Tegoroczny 4 czerwca obchodzono w hałasie wrzasków – kto był pierwszy i kto był większy w Sierpniu ‘80. Jedno jest pewne, w obu przypadkach nie zawiodło polskie społeczeństwo.
Najlepiej, gdy na ważne rocznice patrzy się zarówno przez pryzmat symboliczny, jak i historyczny. Tylko wówczas refleksja zyskuje walor poznawczy. Niezwykle trudno docenić, pielęgnować i propagować coś, o czym niewiele się wie. A tak właśnie jest w przypadku polskiego 4 czerwca 1989 roku. Nasze zmysły nie potrafią nam nawet podpowiedzieć, czy mamy się cieszyć, czy coś opłakiwać.
Często podpieramy się inną symboliczną datą, 4 czerwca 1992 roku. Jednakże, pamiętajmy, nie mówi nam ona o tym, co się wydarzyło 4 czerwca 1989, ale co było potem.
Zresztą porównywanie dwóch tych dat, a tym bardziej przeciwstawianie ich sobie, nie ma większego sensu. 4 czerwca 1989 roku o biegu spraw decydował wyjątkowo naród, 4 czerwca 1992 roku zaś polityczne elity.
W częściowo demokratycznych wyborach w czerwcu 1989 roku Polacy dobitnie określili swój stosunek do systemu sowieckiego. Symbolicznie odrzucili elity komunistyczne, przez co umowy okrągłostołowe – jakie by one były – których sygnatariuszem byli owi komuniści, przestały istnieć. Naród, któremu w Jałcie i Poczdamie w 1945 roku ZSRS, USA i Wielka Brytania przyobiecały prawo do wyboru własnych elit, wreszcie mógł się wypowiedzieć. I wypowiedział się przeciw komunistom.
Otrzymali zatem potężny egzystencjalny cios, który powinien był znieść ich panowanie. I to, że być może mieli chętkę ponownie zlekceważyć głos Polaków, nie ma merytorycznych podstaw. Nie może ich też moralnie obciążyć – reprezentowali wszak władzę sowiecką. To najbardziej wpływowi przedstawiciele „Solidarności”, którzy z woli społeczeństwa znaleźli się w parlamencie, okazali swym rodakom głęboką pogardę. Zlekceważyli fakt, że „porozumienia okrągłostołowe” straciły swój fundament oraz rację bytu, i… dokonali ich korekty, na korzyść… komunistów, dopiero co odrzuconych przez naród.
Trudno dostrzec w tym logikę i spryt, a tym bardziej atrakcyjność „porozumień okrągłostołowych”. Podczas gdy polskie „porozumienia”
gwarantowały polskiej opozycji jed-
ną trzecią miejsc w sejmie, sowieckie „porozumienia” z wiosny 1989 roku odwrotnie. Jedna trzecia mandatów z całej puli 2250 w Radzie Najwyższej ZSRS powędrować miała do KPZS i jej „sojuszników”, w tym zaledwie 100 dla samej partii.
Komuniści w Polsce otrzymali więc szansę odzyskania w II turze wyborów 33 mandatów, które przepadły 4 czerwca wraz z „listą krajową”. W momencie, w którym opozycjoniści uznali swą wolę i wolę komunistów za nadrzędną wobec woli narodu, przestali grać w jednej drużynie z narodem. Przestali być opozycjonistami, ponieważ stanęli w opozycji do narodu. Stali się kontrahentami komunistów. Wielki triumf narodu został zgaszony natychmiast po wyborach. Trumf narodu, przez który przemawiała sprawiedliwość pokoleń poległych w walce o wolną Polskę. Odtąd duch „porozumień okrągłostołowych” unosił się nad krajem.
Nowy sejm i nowy senat zostały skompletowane, po wyżej wspomnianych perturbacjach, dopiero 18 czerwca. W lipcu polski parlament z pomocą parlamentarnej „drużyny Lecha” obrał komunistycznego generała Wojciecha Jaruzelskiego prezydentem kraju. W końcu września powstał rząd Tadeusza Mazowieckiego, w którym najważniejsze, siłowe resorty przypadły komunistycznym generałom. I czas stanął w miejscu.
Tymczasem w pozostałych państwach bloku wydarzenia nabierały tempa. Kiedy w Polsce w czerwcu 1989 r. przygotowywano się do częściowo wolnych wyborów, na Węgrzech rozpoczynały się obrady „trójkątnego stołu”. Kiedy w Polsce we wrześniu formował się rząd Mazowieckiego, na Węgrzech komuniści i opozycja podpisali umowę przewidującą całkowicie wolne wybory i wybór prezydenta przez parlament. Węgierska opozycja zerwała swe „porozumienia” z komunistami i zadecydowała o powszechnym wyborze prezydenta. W październiku 1989 r. Węgrzy cieszyli się nie tylko z całkiem demokratycznie wybranego parlamentu, ale takoż obranego prezydenta.
W grudniu 1989 r. podobna euforia zapanowała w Czechosłowacji. Tamtejsze Zgromadzenie Narodowe wybrało na urząd głowy państwa jednego z liderów opozycyjnej Karty 77, Václava Havla. Czesi i Słowacy potwierdzili ów wybór w lipcu 1990 r., w wolnych wyborach prezydenckich. Natomiast w czerwcu 1990 roku poszli do urn w równie nieskrępowanych wyborach parlamentarnych.
W Polsce czas ruszył z miejsca dopiero jesienią 1990 roku. Wielkie wzburzenie wywołała tu kampania prezydencka. Elity przeciwne podtrzymywaniu „porozumień okrągłostołowych” wystawiły swego własnego kandydata. Naród zatriumfował ponownie. Kandydat ów zwyciężył. Był jednak grudzień 1990 roku... Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja w parlamencie. Status quoutrzymywał się w nim aż do wyborów w październiku 1991 r.
A więc, gdy w listopadzie 1990 r. Polacy wybierali swojego prezydenta, na Węgrzech i w Czechosłowacji już dawno rządzili demokratyczni prezydenci, wspierani przez demokratyczne Zgromadzenia Narodowe. Naród polski swe pierwsze od czasów wojny wybory parlamentarne święcił równo dwa lata po Węgrach oraz przeszło rok po Czechach i Słowakach.
Reasumując, 4 czerwca 1989 roku do Polski nie nadszedł żaden „koniec komunizmu”. Społeczeństwo wyraziło taką wolę, lecz zostało oszukane przez ludzi podających się za jego emisariuszy. Wówczas Polska utkwiła jakby pomiędzy dwoma światami – komunistycznym i pełnej swobody. Jaki z tego płynie wniosek? Ano taki, że rocznica 4 czerwca doskonale nadaje się właśnie na koniec III RP i postkomunizmu, jako okresu przejściowego. Wtedy dopiero wola narodu zostanie spełniona, a klątwa „okrągłego stołu” zrzucona. Wówczas historia zatoczy swe pełne koło.
Dwutygodnik „Prawda jest ciekawa Gazeta Obywatelska” wydaje Solidarność Walcząca. Nasza redakcja mieści się we Wrocławiu, natomiast gazeta dostępna jest na terenie całego kraju. „Prawda jest ciekawa Gazeta Obywatelska” porusza tematykę społeczno-polityczną, kładąc szczególny nacisk na promocje idei solidaryzmu społecznego i uczciwości w przestrzeni publicznej. Zależy nam również na aktywności naszych czytelników, tak aby stać się miejscem działalności obywatelskiej ludzi, którzy nie odnajdują dla siebie przestrzeni w głównym nurcie, zarówno medialnym, jak i politycznym. Jesteśmy dwutygodnikiem, który nie tylko krytykuje i wytyka błędy władzy, instytucjom państwowym i osobom zaangażowanym w życie publiczne w naszym kraju, ale również przedstawia własne propozycje usprawnienia funkcjonowania państwa i obywateli w jego ramach. Nasz adres - gazetaobywatelska.info
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka