Było to lat temu dziesięć.
Wspólnie postanowiliśmy w sobotnie słoneczne popołudnie pojechać na poligon w Sulejówku. Było bowiem takie niepisane prawo, ze wprawdzie tam nie wolno szwędać się w dni powszednie, ale w soboty wojsko nie ćwiczy – to wtedy wolno. Wtedy roiło się tam od grzybiarzy i rowerzystów. Wsiedliśmy w swoje auta terenowe i pojechaliśmy: Ja –czyli Robert, Paweł i Maciek o posturze brodatego harcerza. Trzech - jeszcze nie przyjaciół - ale już kumpli, połączonych pasją do militariów, krótkofalówek i samochodów terenowych. Wszyscy byliśmy już po trzydziestce, ale jeszcze w tej formie, że człowiek ma wrażenie że jest dziesięć laty młodszy. Słowem sika się daleko, pamięć działa a 12 godzin za kółkiem nie męczy.
Jeździliśmy po pustym poligonie czołgowym Ja – czyli Robert - Ładą Nivą, Paweł nieco zardzewiałym Suzuki Samurai i Maciek UAZ-em. Było piękne sierpniowe popołudnie. Ganialiśmy po wydmach jak szczeniaki i omawialiśmy ślady po ćwiczeniach. Najwięcej wiedzy militarnej miał Maciek.
Chłopaki! Chłopaki! Chodźcie tutaj! Stałem na wzgórku a przed nami na postumencie stała pogięta perforowana blacha. Zobaczcie – krzyczałem podniecony – do tej blachy strzelają z haubicy! Maciek sprostował, że nie z haubicy tylko z armaty kalibru takiego to a takiego pociskiem odłamkowo - burzącym. A świadczy o tym rozmiar odłamków. No i teraz wiem czym się różni armata od haubicy.
Pobiegliśmy dalej, i dalej a Maciek zrobił nam ciekawy wykład na temat rdzeni uranowych (tych które obecnie Amerykanie stosują w Iraku). Ja w ogólne nie wiedziałem że człowieka w mundurze ze słuchawkami na uszach i w butach można wyssać przez otwór o średnicy 3 cm. No bo niby jak?
O rany! No jak to jak? Zapytał retorycznie Maciek.
A wiadro keczupu przelejesz przez taki otwór? No pewnie, no widzisz, właśnie tak! Czyli implozja rozrywa ludzi na taką pastę i wysysa całą załogę przez otwór o śr. 3 cm. To jak ich póżniej z honorami pochować? Dociekałem. Nie pochowasz, bo to taka lepka mgiełka, Coś aerozol jakby - cierpliwie i z pewną nutką dydaktyzmu tłumaczył nam Maciek. Okazało się że Paweł, ma w aucie pizzę sprzed wczoraj a ja butelkę wody mineralnej.
Paweł zrobił nam z kolei wykład o pojazdach gąsienicowych, a ja popisałem się przed chłopakami wiedzą na temat radiowych systemów łączności wojskowej z tzw. rozproszonym widmem. Prawie zupełnie nie do podsłuchania. Spędziliśmy na wydmach wspaniałe popołudnie.
Po trzech godzinach wróciliśmy z Sulejówka do Warszawy. Z tym, że ja z Pawłem postanowiliśmy obejrzeć jeszcze na VHS (!) jego film o amerykańskim transporterze Oshkosh.. No niesamowita maszyna. Łamie się w pół , ale nie tak jak łamie się Tarpan Honker pociągnięty od niechcenia serią z AK47 – czyli na dwa kawałki pełne trupów.
Oshkosh jest tak skonstruowany już „fabrycznie” żeby być sprawniejszy w terenie. Wiadomo - Ameryka!
Wtem zadzwonił telefon. Telefon stacjonarny. Zadzwoniła dziewczyna Maćka. Powiedziała nam, że mamy na Maćka zły wpływ, i Maciek nie będzie się z nami już więcej spotykał!
Ja osłupiałem bo było dla mnie oczywiste, że to taki kiepski żart. Paweł mnie uciszył i ściszył telewizor. Zaczął z nią rozmawiać a ona swoje, że: Maciek powinien spędzać czas z nią, że my na niego mamy zły wpływ. I tak w koło.
Zły wpływ (!) Spędziliśmy czas tak grzecznie i przykładnie, że aż dziw.
Nie pojechaliśmy na walki psów pod Nieporęt. Nie szlajaliśmy się po szemranych miejscach tylko przykładnie niczym harcerze urządziliśmy sobie prelekcję w terenie przy wodzie mineralnej (sic!) i resztkach pizzy. Stwierdziliśmy z Pawłem że ona zwariowała, i dalsza rozmowa nie ma sensu. Zakończyłem więc twardo: Idź się wyśpij kobieto a jak Maciek nie chce się z nami spotykać to niech sam zadzwoni i nam to powie. I wtedy usłyszałem jak ona mówi do niego „powiedz im ty!” i Maciek wydukał do słuchawki:
„ NO_TAK_JA_NIE_BĘDĘ_JUŻ_SIĘ_Z_WAMI_SPOTYKAŁ..”
Usiadłem z Pawłem i już nic tego dnia nas nie bawiło. Ani transporter Oshkosh, ani słoneczny dzień, ani nic.
Z Maćkiem już faktycznie się nigdy się nie spotkałem. Ale czasami, tak raz na rok, ot na przykład dzisiaj wieczorem przypominam sobie tę sytuację. Myślę o tym czy oni ciągle są razem? Czy są szczęśliwi? Czy mają dzieci? Czy on kupił sobie to paliwożerne auto o którym tyle rozmyślał? Czy pojechał na Nord Cupp? Myślę też o tym jak on widzi teraz tę całą sytuację. Czy w ogóle ją pamięta?
Ot takie wieczorne zastanawianie się z braku lepszych tematów. Ale najbardziej ciekawi mnie gdzie trzyma swoje Cojones. To znaczy wiem gdzie je trzyma; w słoiku po dżemie. A słoik ten oddał swojej dziewczynie w dożywotni depozyt, pięknego sierpniowego dnia 1999 roku.
Ciekawe tylko, czy po tylu latach jeszcze się zastanawia gdzie jest ten słoik, i co można by zrobić z jego zmurszałą już dziś zawartością...
Tak hipotetycznie oczywiście....
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości