frycz66 frycz66
2472
BLOG

Złombol - czyli Kacper i Robert kupują Żuka :)

frycz66 frycz66 Rozmaitości Obserwuj notkę 10



Kacper  postanowił pojechać na rajd „Złombol” tym razem do Aten. To fajna impreza dla młodych ludzi, którzy umieją ustawić zawory, wiedzą czym jest kąt wyprzedzenia zapłonu, spalanie stukowe, umieją ustawić atak w tylnym moście i wymienić na poboczu drogi sprzęgło wraz z dociskiem.   Słowem młodzi, sprytni i energiczni kupują auto KDL (krajów demokracji ludowej) do 1000 PLN, naprawiają auta, oklejają reklamami sponsorów i jadą na przykład do Grecji.  Złombol oprócz wymiaru hedonistycznej zabawy ma wymiar ludzki. Uczestnicy zbierają kasę na dzieciaki z domów dziecka. I to jest piękne!

No więc Kacprze postanowiłeś kupić Żuka. Duży, pojemny samochód będący kwintesencją Polskiej myśli inżynieryjnej, Polskiej motoryzacji i techniki w ogóle. Nowoczesny szybkoobrotowy (1500 obr.!) silnik górnozaworowy ( mam takie dwa!!) gładko pracuje w zakresie 800-1500 obrotów, spalając jedynie 12-18 litrów etyliny i bliżej nieokreślone ilości oleju. Aksamitna praca silnika, żadnych wibracji! I te mega przebiegi między naprawcze! 30 tys. km  40 tys. km. A czasem nawet i więcej! Ocynkowana nowoczesna karoseria sprawiła że Żuki od samego początku istnienia (tzw model „smutek” - aż do końca eksploatacji (a zwłaszcza te z końca !!)  dzielnie opierały się rdzy będąc autami skromnymi ale zarazem na swój sposób eleganckimi. Autami dyskretnie podkreślającymi status materialny właściciela i jego przywiązanie do klasyki. Szczególnie wersja Żuk A-18 Business – 6-osobowa salonka, czy też wersja z napędem „4x4 Żuk Hunter”, dożywająca swych dni w kołach łowieckich, to prawdzie rarytasy i klasa sama w sobie. Były też wersje z silnikiem Andorii. Tutaj wibracje silnika 4C90 i nadmierny hałas w kabinie psują przyjemność poruszania się tym nowoczesnym autem o perfekcyjnie dopracowanym zawieszeniu. Bo właśnie zawieszenie przejęte z modyfikacjami od samochodu Warszawa jest najmocniejszym punktem auta. Ono sprawia że auto jest jak przyklejone do asfaltu w każdych warunkach drogowych...   I wszystko jedno ile jedziemy 30, 40, 50 km/h.. Wszystko jedno ile mamy na pace. Progresywne zawieszenie bezbłędnie wybiera nierówności.   To wszystko razem, czyli dopracowana Lubelska technologia, świetne prowadzenie w każdych warunkach, oszczędna eksploatacja a to wszystko opakowane w spokojny elegancki ponadczasowy design sprawiło że wybór padł na samochód Żuk.

Znalazłeś Kacprze takie samochody  na stronach AMW czyli Agencji Mienia Wyprzedawanego. Na stronach agencji wszystko szczegółowo opisane, a przy każdym aucie kilkanaście ostrych zdjęć. Kilka fotek karoserii, kilka silnika i 2-3 zdjęcia spodu auta – zrobione na podnośniku.  Rzeczowy opis walorów ale i potencjalnie słabszych stron danego egzemplarza dają obraz pojazdów. Niemniej uznaliśmy z kolegą, że trzeba czasem zobaczyć coś na własne oczy nim się zdecydujemy na kupno... Pojechaliśmy do AMW gdzieś za miastem. Powitała nas tablica „AMW wita”.  Życzliwy ochroniarz dał nam przepustkę i dokładnie poinformował co i jak. Auta stały rządkiem na odśnieżonym parkingu. Widać było, że są świeżo umyte Karcherem. Słowem błyszczały się trochę nienaturalnie jak na swoje lata, a tu i ówdzie czuć było zapach odświeżacza do kokpitów. Koła napompowane, opony nabłyszczone woskiem i poza jednym przypadkiem naładowane akumulatory. Za szybami zwracały uwagę kartki (foto) opisujące auto, jego walory jak i słabsze punkty i cenę wywoławczą.

Porządkowało to obraz aukcji i zachęcało do kupna.  Wyglądało to nieco nienaturalnie, coś jak bal ostatniej szansy w  Ciechocinku,  ale młody sprzedawca który do nas podszedł zagaił i zaprowadził nas do „naszego” sektora. Na moje pytanie – czemu nie wystawicie tego jednego dnia na Allegro.pl odpowiedział: wie Pan, myśleliśmy o tym, ale każdy z tych samochodów jest indywidualny, każdy ma historię, jakieś części zapasowe. Poza tym dzięki sprzedaży na przetargu planujemy uzyskać cenę 10% wyższą, w zamian gratyfikując Klienta częściami na którym mu specjalnie zależy. To nasza karta przetargowa! Uśmiechnął się i wypytał nas po co auto? Okazało się że słyszał o Złombolu i od razu zaprowadził nas do dwóch innych samochodów których historię znał. Jedno z aut – takie z przedłużoną kabiną i małą skrzynią miała wojskowa brygada remontowa. Okazało się że remontowali coś w Świerku i kapral – szef tej brygady tak się przejął tym że w Świerku są reaktory atomowe że pod byle pretekstem zostawiał auto w warsztacie i nie odbierał przez długie tygodnie a w zamian jeździł innym żukiem. Nikt nie wiedział o jego fobii i dopiero trzeba było „na jego oczach” pomierzyć auto licznikiem Geigera aby wykazać że nie ma żadnej promieniotwórczości. I w zasadzie wszystko było ok. tylko kapral zyskał ksywę: Kapral Geiger. Inny zaś Żuk woził wojskowy zespół muzyczny do zespołu tanecznego „Mazowszanki”  i tak skutecznie woził, że zrobiły się z tego dwa małżeństwa, zresztą szczęśliwe do dziś. Gdyby tylko ten Żuk umiał mówić – powiedział młody sprzedawca i mrugnął do nas porozumiewawczo. Po czym rześko skierował się do innych klientów.   Zachęcani przez sprzedawcę uruchomiliśmy silnik auta, który pracował równo i zachęcał do zakupu. Za dwa dni aukcja.... Zobaczymy Kacper!    

Robercie, pofantazjowałeś z lekka inspirując się zapewne filmem „Sprzedawca Cadillaców” ale można sobie wyobrazić również inny scenariusz. Na przykład taki:
Stara jednostka wojskowa na obrzeżach Warszawy, otoczona drutem kolczastym. Teren ospały, niezamieszkany , bardzo rozległy. Potencjalne tereny pod apartamentowce i hipermarkety. Na wstępie powitał nas punkt kontroli, w którym po wylegitymowaniu się otrzymaliśmy przepustki. Ochrona oczywiście prywatna – bo kto by pomyślał, że żołnierze mogą pełnić służbę wartowniczą w jednostce mienia wyprzedawanego. Dwa smutne, ale odżywione owczarki niemieckie, kręcące się po placu apelowym nie zwiastowały niczego. Słowem - klimat trochę taki jak w „Psach” Pasikowskiego. Pan ochroniarz życzliwie zapytał czego szukamy, po czym skierował nas wzdłuż budynku, na zakończenie zaś dodał „Panowie skręcą obok niebieskich fordów”. Poszliśmy zatem, a żadnych niebieskich fordów nie było w zasięgu wzroku. Po dłuższych poszukiwaniach spychani od drzwi do drzwi trafiliśmy na auta przypadkiem.  Okazało się, że chodziło o Tranzity, które stały na ogrodzonym parkingu, zamykanym bramą (sic! - na terenie jednostki wojskowej). Obok stały żuki. Stały i smętnie gniły, a po parkingu kręcił się Pan sprzedawca w watowanej kurtce i czapce patrolówce z wełny. Spod kurtki wystawał mu fartuch laboratoryjny. Ot, żywcem wyjęty z lat 80 i klimatów Barei. Można powiedzieć że był z Żukami w pewnej symbiozie.
Po zadaniu kontrolnego pytania „A panowie czego tu szukają?” i krótkim wyjaśnieniu przystąpiliśmy do oględzin Żuków. Uprzednio zaopatrzyłem się w miernik kompresji, żeby móc określić stopień zużycia silnika. Pan „wełniany” zobaczywszy te bajery i usłyszawszy o pomiarze kompresji silnika, wydał z siebie dźwięk 'łohoho, ahaha, panie kompresje to je bede mierzył sobie wieczorem' i porozumiewawczo puścił oko. Pomiar okazał się oczywiście niemożliwy, ponieważ Żuki nie były wyposażone w akumulatory, a Pan wełniany nie miał do nich kluczyków. Kto by przypuszczał, że klient mógłby chcieć odpalić auto, które  zamierza kupić. Powiem że było by to nwet dziwaczne odpalać auto przed zakupem. Czy kupując Toyotę Avensis w salonie mówimy do sprzedawcy: „Niech Pan zakręci zobaczymy czy zapali..”  No jasne że nie. I tu było tak samo.
Drugie 'łohoho, ahaha' wydał z siebie, gdy usłyszał o Atenach. 'Do Aten, łohoho' – trzymając się za śledzionę – 'Panie, tym to ja bym jechał do Wenecji pod Żninem co najwyżej łohoho'. Kronikarskim obowiązkiem należy nadmienić, że AMW nie udziela żadnych informacji o tym kto i gdzie jeździł pojazdami. Nie jest nawet znany realny przebieg samochodów (licznik są 5 cyfrowe, czyli po 100 000 km jadą od nowa :) ).
A stan Żuków? Gdyby na terenie wojskowym można było robić zdjęcia, to sami byście zobaczyli. Na słowo musicie uwierzyć – pachniały samochodowym trupem, a tu i ówdzie były gniazda os.


No tak Kacprze. I nasz piękny sen prysnął. Faktycznie tak było jak Ty napisałeś.Nastąpiło zderzenie Twojego młodzieńczego entuzjazmu z wieloletnią niezaangażowaną rutyną okraszoną pewną dozą obojętności. Auta stały zaniedbane, trochę zdemolowane i nieopisane, obrośnięte glonami. (fotka z rzekomym opisem za szybą to nasza ściema!) Zupełnie tak jakby nikomu nie zależało na ich sprzedaży. Ba! Wręcz jakby chciano nas odstręczyć!  A były tam też auta specjalistyczne, dźwigi... Pomyślałem że gdyby to powierzyć jednemu sprytnemu gościowi, na przykład Tobie lub gdyby ktoś tam zajął się tym profesjonalnie, na przykład ja, to sprzedali byśmy te auta  ciągu tygodnia. Ot umyć  karcherem na błysk, zrobić dobre foty, rzeczowo opisać językiem korzyści.   Przeczytali byśmy podręcznik sprzedaży – chociażby taki jak „Handlowanie to gra” żeby wiedzieć jak rozmawiać z Klientem, wydrukowali ulotkę i wystawili wszystko na Allegro.pl. Założył bym też konto na  Fejsie, i informował potencjalnych Klientów co i jak.   Ale kiedy to usłyszał jeden z klientów który przyjechał tam tak samo jak my – po Żuka, i tak samo jak my, miotał się bezradnie, to   najpierw się głośno roześmiał, a potem powiedział: Panowie, i co oni wszyscy (tu pokazał ręką na budynki) by wtedy robili?  A tak, mają robotę na długie miesiące, a nawet lata....  Te auta są tylko takim pretekstem..   A takich firm są dziesiątki... Ba!  Setki....

No nie wiem sam czy ten człowiek miał rację....

A sam Żuk? Jaki był tak i odchodzi. Jakie życie taka śmierć. Ja zapamiętałem tylko dwa fakty z jego życia, w tym jeden – pośredni. W czasie produkcji żuka mieszkałem w dzielnicy Lublina Tatary. Z okien widziałem olbrzymi zakład który dymił i wyrzucał w powietrze tony OPIŁKÓW!!  Tak! Metalowych rdzewiejących opiłków. Pod blokiem w którym mieszkałem wszystkie samochody miały rdzawo brązowe dachy, w kolorze i szorstkiej fakturze kawy zbożowej! Szczególnie groteskowo wyglądało to na białych autach. Niektórzy walczyli z systemem i każdorazowo po przyjeździe zakładali na auto plandekę (sic!). Inni się poddawali i 2 letnie auta wyglądały jak zdewastowane przez wulkan.  Po latach, jesienią 2011, będąc przejazdem w Lublinie znalazłem takich użytkowników – plandekarzy jak i auta z opiłkami na dachu (!). Foto poniżej :)) 


Na masce - opiłki.

Na dachu opiłki, które odgrnąłem ręką. Kiedyś tak wyglądało 80% aut na Tatarach, teraz tylko nieliczne.


A drugi fakt opowiedział nam kolega z politechniki.  Otóż kiedyś partię żuków kupili Niemcy. Po co?! Nikt z nas nie miał pojęcia. Na szczęście dla nich w porę się  opamiętali i zrezygnowali z zakupu. No ale potrzebny był pretekst. Znaleźli! Otóż kazali na placu odbiorczym wymontować drzwi od samochodów i wymieszać. No i żadne nie pasowały do żadnego auta, co znaczy że były w toku produkcji „pasowane” młotkiem. Skoro nie pasowały – nie wzięli.  

Odszedł król naszych szos i średniego transportu, zastąpiły o bezduszne niezniszczalne Transity zdolne przelecieć 1,000,000. kilometrów. Ale trochę szkoda. Ten żuk był tak bardzo bardzo nasz! 

Cokolwiek to znaczy, był w pewnym sensie taki jak my... 

Kacper i Robert.  
 

frycz66
O mnie frycz66

Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia.... Moją pasją jest życie....

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Rozmaitości