzień. Po filiżance pysznej czekolady w Wedlu poszedłem na spacer. Wiatr wiał a ja miałem na sobie tylko luźne spodnie, luźną koszulę i klapki. Żadnej bielizny, żadnych skarpet. A wszystko to kupione w „taniej odzieży” na dzień przed nową dostawą. Szmaty za 15 PLN. Dzięki czekoladzie miałem też podniesiony poziom endorfin. Wszystko więc było piękne, przewiane lekkim wiatrem i delikatnym ciepłym słońcem. Po prostu plaża w centrum miasta. To była piękna chwila spokoju. Pracowałem nad projektem a dyktafon w dłoni cierpliwie notował kolejne pomysły na metrach delikatnaj jak pajęcza nić taśmy.
Patrzyłem z zainteresowaniem na młodego, korporacyjnego gościa. Miał już niestety matową cerę, i najpewniej 55 minut wcześniej wyszedł na przerwę a teraz z nerwowym pośpiechem wracał do swego klimatyzowanego Boxa. Był też obwieszony totemicznymi smyczami, komórką, identyfikatorem i czymś tam jeszcze. Były to jego magiczne symbole przynależności do innego – lepszego w jego mniemaniu - świata. W końcu w jego rodzinnym miasteczku nikt nie wychodzi na lunch z identyfikatorem. A w ogóle >lunch< jest tam terminem znanym tylko z „Szansy na sukces” odcinek 1352. Jak jest przerwa w robocie to się po prosty je kanapki i tyle...
Uroczy ambicjoner – taki ani zadbany - ani zaniedbany. Taki ktoś, kto przed spotkaniem poleruje w windzie czubki butów o nogawki swych spodni. Poszedł zobaczyć ten świat. Świat, który przez 8 godzin ogląda z góry, od tak dawna, aż weszło mu to w krew.
Z zainteresowaniem prowincjonalnego antropologa kultury oglądał ten nieporadny finansowo - wg. jego kryteriów – zewnętrzny świat. Ten świat nieporadnych ludzi, którzy płacą podatek 19% przez cały rok harówy. A on? On – magik analiz rynkowych, wchodził na 45% już w 3 miesiącu pracy.
W trzecim miesiącu czy też w piątym – nieważne. Ważne, że teraz musiał śpiesznym krokiem wracać do swego Boxu, bo będzie bura.
Pomyślałem o nim, ze szczerą sympatią. Pewnie przyjdzie kiedyś taki czas, że i on się zbuntuje, i też będzie kiedyś spokojnie siedział o 13:15 przy stoliku.. I wcale nie będzie musiał wracać do swego boxu 2mx2m wypełnionego papierami, mailami, raportami i zapachem dezodorantu Hattric.
Może za kilka lat, też będzie cieszył się niespiesznym biegiem myśli przelewanych na dyktafon, wiatrem i niespiesznym upływem dnia. 13 to piękna godzina, takie metaforyczne przełamanie dnia na pół. Takie jest prawo natury.
On z kolei spojrzał na mnie, zmierzył mnie z niemalże teatralną ostentacją z góry do dołu, a raczej z dołu do góry. Ambicjoner miał bowiem najwyżej 172 cm i przy mnie był to raczej uroczy kurdupelek.„Pewnie jakaś bezrobotna łachudra żyjąca z renty matki”pomyślał o mnie, i skrzywił się manifestacyjnie z bezbrzeżną, wyższością. Wyglądało to tak cudownie, aż wręcz groteskowo :)))
Zielone światło na przejściu w porę ucięło tę prowincjonalną pantomimę.
„Uroczy Napoleon”, z kolei pomyślałem ja o nim...i wróciłem do wiatru przetykanego słońcem...
A ten wiatr? To jest coś! Jeszcze go czuję.
frycz.pl
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości