frycz66 frycz66
1052
BLOG

A Anuszka już rozlała olej...

frycz66 frycz66 Rozmaitości Obserwuj notkę 4

 

 

Dziś historia dziwaczna. Była jesień. Warszawa utytłana wczesnym śniegiem, mlaskającą breją. Szesnasta i już ciemno. Pojechaliśmy w odwiedziny do naszego przyjaciela Michała na warszawskie Bródno. Studenciak mieszka schludnie w wielkim długim gomułkowskim bloku z długimi korytarzami, do których jest wejście z obydwu stron. Czasem się zdarzy, że z jednego końca mieszkają ludzie dobrze zorganizowani, tacy jak on, którzy dbają o staranne zamykanie drzwi, aplikują  do nich WD40 żeby nie skrzypiały i nie psuły się, podczas gdy na drugim końcu mieszkają zdegenerowane lumpy które dawno pogubiły już wszystkie klucze i podpierają drzwi krzesłem. Najsłabsze ogniwo to lumpy, ale i najmocniejsze zarazem w swym bezcelowym trupim trwaniu.

 

Pojechaliśmy do naszego studenta na kawę i długą rozmowę bo bidulek złamał nogę, kuśtyka w maleńkiej kawalerce o kulach, i jest mu zwyczajnie smutno. Siedzimy, pijemy kawę, rozmawiamy, ale czegoś nam brakuje. Bingo! Brakuje nam słodyczy! Tych pysznych kolorowych galaretek obsypanych cukrem! Uwielbiam je! Michał (nasz student) , i mój ojciec zatrzymują mnie, ale widzę, że jakoś tak bez przekonania. Zarzuciłem swoją wielką myśliwską kurtkę, która jest zrobiona w jakiejś kosmicznej technologii jakichś tam membran. Można w niej stać godzinami na deszczu i być suchym, a do tego  zapewnia komfort termiczny od -23 do + 17 st.C. Z daleka wygląda jak płaszcz, ale kiedy siedzi się nocą na trójnogu to nie podwiewa. No i kapelusz z tokiem z lisa. Mój ulubiony..
Tak wyekspediowany pobiegłem do sklepu po kolorowe galaretki w okrągłym opakowaniu z plastiku. Wracałem dosłownie za dziesięć minut, gdy nagle zobaczyłem ich dwoje.... Ona ubrana bardzo schludnie, skromnie w elegancki granatowy płaszcz. Miała ładnie, choć bez odrobiny kokieterii ułożone włosy, i można było być na tysiąc procent pewnym że jest uporządkowana, nic nie zostawiając przypadkowi. Imponują mi tacy ludzie. No i on. Nie dorównywał jej klasą nawet w połowie, ale ubranie miał bardziej gustowne i przesadnie  wypolerowane buty niczym handlowiec z Amwaya.  W ręku miał najprawdopodobniej Pismo Święte, oprawione z zamkiem błyskawicznym jak niegdysiejsze NRD-owskie piórniki.
W głowie błysnęła mi myśl. „A Anuszka już rozlała olej....”
Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent była to para kaznodziejów..
Mocowali się niezdarnie z domofonem próbując różnych nieskutecznych kombinacji. Nie byli jednak na tyle sprytni żeby używać kodów serwisowych... Przyśpieszyłem kroku, prawie biegłem. Wskoczyłem na podest przed drzwiami przeskakując po trzy stopnie... W jednej chwili moja sto trzydziestokilogramowa postura, rozpięta kurtka i tubalny głos wypełniły cały ganek...

Aaaaaaa.... Tu jesteście! Krzyknąłem do nich pogodnie, tak jak bym od kwadransa bawił się z nimi w chowanego..

Ja zawsze was wyczuwam... Za! Wsze!  Wyskandowałem z naciskiem ni to krzycząc, ni to śmiejąc się... Wasz zapach czuję już z daleka! Roześmiałem się. Wy specyficznie pachniecie... To taki zapach, ni to cynamonu, ni to.....   Ciągnąłem wywód z namysłem. Kobieta patrzyła na mnie z bardzo intensywną uwagą. Facet zaś pochłaniał sytuację z entuzjazmem przerośniętego siedemnastolatka którym w istocie był. Uśmiechnął się szeroko i powiedział;  to dobrze, to może w takim razie porozmawiamy o Bogu... Ja w tym czasie już zdążyłem wybrać kod mieszkania i odpowiedziałem: Nie! Nie, bo wy zbawiacie dusze a ja je skupuję! A teraz chcę kupić Twoją!  Facet zbaraniał i dosłownie – tak jak na kreskówkach - opadły mu ręce.
Ale to reakcja kobiety była szczególna. Otóż ona w ułamku odskoczyła ode mnie na metr, bo tyle pozwalała przestrzeń przed wejściem. Odskoczyła tak jak instynktownie odskakuje się widząc pędzącego na nas rowerzystę, lecącą piłkę czy też urwane koło od samochodu.. Aż dziwnie to wyglądało, że tak bezbłędnie w jej „mamuśkowatej” nieco sylwetce zadziałał instynkt przetrwania..
No to jak będzie!?!  
Zapytałem jej kolegę z nutą życzliwego zniecierpliwienia. W tym samym czasie jednak kliknął zamek od domofonu i ja wszedłem nie czekając ani na na jego odpowiedź, ani też na nich samych....

 Pół godziny później siedzimy, pijemy kolejną kawę, zagryzamy galaretkami, które już na talerzu są bardziej przesłodzone niż w naszych galaretkowych tęsknotach, bardziej chemiczne i bardziej kolorowe.
A Anuszka już rozlała olej...
Z rozbawieniem opowiedziałem o maleńkiej scence, jaką odegrałem w hołdzie Bułhakowowi. Mały okruszek Mistrza i Małgorzaty na schodach przed Bródnowskim blokiem.

Puk! Puk!...

Nie oczekiwaliśmy nikogo...

Michał, wprawdzie o kulach, ale raz że najmłodszy, a dwa - siedzący najbliżej drzwi - pod naciskiem naszych spojrzeń pokuśtykał otworzyć.. Szczęknął zamek.

Siedząc za stołem nie mogłem widzieć drzwi, ale pomyślałem że jednak zaryzykuję, i tubalnie krzyknąłem: Chodźcie chodźcie, ja czekam na was! Niech się dokona Wasz czas!....

Michała nie ma... I nie ma.... Choć to tylko 5 metrów. Ale jak już przykuśtykał, to minę miał nietęgą. Co się stało – pytamy. Nooooo... Nic. Jakichś dwoje ludzi w panice uciekało korytarzem... Mało nóg nie połamali..

Zamyśliliśmy się. Cała sprawa była tylko niewinnym żarcikiem. Sztubacką, nie wartą uwagi krotochwilą. Coś jak wystawienie w oknie dyni z zapalaną wewnątrz świeczką. Nikt na jej widok nie wrzeszczy, nikt też nie ucieka. Jednak dla tych dwojga nadwrażliwych ludzi była to pełna grozy realność. Coś jak u Wellesa, który w roku 1938, w twórczym natchnieniu wyemitował w radiu CBC słuchowisko „Wojna światów” a biedni ludzie w New Jersey wpadli w panikę, bo myśleli, że ci kosmici to przylecieli na serio...

 A tych dwoje? Gdy ochłoną będą opowiadać że spotkali Wolanda we własnej osobie.  A to był żaden Woland tylko miłośnik słuchowisk radiowych w kapeluszu z 20 dkg galaretek owocowych.... 

Czyż z nami wszystkimi jest podobnie? No powiedz sam?! Ktoś robi reformę, czy to zdrowia czy gospodarki a my pikietujemy, dąsamy się, uciekamy. A przecież on żartował.  Pamiętasz jeszcze chrupiące bułeczki ministra Krasińskiego? Dziurę ozonową? Ptasią grypę?  Ktoś obiecuje Tobie wierność na ślubnym kobiercu, albo Ty obiecujesz coś komuś, czy też składasz przysięgę Hipokratesa, wymyślasz nową religię, program naukowy, ale przecież doskonale wiemy, że to tylko taki sztubacki żart, krotochwila, mgnienie, blaga... Takie jaja..... 

Zresztą pytałem Korowiowa, i on mówi to samo....

Że to wszystko co wokół nas,to tylko sztubacki żart,
k
rotochwila, mgnienie i blaga.... 

I w tej sytuacji jedynie kot Behemot jest najzupełniej na serio...

 

frycz66
O mnie frycz66

Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia.... Moją pasją jest życie....

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Rozmaitości