Gandalf Krzykliwy Gandalf Krzykliwy
398
BLOG

Krzyk drugi - Najważniejszy człowiek w moim życiu

Gandalf Krzykliwy Gandalf Krzykliwy Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

    Chcę, byście poznali kogoś, dzięki komu piszę teraz te słowa. Nie, nie przesadzam. To absolutna prawda; gdyby nie ksiądz Andrzej Szpak z pewnością bym tego nie pisał. Wiecie, nieboszczycy rzadko siedzą przed komputerem... Nie, nie jestem melodramatyczny ani nie jest to przesada charakterystyczna dla histerii - takie są fakty.

    Andrzej Szpak - "ksiądz hipisów"... co on ma ze mną wspólnego? Cóż ja wciąż jestem hipisem. Owszem mam rodzinę, troszczę się o nią i w przeciwieństwie do większości jestem prawicowy ale wciąż jestem i pewnie do końca życia będę hipisem. Ale to nie o mnie jednak ale o kimś, kto (mam taką nadzieję) będzie kiedyś ogłoszony świętym - o Andrzeju.

    Wielu z was z pewnością nawet się nie słyszało o tym człowieku, który od wielu już lat cicho pracuje z najtrudniejszymi "parafianami". Nawet nie wiecie ile wysiłku wkładał (i wkłada nadal) w cywilizowanie tego dzikiego ludu jakim bez wątpienia my, hipisi, jesteśmy. Ile zdrowia (co ze wstydem przyznaję) przez nas stracił. Możecie go poznać bliżej - wydał książkę. Ma tytuł "Idź Mojżeszu" Można ją kupić i przeczytać i zapewniam was - warto.

    Czytajcie uważnie. Rejestrujcie każdą śmierć młodego człowieka, którą Andrzej przeżywał. Dla niego byliśmy ważni i kiedy ktoś z nas umierał (nieważne czy z własnej przyczyny czy w wyniku jakiejś tragedii) cierpiał jakby przyjaciel najbliższy odszedł. Zresztą co ja wam będę gadał - przeczytajcie powtarzam.

    Na czym polegał jego fenomen? Co różniło go od innych kapłanów, terapeutów czy wychowawców?

    Andrzej nie pouczał nas, nie dawał do zrozumienia, że wie lepiej. On po prostu rozmawiał. Częściej słuchał niż mówił i już to było ważne - że jest ktoś dla kogo moje wynurzenia, przeżycia czy obserwacje są istotne. Czasem się nawet kłócił ale nie z pozycji kogoś ważniejszego - ot taka pyskówka między kumplami...

    Często, kiedy rozmawiam z kapłanami, czy innymi "lekarzami dusz i umysłów" mam wrażenie, że ten ktoś próbuje się ustawić na pozycji jakby rodzica, kogoś kto wie lepiej co jest dla mnie dobre i kto nie omieszka mi tego powiedzieć. Każde prawie słowo. każdy prawie gest tych ludzi mówi :"Jesteś mniej doświadczony, bardziej naiwny. Jesteś po prostu głupszy i ja muszę, dla twojego dobra, poprowadzić cię właściwą ścieżką"

    Nie wiem jak was ale mnie taka postawa zwyczajnie wpienia i z czystej przekory postąpię inaczej niż oni mi doradzają. Z Andrzejem tak nie było i nie jest. Czasami zażarcie się z nim wykłócaliśmy czasami słuchaliśmy go podtrzymując opadające na ziemie szczęki ale zawsze był jednym z nas - takim samym człowiekiem tyle tylko, że w sutannie.

    Kiedy dochodziliśmy do jakichkolwiek wniosków to wspólnie. Nie mówię że potem gremialnie wszyscy się do tego stosowali, różnie bywało ale jednak coś we mnie zostawało po każdej takiej rozmowo-kłótni. Powoli, niedostrzegalnie nawet dla mnie samego zaczynałem myśleć nieco inaczej i inne sprawy uważać za ważne. Teraz mam rodzinę - żonę dwoje dzieci i powiem z pełną odpowiedzialnością - Nie było by tego gdyby nie Andrzej. Dla mnie święty

ojciec dzieciom z sercem po prawej i rozumem we właściwym miejscu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości