Epizod pierwszy; księgarnia latem
Moje oczy pląsały po półkach warszawskiej księgarni . Chciało by się to wszystko zjeść. Wchłonąć. Wgrać sobie, tak jak w Matrixie. W takich chwilach jak ta, dojmująco odczuwam krótki czas statystycznego ludzkiego życia. Aktywnego życia. Wszak dopiero co dorosłem do tego, żeby jako tako rozumieć co czytam, a tu raptem, już za kilka lat przestanę dostrzegać co mniejsze literki. Za kolejnych kilka, przestanę nawet udawać, że rozumiem zawiłości myśli Hegla i zasady obsługi najnowszego odtwarzacza muzyki. Potem, jeszcze tylko kilka następnych lat – krótkich jak mgnienie - i niepostrzeżenie zacznie bawić mnie głośne puszczanie bąków na świetlicy w domu starców, o pięknej nazwie „Amnezja”. Nieświadome trwanie jest czasem bardzo upokarzające.
Ale wróćmy do księgarni. Stoję i czytam. Łapczywie wyrywam do pamięci kawałki tekstu i związane z nim wrażenia. Dłonie cieszą się lśniącymi obwolutami i kredowym papierem. Urzeka mnie staranne szycie grzbietów, raduje prosta zakładka. A przy kasie – miseczka. W miseczce – kamienie. Wszystkie mocno spłaszczone – widać znad morza. Ciemnobrązowe, wygładzone. Takie jak my – niby każdy inny, ale w sumie wszystkie takie same. W swej masie nierozróżnialne jak Chińczycy na wiecu poparcia. Wziąłem jeden z kamieni i zważyłem w ręku. Za ciężki na piaskowiec. Może zawiera plagioklazy, może pirokseny, może amfibole? To mało ważne. Piękny, harmonijny w swej jednorodności i tak przyjemnie ciepły kamień ufnie leżał w mojej dłoni. Uśmiechnąłem się do niego, poobracałem w palcach i już wiedziałem że jest mój.
Czy mogę wziąć sobie jeden kamyczek? – zapytałem Panią Kasjerkę tonem grzecznego chłopca. Niestety, nie miałem żadnego dobrego pomysłu na wypadek odpowiedzi – nie! Ale Pani Kasjerka spojrzała i powiedziała jakoś tak niepewnie; „no tak, może pan...„ Z drugiej strony, co można powiedzieć dwumetrowemu zwalistemu facetowi, który patrzy na nas oczami Jelonka Bambi i chce kamyczek? W ten oto sposób, mój związek z kamyczkiem został usankcjonowany nieświadomym błogosławieństwem Pani Kasjerki. Od tej pory zawsze chodziliśmy razem. Kamyczek i ja. Obracałem go w kieszeni i cieszyłem się jego nieustającym ciepłem. Było ciepłe lato, potem złota jesień. A potem mroźna zima. A nasz związek był ciepły i bezproblemowy. Ja o nim pamiętałem, a on w zamian ofiarował mi swoją ciepłą obecność.
Epizod 2; stacja benzynowa – tuż przed Bożym Narodzeniem.
Przyjechałem po swoją dziewczynę na pięknie oświetloną stację Shell, kiedy to ONI zajechali swoim małym samochodzikiem. Samochodzikiem, który był uroczym manifestem ich abnegacji. Fajna specyficzna para ludzi, którym lojalności i miłości wystarcza w sam raz na wspólną budowę domu, ale jednak brakuje na wspólne małżeństwo....
ON, szczupły, o wyglądzie zadbanego hindusa w średnim wieku, wyznawca reinkarnacji. Trochę w tym wcieleniu nieobecny. Trochę tym wcieleniem zakłopotany, jakby mówił – wybaczcie, ale jestem tu przez przypadek. Nie chciał by tu już pewnie więcej wracać, i pewnie dlatego wróci jeszcze nie raz.
No i ONA– wysoka , zdobna tym biologicznym mało refleksyjnym urokiem młodych, zdrowych i płodnych kobiet o długich nogach i kształtnych piersiach. Obydwoje tak pięknie dojrzali w swej niedojrzałości... Wymieniliśmy wstępne uprzejmości, co pozwoliło im błyskawicznie przejść do sedna.
Z radością, ba! Z entuzjazmem, opowiadali gestykulując, jak to rozwiązali logistykę świąt Bożego Narodzenia. Będą mianowicie odwiedzać to tych, to tamtych, według ściśle określonego harmonogramu odwiedzin, dzięki czemu nafutrują się gratis, a sami nie będą musieli zupełnie nic przygotowywać. Nic a nic! Entuzjazm z jakim ci hedoniści opowiadali o swoim przebiegłym planie, wprawił mnie w pewne zakłopotanie. Widzieli święta Bożego Narodzenia tak, jakby ich sednem było wyszukiwanie najtańszych połączeń lotniczych na mapie świata. I oni takie połączenia znaleźli! W cenie ośmiu litrów gazu LPG do ich auta. Bingo! Cudowne! Chcąc już jechać przytaknąłem, cały czas obracając dłonią w kieszeni swój gorący kamień.
Co tam masz?!
Zapytała ONA, głosikiem, który się pewnie nie zmieni, nawet za lat 30.
Nic – odparłem - to kamień..
To pokaż!?!
Powiedziała tak stanowczo, jak to tylko potrafią czynić dzieci, zupełnie nie przeczuwające jeszcze istnienia terminu; empatia.Wyjąłem go z kieszeni i pokazałem. Przez ułamek sekundy czułem się jak ojciec powierzający córkę pedofilowi. ONA wzięła kamień łapczywie i poobracała go w ręku.
Fajny!Powiedziała krótko - po czym go oddała.
Wzdrygnąłem się - kamień był lodowato zimny! Obracałem go w ręku gorliwie, jednak z coraz mniejszą nadzieją. Kiedy ONI już pojechali, próbowałem nawet na niego chuchać. Jednak kamień dalej był zimny... Zimny jak kamień..
Machnięciem ręki pożegnałem się ze swoim martwym druhem, który zatoczył w powietrzu łuk i wylądował gdzieś w zaspie. Zrobiło mi się smutno.
Bo jakiż to dojmujący głód trzeba nosić w sobie, aby jednym tylko dotknięciem okraść kamień z jego kamiennej duszy. No cóż. Z drugiej strony, pewnie stały za tym lata doświadczeń. Rutyna - chciało by się rzec.
W tym wszystkim, jednak pocieszające jest to, że kiedyś, ktoś ten kamień ogrzał, spojrzeniem, dotknięciem ciała, promieniem słońca, myślą....
frycz.pl
Txt.arch.
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości