Na ekranach telewizorów, w Internecie, na stronach kolorowych tygodników, zwanych tygodnikami opinii, a także na plakatach i billboardach, pojawiają się twarze. To twarze dziennikarskiej celebry, która przedstawia się jako ikona Niezależności, Patriotyzmu, Pracy dla Polski.
Dziennikarska celebra robi w Niezależności, w Patriotyzmie etc. Bo przecież z czegoś trzeba żyć, a zatem czemu nie żyć z Patriotyzmu?
Media, szczególnie zaś prawicowe tygodniki, wykorzystywane są dzisiaj zarówno do reklamy, jak też do autoreklamy celebry. Daniel Boorstin, nieżyjący już amerykański historyk i pisarz, zdefiniował w 1961 roku osobę uprawiającą celebrę. Jest to „osoba, która jest znana z tego, że jest znana” (The Image: A Guide to Pseudo-events in America, 1961).
Ten, kto należy do celebry, nie jest autorytetem, choć przedstawia się jako autorytet, przedstawia się jako dziennikarz, publicysta, myśliciel, pisarz. Dziennikarska celebra to reklamiarze o twarzy na pokaz i na sprzedaż. To oni nadają smak i niesmak debatom politycznym, sącząc sensacje, zaskakując wszystkich opiniami, a nie faktami.
Dawniej, gdy ktoś pisał o Podlasiu, dawał zdjęcie Podlasia. Gdy pisał o sądach, wzbogacał tekst, przykładowo, wizerunkiem Temidy. Gdy pisał o rewolcie w Gdańsku, o SB, ilustrował teksty zdjęciami z Gdańska, z Pałacu Mostowskich. Dziś dziennikarska celebra ilustruje swoje teksty swoimi twarzami, bo te twarze symbolizują „ten kraj”, „patriotyzm”, „troskę o Polskę”.
Ostatnio celebra sięgnęła po reklamę prowokacyjną.
Oto na łamach „Do Rzeczy” Janusz Korwin-Mikke w rozmowie z Mariuszem Staniszewskim powiada:
„Unia Europejska to hitleryzm. Hitler też obiecywał, że zlikwiduje papierosy… Dzisiaj Unia idzie śladami Adolfa Hitlera… Dla mnie nie ma różnicy, czy mówimy o Hitlerze, Kwaśniewskim, Kaczyńskim czy Tusku – wszystko to dla mnie czerwone świnie”. I dalej: „Po pierwsze, mordowanie milionów ludzi nie było celem Hitlera… Niech pan mi pokaże chociaż jedno zdanie Hitlera, które będzie świadczyć o tym, że wiedział o eksterminacji Żydów”.
Tu należy zapytać: Po co ta skandaliczna, chora rozmowa? Po co kretyńskie poglądy w rzekomo niezależnym tygodniku niezależnych dziennikarzy? Ano po to, żeby odbyła się szeptana reklama w stylu: „Słyszała pani, co ten Mikke powiedział?” „O, musi pan/pani lecieć do kiosku i kupić «Do Rzeczy»…”.
Gdyby zapytać redaktorów tygodnika Lisickiego, czy rozmowa z Korwinem-Mikke jest prowokacją, reklamą, sposobem zwiększenia nakładu tygodnika, z pewnością odpowiedzą, że to nie jest reklama, że tekst Staniszewskiego „Polscy politycy to faszyści” odkrywa prawdę.
Przed laty twórca reklamy prowokacyjnej, Oliviero Toscani, autor kampanii reklamowej Benettona, pisał: „Ja nie uprawiam reklamy. Nie sprzedaję. Nic nie wmawiam publiczności... Drapię opinię publiczną tam, gdzie ją swędzi” (Reklama, uśmiechnięte ścierwo, Wydawnictwo Delta). Toscani „drapał” publiczność obrazami męskich genitaliów, śmierci, zakonnicy całującej się z księdzem, umierającego na AIDS etc.
Czym „drapią” publiczność dzisiejsi wydawcy gazet, producenci i nadawcy telewizyjni?
„Drapią” ogranymi już tematami (Jaruzelski, córka Jaruzelskiego, Kiszczak, katastrofa pod Smoleńskiem, Tusk kontra reszta świata, wypowiedzi K-M o Hitlerze).
Na tle sensacji, prowokacji i kretyńskich wypowiedzi nabierają znaczenia twarze dziennikarskiej celebry, które pokrywają okładki i pierwsze strony tygodników opinii. To prawdziwe medialne łakocie, rzucane z tygodników i z ekranów prosto do mózgów tzw. ludności.
„Nie ma zgody na milczenie” – wołają z billboardów. To znaczy… nie ma zgody na milczenie celebry, a tzw. ludność milczała w czasach PRL, no i nadal niech milczy.
Wychodzisz na ulicę, stajesz na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej, patrzysz na ściany wieżowców, na Pałac Kultury i Nauki, a ściany wieżowców są zakryte setkami metrów kwadratowych twarzy celebry. To twarze dziennikarzy, producentów, wydawców, naczelnych redaktorów, niedawnych prezesów telewizji. To krajobraz wolnej myśli, wolnego słowa, krajobraz Prawdy.
Patrzysz na setki metrów kwadratowych twarzy zamyślonych, smutnych, bolejących nad Polską, zatroskanych nakładami kolorowych tygodników i oglądalnością nowej telewizji. Patrzysz na setki metrów kwadratowych twarzy na wysokościowcach Warszawy i widzisz mężów opatrznościowych, mędrców, którzy czują i myślą za miliony i nie muszą słuchać milionów, nie muszą odwiedzać fabryk i wsi.
Te twarze drapią opinię publiczną wprost po mózgu. Nikt nie dostrzega absurdu: dziennikarska celebra reklamuje się za miliony jako grupa niezależnych dziennikarzy, rzekomo skłócona z politykami, z biznesmenami, z „grupą trzymającą władzę”. Grupa chce mówić o czymś ważnym, chce wystąpić przeciw układom, przeciw porządkowi, w którym nie ma miejsca dla niezależności, wolności etc.
Oto na Pałacu Kultury i Nauki mędrzec Lucius Annaeus Seneca (Minor). Oto na gmachu PASTY zadumany Soren Kierkegard. Oto na wysokościowcu przy Świętokrzyskiej filozof, pisarz, humanista, człowiek renesansu Michel de Montaigne. Mędrcy patrzą z wysoka na tzw. ludność i, jak mówią, pomagają ludności odnaleźć się w niełatwej rzeczywistości.
Z murów Pałacu Kultury i Nauki, z okładek kolorowych pism patrzyli niegdyś sekretarze PZPR, władcy PRL. Patrzał Ojciec Narodów, Stalin. Patrzył Lenin. Nikt mniejszy od Ojca Narodów nie patrzył z wysokościowców na ludność Warszawy. Ale w nowej Polsce wszystko się zmieniło. Z wysokich murów patrzy na ludność Warszawy dziennikarska celebra. Patrzą dziennikarze „prześladowani”, „zmuszani do milczenia”.
Twarze dziennikarskiej celebry krzyczą z setek i tysięcy metrów kwadratowych billboardów, zawieszonych w centrum Warszawy na murach, na ścianach, tam, gdzie kiedyś bywali tylko tamci, którzy odeszli ze Stalinem. Twarze dziennikarskiej celebry krzyczą, że wbrew wszystkim prześladowcom i wbrew rzucanym pod nogi kłodom, nadal będą pisać w gazetach, będą mówić w radiu i telewizji.
Krzyk celebry nie jest bezpłatny
Krzyk z setek metrów kwadratowych billboardów, krzyk z murów, z pałaców, z wysokościowców kosztuje i to słono kosztuje. Wiadomo, kto krzyczy, nie wiadomo, kto płaci za krzyk.
Ale oto ekonomia polityczna mediów zdziera z celebry maskę niezależnych, niepokornych dziennikarzy. Twarze na murach, setki i tysięcy metrów kwadratowych twarzy myślicieli opiniujących tzw. ludność, kosztują przecież setki tysięcy złotych. Kto zatem płaci? Kto jest właścicielem celebry?
Nadawcy i producenci, zwani do niedawna niezależnymi, jak na przykład ATM, określają się dzisiaj, zgodnie z prawdą, jako producenci audiowizualni i nadawcy. Firma ATM na multipleksie dodała sobie na antenie nazwę „rozrywkowa”, co zupełnie wyklucza ją z podejrzeń o emisję programów publicznych.
Ostatnio pojawiła się na antenie Telewizja Republika, oczywiście niezależna, obok niezależnych tygodników „Sieci” i „Do Rzeczy”, i niepokornego tygodnika „Uważam Rze”. Mało kto zauważa, a dziennikarze tego nie pokazują, że na zapleczu niezależnych i niepokornych tytułów stoją biznesmeni – nadawcy i biznesmeni – wydawcy, którzy jednak nie kierują się ani miłosierdziem, ani bezinteresownością, ani niezależnością, a tylko twardo liczonym zyskiem.
A zatem rodzi się pytanie, jak to jest z tą niezależnością, z tą bezstronnością i z tą niepokornością? Czy Telewizja Republika, jako synonim prawdy, mówi tylko prawdę? „Włącz prawdę” – namawiają redaktorzy Republiki. Włączam swój mózg, włączam pamięć. I zastanawiam się.
Czy kolorowe tygodniki i portale internetowe są niezależne, choć są zależne od pieniędzy i widzimisię wydawców – biznesmenów?
Czy telewizja i tygodniki są prawicowe, niepodległościowe tylko dlatego, że sprzedają się w opakowaniu Niepodległości, Patriotyzmu, Ojczyzny, Tradycji i Kościoła?
Na prawicy widzę raz po raz faceta celebry, którego dobrze pamiętam z roku 1981. Gdy przywiozłem ze strajku w Bielsku Białej reportaż „Wspaniałe słowo Solidarność”, ten facet, w 1981 działacz partyjny, zakrzyknął na kolegium redakcyjnym: „To jaskrawe gloryfikowanie Solidarności!” No i reportaż nie ukazał się w znanym tygodniku warszawskim.
Ekonomia polityczna mówi, że kto płaci, ten wymaga – wymaga na gruncie finansowym, na gruncie politycznym i społecznym. Mark Felt, wiceszef FBI, kiedy była afera Watergate, radził dziennikarzom śledczym „Washington Post”: „Idźcie za pieniędzmi. One was doprowadzą do prawdy”. Felt nie powiedział, żeby dziennikarze szli drogą prawdy. Bo to banał. Nie powiedział, żeby pisali prawdę. Bo to oczywiste. Felt radził dziennikarzom, jakim sposobem dojść do prawdy.
Gdyby Felt doradzał dziś dziennikarzom, jak włączyć prawdę, zapewne by powtórzył:
Pieniędzy nikt nie wyrzuca w błoto. Chyba że jest wariatem.
Pieniądze robią pieniądze. I o to troszczy się każdy biznesmen, używając do tego różnych narzędzi. Niekiedy, a właściwie najczęściej, narzędziami biznesmenów są ludzie, także dziennikarze.
Wydawca tygodnika „Do Rzeczy”, Michał M. Lisiecki, właściciel Platformy Mediowej Point Group, mówi, że jego tygodnik – tygodnik Lisieckiego, a nie Lisickiego! – sprzedaje się w nakładzie 60-80 tysięcy. I nakład, dzięki reklamie i autoreklamie, wciąż rośnie! To wielki sukces, duże pieniądze, jak na pierwsze tygodnie i miesiące sprzedaży „Do Rzeczy”.
Tygodnik opinii jest własnością prezesa Lisieckiego czy jest własnością redaktora naczelnego Lisickiego? Ekonomia polityczna mówi, że jest to własność Lisieckiego, a nie Lisickiego. Ale może w przypadku „Do Rzeczy” problem nie jest ekonomiczny, ale polityczny, etyczny albo po prostu semantyczny.
Niełatwo też dociec, kto jest właścicielem Telewizji Republika. A przecież tyle tam słów o transparentności, o jawności! Kto jest rzeczywistym nadawcą i płatnikiem? Czyim sukcesem jest Telewizja Republika na medialnym rynku Patriotyzmu, Niepodległości i Kościoła?
Należy powiedzieć, że w ostatnich latach, głównie dzięki Radiu Maryja i Telewizji Trwam, nastąpiło przebudzenie środowisk, zwanych umownie niepodległościowymi. To właśnie te środowiska kupują prasę katolicką i kolorowe tygodniki opinii, lansowane jako prawicowe.
Znający się na telewizji, radiu i na gazetach ojciec Tadeusz Rydzyk, próbuje rozwiać wątpliwości, gdy mowa o Telewizji Republika.
„Jeżeli ta telewizja jest niezależna, zadaję pytanie: skąd ma miejsce na satelicie? Zostałem poinformowany, że otrzymano je za darmo od właściciela Polsatu. Jaka to niezależność, jeżeli otrzymało się miejsce za darmo na satelicie, miejsce, które dużo kosztuje”.
Ojciec Rydzyk pyta dalej, skąd antenowe i prasowe natarcie kilku nadawców i wydawców na prawicowy rynek mediów: „Czy to nie jest zagranie na emocjach ludzi, na patriotyzmie, na miłości do Ojczyzny?”.
Sakiewicz wyjaśnia w Internecie: „Nowa telewizja adresowana jest przede wszystkim do ludzi, którzy pogubili się w obecnej rzeczywistości i teraz mają szansę odnaleźć odpowiedzi na najbardziej podstawowe pytania”.
A zatem Telewizja Republika, podobnie jak tygodnik „Do Rzeczy” będzie, a właściwie już jest, kolejnym medium opinii. Grupa dziennikarzy piszących, mówiących i przedstawiających będzie recenzentem życia po polsku.
Wedle jakich kryteriów będą to recenzje? Skąd recenzenci wezmą wiedzę o Polsce, o zagranicy, o tym, jak ludzie pracują, jak żyją, o czym mówią i w ogóle jak jest?
Larry King, zanim w 1985 trafił do CNN, zanim dostał swój program „Larry King na żywo”, uczył się dziennikarstwa prasowego, radiowego i telewizyjnego. Dłuższy czas pisał w gazecie „The Miami Herald”.
Znana dziś komentatorka Christine Amanpour, była reporterką radiową i telewizyjną. Relacjonowała na żywo wojny, rewolucje, przewroty. Jej wiedza o ludziach i świecie jest ogromna. Oprah Winfrey, urodzona w miejscowości Kosciusko, jest znakomitą prezenterką, zarobiła miliardy, ale zanim dostała swój program „Ludzie mówią”, musiała naprawdę wiele się nauczyć.
Z życiorysów najwybitniejszych dziennikarzy dają się wyciągnąć proste i pouczające wnioski. Po pierwsze – żeby mówić o świecie, trzeba najpierw ten świat poznać. Żeby mówić o ludziach, należy rozmawiać z ludźmi, należy dać im głos! A w ogóle to trzeba wciąż się uczyć świata, ludzi i mediów.
Dziennikarze tygodników opinii wiedzę czerpią z siebie i z gazet, a nie z terenu. To proste i tanie. Nie można jednak powiedzieć, że dziennikarze tygodników opinii nie mają doświadczenia. Owszem, mają. Dziennikarze „Republiki” i „Do Rzeczy” nie z jednego redakcyjnego pieca chleb jedli. Wiedzą swoje. I to im wystarcza, by mówić.
Bo nie ma zgody na milczenie
W latach dziewięćdziesiątych i później dziennikarze, zwani niezależnymi albo niepokornymi, zajmowali stanowiska szefów redakcji, a nawet szefów radia i telewizji, gdy w tym samym czasie wielu wybitnych dziennikarzy formacji solidarnościowej szlifowało bruk i nie miało z czego żyć.
„Niezależni” byli na fali. Były działacz PZPR był zastępcą redaktora naczelnego „Wprost”, gdy naczelnym i właścicielem tygodnika był Marek Król, były sekretarz KC PZPR. Drugi „niezależny” był redaktorem naczelnym „Rzeczpospolitej”. Trzeci był redaktorem naczelnym tygodnika „Newsweek Polska”, był też wiceprezesem i dyrektorem Polskapresse. Natomiast czwarty pełnił funkcję m.in. zastępcy redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”.
Człowiek znany ze swej niezależnej i wolnościowej postawy, po roku 1989 został dyrektorem Polskiego Radia Kraków. Gdy w roku 2006 został prezesem Zarządu TVP, mogło się wydawać, że „ludzie prawicy” w telewizji publicznej przywrócą do pracy wyrzuconych przez komunę ludzi prawicy. Nic z tych rzeczy.
Wyrzuceni przez komunę byli też z całą bezwzględnością eliminowani przez tzw. prawicę.
Na rynku Prawicy, Niepodległości i Patriotyzmu już od 1989 roku toczy się walka między byłymi działaczami antykomunistycznymi a farbowanymi prawicowcami, spadkobiercami PZPR, PAX, SD, ZSL. Niezwykłą aktywność wykazują też dzieci i wnuki funkcjonariuszy UB/SB, wojska, sądownictwa, prokuratury etc.
Powstaje problem zakwalifikowania zespołu „Do Rzeczy” i zespołu „Wprost” do rynku Prawicy albo Lewicy. Może również być kwalifikacja do rynku Biznesu.
Dwa tygodniki – „Do Rzeczy” i „Wprost” – to się wydaje, dwa odległe od siebie światy! A jednak te dwa światy, dwa zespoły dziennikarskie, dość łatwo pogodziły się w jednym wydawnictwie Michała M. Lisieckiego, w Platformie Mediowej Point Group, spółce notowanej na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych.
Wyobraźmy sobie Magdalenę Środę, a obok Bronisława Wildsteina, Rafała Ziemkiewicza, Pawła Lisickiego, Piotra Gabryela, Tomasza Wróblewskiego.
Dziennikarze zatrudniani przez Marka Hajdarowicza i przez Michała M. Lisieckiego są mistrzami autoreklamy. Gdy w świecie reklamuje się wydawnictwa, stacje telewizyjne i radiowe i tytuły gazet, to w Polsce reklamują się nade wszystko autorzy, faktycznie – kilku autorów. Ich twarze na okładkach i na pierwszych stronach pism, na murach wysokościowców, muszą wzbudzać zdziwienie.
Zarówno wydawcy, jak i dziennikarze niezależnych wydawców, powtarzają na każdym kroku: jesteśmy niezależni; jesteśmy niepokorni. Warto zapytać: niezależni od kogo albo od czego? Chyba nie od pieniędzy.
Hajdarowicz pokazał dziennikarzom „Uważam Rze” i „Rzeczpospolitej”, że ich niezależność kończy się tam, gdzie zaczynają się interesy Hajdarowicza. Naiwnością byłoby sądzić, że Lisiecki pozwoli dziennikarzom „Do Rzeczy” naruszyć interesy spółki Platforma Mediowa Point Group. Na co pozwoli rzeczywisty właściciel Telewizji Republika? Oto jest zagadka!
Michał Mońko
Pytanie o media w służbie ogółu, a nie w interesie polityki, kapitału czy swoim własnym, to kluczowe cywilizacyjne pytanie. My, „ GO” (nr 12 i 19), postulujemy rozdział, separację głównych sił społecznych: władzy, pieniądza i informacji. Zasadniczym elementem takiej separacji byłyby rozwiązania, które nie pozwalają zarabiać wielkich pieniędzy poprzez posiadanie mediów.
Dziennikarz ma być wolny w dociekaniu prawdy, przekazywaniu istotnych opinii. To a nie pieniądze czy układy z władzą winno wyznaczać jego pozycję. Tego nam i wszystkim konkurującym z nami i między sobą niezależnym dziennikarzom życzymy. I niezależnie od poglądów będziemy traktować ich jak przyjaciół w zawodzie. Redakcja
Dwutygodnik „Prawda jest ciekawa Gazeta Obywatelska” wydaje Solidarność Walcząca. Nasza redakcja mieści się we Wrocławiu, natomiast gazeta dostępna jest na terenie całego kraju. „Prawda jest ciekawa Gazeta Obywatelska” porusza tematykę społeczno-polityczną, kładąc szczególny nacisk na promocje idei solidaryzmu społecznego i uczciwości w przestrzeni publicznej. Zależy nam również na aktywności naszych czytelników, tak aby stać się miejscem działalności obywatelskiej ludzi, którzy nie odnajdują dla siebie przestrzeni w głównym nurcie, zarówno medialnym, jak i politycznym. Jesteśmy dwutygodnikiem, który nie tylko krytykuje i wytyka błędy władzy, instytucjom państwowym i osobom zaangażowanym w życie publiczne w naszym kraju, ale również przedstawia własne propozycje usprawnienia funkcjonowania państwa i obywateli w jego ramach. Nasz adres - gazetaobywatelska.info
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka