geoal geoal
8438
BLOG

Pytania do członków PKBWL

geoal geoal Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 513

Rzeczpospolita w związku z zawartymi konwencjami międzynarodowymi, ale także z poczucia potrzeby zapewnienia bezpieczeństwa w ruchu lotniczym powołała do życia Państwową Komisję Badania Wypadków Lotniczych, której jesteście Państwo członkami, mającymi w swych rękach liczne uprawnienia, jak choćby gwarancję ochrony personaliów świadków, ponieważ właściwe wnioskowanie i zapobieganie incydentom i wypadkom lotniczym pojmowane jest jako dobro wyższe. To jednak zobowiązuje do stosowania najwyższych standardów w pracy zawodowej i posiadania równie wysokich walorów etycznych. Katastrofa smoleńska dotknęła Was nie tylko jako obywateli naszego kraju lecz także jako ekspertów, a tylko nieliczni członkowie PKBWL mogli uczestniczyć w pracach komisji wyjaśniającej okoliczności tej tragedii. Wpisana w zawód, by nie pisać górnolotnie o misji, dociekliwość oraz obowiązek podnoszenia kwalifikacji i zapoznawania się z materiałami z zakresu badań zdarzeń lotniczych (§ 4.1 regulaminu działania PKBWL) wymuszały zainteresowanie się przebiegiem procesu badawczego dla wyjaśnienia okoliczności katastrofy Tu-154M, czego najlepszym przykładem były zdarzenia ze stycznia 2011r, określone przez media jako „bunt w komisji” :

Stanisław Żurkowski, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL) wzywa do usunięcia Edmunda Klicha z komisji. Jego zdaniem "bierna postawa Edmunda Klicha spowodowała, że MAK nie uwzględnił wielu wniosków strony polskiej". Wniosek Żurkowskiego popiera 13 z 15 członków komisji.
Spór członków komisji z przewodniczącym Klichem nabrał formalnego wymiaru w styczniu 2011 roku. W ubiegłym tygodniu podczas wewnętrznego głosowania, zdecydowana większość opowiedziała się za odwołaniem Klicha.
Członkowie komisji napisali odpowiedni wniosek do ministerstwa infrastruktury, któremu podlega PKBWL. Cezary Grabarczyk jeszcze nie podjął decyzji.
Żurkowski zarzuca Klichowi, że podczas badania katastrofy smoleńskiej wykazał się "nieudolnością", "brakiem profesjonalizmu" i "brakiem skuteczności". Miało to zaowocować tym, że w końcowym raporcie MAK pojawiło się "wiele niedociągnięć".


Mocne słowa, lecz w pełni uzasadnione, gdy wziąć pod uwagę sposób zachowywania się przewodniczącego PKBWL w Smoleńsku i nie tylko tam, również po powrocie do kraju, przysłowiowe „parcie na szkło” poprzez częste kontakty z przedstawicielami mediów. „MAK nie uwzględnił wniosków strony polskiej” przez zaniedbania E.Klicha, jednak to nie przeszkodziło wspomnianemu S.Żurkowskiemu kilka miesięcy później podpisać się pod raportem końcowym, bronić tekstu do ostatniej kropki, pomimo braku wielu materiałów, a można też sądzić o nieznajomości podstawowych faktów, np. gdy Stanisław Żurkowski, ważny członek komisji Millera 31 października 2012r. mówił w „Gazecie Wyborczej”:

Anatomopatolodzy podczas sekcji zwłok nie stwierdzili żadnych śladów charakterystycznych dla wybuchu i pożaru, czyli spalonych włosów, opalonych brwi i rzęs, przypalonej czy oparzonej skóry. I ubrania nie nosiły żadnych śladów charakterystycznych dla wybuchu i pożaru.

co można skwitować poniższym cytatem:


W tym zakresie Pan Żurkowski - mówiąc bardzo eufemistycznie - minął się z faktami. Zarówno komisja, jak i prokuratura już w tym czasie, gdy kończyły się prace komisji Millera, miała dokumenty świadczące o tym, że teren pożaru był dość rozległy, a ciała posiadały – to też eufemizm – charakterystykę oparzeniową. Były ciała, na których ewidentnie stwierdzono spalone ubrania. W związku z tym trudno mi się zgodzić z tym, że anatomopatolodzy podczas sekcji niczego nie stwierdzili w zakresie śladów charakterystycznych chociażby dla pożaru. Na pewno były i spalone włosy i opalone brwi i oparzona skóra. Rzeczywistość diametralnie różni się od tego, co opowiada członek komisji Millera. Wolałbym nie mówić o szczegółach, bo to kwestie bardzo bolesne dla rodzin. Ale wydaje się, że panu Żurkowskiemu najzwyczajniej w świecie trzeba udowodnić przed sądem, że w tak ważnej i bolesnej sprawie kłamie. Pan Żurkowski był szefem komisji technicznej. Teoretycznie mógł nie widzieć wszystkich dokumentów dotyczących ciał ofiar katastrofy. Zajmował się raczej załogą samolotu. Ale musiał mieć wgląd w dokumenty sporządzone przez Rosjan na miejscu katastrofy, które całkiem obrazowo opisują miejsce zdarzenia - zarówno ciała, jak i fotele oraz inne elementy wyposażenia wnętrza. Nie wierzę więc, by nie miał odpowiedniej wiedzy.

Całkiem nie tak dawno, kierując się zasadą „o zmarłych dobrze albo wcale” zadedykowaliście temu zmarłemu koledze notkę wspomnieniową kończącą się słowami

W swej pracy zawsze kierował się starannością, rzetelnością i bezstronnością doskonale rozumiejąc, że celem badania każdego wypadku jest poprawa bezpieczeństwa lotów. Był bezkompromisowy, a jednocześnie z wielką życzliwością podchodził do każdego, z kim zetknęła go praca zawodowa.

Skoro postrzegacie bezkompromisowość jako pozytywną cechę więc pora na postawienie pytań: Jaką wiedzę o katastrofie smoleńskiej przekazali Wasi koledzy, członkowie PKBWL oraz ówczesnej komisji Millera, tę prezentowaną społeczeństwu przez siebie w mediach czy rzetelne informacje, pomocne w przyszłej pracy zawodowej?. Równie bezkompromisowo domagaliście się faktów, rozliczaliście z działań i zaniechań w kolejnych latach i wobec wszystkich, jak to miało miejsce w styczniu 2011 roku w stosunku do Edmunda Klicha?.
Przed kilkoma tygodniami zajmowaliście się zdarzeniem, w którym młoda kobieta wjechała samochodem osobowym w szybowiec, uszkadzając jego osłonę przednią. „Niedostosowanie prędkości do warunków, mandat 200zł i 5 punktów karnych” byłoby rutynowym wynikiem pracy policjanta z drogówki na widok takiej "stłuczki parkingowej", komisja ds. badania wypadków lotniczych przeprowadziła drobiazgowe badanie wszystkich okoliczności, dostrzegła ześliźnięcie się stopy z pedału sprzęgła, któremu sprzyjała gumowa podeszwa obuwia, mającego wcześniej kontakt z mokrą trawą, były też zalecenia dla zapobieżenia w przyszłości podobnym zdarzeniom. A jednocześnie Państwa koledzy opowiadają, że w Smoleńsku zobaczyli uszkodzone drzewa, złamaną brzozę, więc dalej nie było sensu dociekać szczegółów. Niejednokrotnie badaliście incydenty czy wręcz wypadki spowodowane brakiem środków finansowych na odpowiedni serwis, szkolenie, zabezpieczenie, a jednocześnie jako obywatele mogliście obserwować bizantyjskie podejście kilku waszych kolegów, którzy pod hasłem Smoleńsk zamawiali dla siebie szkolenia medialne, trudno je nazwać podnoszeniem kwalifikacji zawodowych w rozumieniu §4 pkt 3 regulaminu PKBWL. Pytany niedawno przewodniczący PKBWL Maciej Lasek o zdjęcia satelitarne z miejsca zdarzenia bagatelizował ich znaczenie mówiąc:


To były materiały uzupełniające. Nasi ludzie byli przecież na miejscu

Czy w ten sam sposób we własnym gronie omawiano czynności na miejscu tragicznej katastrofy dużego samolotu, tak właśnie dr Lasek prezentował sposób pracy w Smoleńsku: „Boguś, był, widział, to opowie co zapamiętał”. Bogdan Frydrych, specjalista z zakresu ruchu lotniczego, miałby z fotograficzną dokładnością opisać co widział, podając zarazem precyzyjnie odległości pomiędzy charakterystycznymi obiektami. Dopytaliście Państwo swego przewodniczącego o powody dla których zabrano do Smoleńska precyzyjny sprzęt, pomocny dla sporządzenia szkicu rozrzutu elementów płatowca czy zabrakło Wam bezkompromisowości?.
Można mnożyć przykłady zaniedbań poczynionych przez komisję Millera, czyli także przez kilku obecnych członków PKBWL, w tym jej przewodniczącego, nie słychać jednak by pozostali wyciągnęli wnioski z ich postawy. Milcząc akceptujecie traktowanie katastrofy smoleńskiej mniej poważnie niż uszkodzenie dziobu szybowca Puchatek, deprecjonujecie znaczenie pracy komisji badania wypadków lotniczych. Takim przejawem jest niedopuszczalne lekceważące traktowanie przewodniczącego Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych poprzez proponowanie mu pieniędzy za udział w merytorycznej dyskusji o fizycznych uwarunkowaniach katastrofy Tu-154M. Maciej Lasek swoim zachowaniem niczym prof. Rzepliński prowadzi do upadku autorytetu kierowanej przez sobie instytucji, wiecie to Państwo równie dobrze jak opinia publiczna, jednak negatywne skutki odbijać się będą na jakości pracy komisji.


Skład komisji:
1.Maciej Lasek, Przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL), e-mail: maciej.lasek@mib.gov.pl,
(specjalność: szybowce i samoloty - wyszkolenie, eksploatacja, konstrukcje lotnicze).
2. Andrzej Pussak, Zastępca Przewodniczącego PKBWL, e-mail: andrzej.pussak@mib.gov.pl,
(specjalność: wyszkolenie i eksploatacja lotnicza).
3.Jacek Jaworski, Zastępca Przewodniczącego PKBWL, e-mail: j.jaworski@mib.gov.pl,
(specjalność: konstrukcja i eksploatacja zespołów napędowych).
4.Agata Kaczyńska, Sekretarz PKBWL oraz komisji Millera, e-mail: agata.kaczynska@mib.gov.pl,
(specjalność: prawo lotnicze, organizacja pracy PKBWL, specjalista w zakresie wyszkolenia, budowy i eksploatacji spadochronów i paralotni).
5.Jacek Bogatko, Członek PKBWL, e-mail: jacek.bogatko@mib.gov.pl,
(specjalność: szybowce i samoloty - wyszkolenie i eksploatacja lotnicza).
6.Michał Cichoń, Członek PKBWL, e-mail: mcichon@mib.gov.pl,
(specjalność: samoloty i szybowce, eksploatacja lotnicza).
7.Dariusz Frątczak, Członek PKBWL, e-mail: dariusz.fratczak@mib.gov.pl,
(specjalność: wiropłaty - wyszkolenie i eksploatacja lotnicza).
8.Bogdan Fydrych, Członek PKBWL oraz komisji Millera (był w Smoleńsku), e-mail: bogdan.fydrych@mib.gov.pl,
(specjalność: ruch lotniczy).
9.Tomasz Kuchciński, Członek PKBWL, e-mail: tomasz.kuchcinski@mib.gov.pl,
(specjalność: specjalista w zakresie wyszkolenia, budowy i eksploatacji spadochronów i balonów).
10.Jerzy Kędzierski, Członek PKBWL, e-mail: jerzy.kedzierski@mib.gov.pl,
(specjalność: szybowce i samoloty - wyszkolenie, eksploatacja, konstrukcje lotnicze).
11.Piotr Lipiec, Członek PKBWL oraz komisji Millera i Zespołu Laska,e-mail: piotr.lipiec@mib.gov.pl,
(specjalność: eksploatacja lotnicza, rejestratory FDR/CVR/QAR).
12.Edward Łojek, Członek PKBWL  oraz komisji Millera i Zespołu Laska, e-mail: edward.lojek@mib.gov.pl,
(specjalność: eksploatacja lotnicza).
13.Tomasz Makowski, Członek PKBWL, e-mail: tomasz.makowski@mib.gov.pl,
(specjalność: budowa i eksploatacja statków powietrznych).
14.Robert Ochwat, Członek PKBWL, e-mail: robert.ochwat@mib.gov.pl,
(specjalność: ruch lotniczy).
15.Ryszard Rutkowski, Członek PKBWL (Katowice), e-mail: ryszard.rutkowski@mib.gov.pl,
(specjalność: samoloty i szybowce, wyszkolenie i eksploatacja).

Relacja członka komisji Millera z przebiegu prac terenowych w Smoleńsku:

....byłem członkiem Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego badającej katastrofę samolotu Tu-154M numer boczny 101, do której doszło w dniu 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku. Członkiem komisji byłem od momentu jej powołania, czyli o ile dobrze pamiętam od dnia 15 kwietnia 2010 r. Wcześniej, to jest od 11 kwietnia 2010 r. brałem udział w badaniu tej katastrofy jako żołnierz zawodowy pełniący służbę w Inspektoracie Ministerstwa Obrony Narodowej do spraw Bezpieczeństwa Lotów. W dniu 10 kwietnia 2010 r. po podaniu informacji o zaistniałej katastrofie, udałem się do Inspektoratu. Na miejscu Szef Inspektoratu, płk Mirosław Grochowski ustalał skład grupy do wylotu do Smoleńska. Zgodnie z moimi przewidywaniami zostałem włączony w skład tej grupy i oczekiwałem na wylot. O godzinie 16.00 samolotem z Poznania z pozostałymi członkami grupy zostaliśmy przetransportowani do Warszawy. W Warszawie okazało się, że z uwagi na warunki atmosferyczne panujące na lotnisku w Smoleńsku, wylot w tym dniu jest niemożliwy.
W dniu 11 kwietnia 2010 r. w godzinach porannych wylecieliśmy do Smoleńska. Po przylocie do Smoleńska odczekaliśmy na płaszczyźnie lotniska około 2 godzin, gdyż akurat na miejscu trwały uroczystości związane z wniesieniem trumny Prezydenta na pokład samolotu i przewiezienie jej do kraju. Po odprawie celnej samochodem zostaliśmy przewiezieni do wyznaczonego miejsca pracy przed lotniskiem. Na miejscu przywitał nas Pan Edmund Klich, który pokrótce wprowadził nas w aktualną sytuację. Podał ogólną informację gdzie znajduje się wrak, w jakim jest stanie i na jakim etapie są prace prowadzone przez służby Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych Federacji Rosyjskiej. Były to jeszcze prace związane z wydobywaniem szczątków. Jednocześnie prowadzone były już przez wojskową komisję rosyjską prace badawcze nad wypadkiem. Przewodniczący rosyjskiej komisji, którego nazwiska teraz już nie pamiętam, zorganizował odprawę z udziałem płk Grochowskiego, w czasie której ustalono, iż płk Grochowski będzie zastępcą przewodniczącego wspólnej komisji mającej badać katastrofę. Po tej odprawie płk Grochowski przyszedł do namiotu w którym przebywaliśmy i zakomunikował nam oraz Edmundowi Klichowi, że będzie zastępcą we wspólnej komisji polsko - rosyjskiej i że będzie kierował pracą przedstawicieli strony polskiej w tej komisji. Klich nie oponował. Podział zadań został przeprowadzony z metodyką, ja zostałem, jako inżynier awioniki, przydzielony do podkomisji technicznej.
Udaliśmy się na miejsce katastrofy, gdzie zapoznaliśmy się ze stanem wraku. Jeżeli chodzi o dostęp do wraku, miejsca katastrofy i jego rejonu, nie mieliśmy w tym czasie żadnych ograniczeń. Przeprowadziliśmy rekonesans miejsca zdarzenia od miejsca katastrofy aż za bliższą radiolatarnię, do pierwszych śladów kontaktu statku powietrznego z przeszkodami terenowymi. Wykonywaliśmy dokumentację fotograficzną, aczkolwiek nikt nam takiego zadania nie postawił. W tym momencie pracowaliśmy sami, bez udziału przedstawicieli strony rosyjskiej. Problemy z dostępem do miejsca zdarzenia pojawiły się dopiero w dniach następnych, ograniczenia, jak tłumaczyli Rosjanie, wynikały z wprowadzenia na miejsce zdarzenia ciężkiego sprzętu i wynikające stąd zagrożenia dla osób tam przebywających.
O ile dobrze pamiętam, 12 lub 13 kwietnia 2010 r. miała miejsce telekonferencja z premierem Putinem. Do udziału w tej telekonferencji został zaproszony Edmund Klich. Nie wiem przez kogo został on zaproszony, z tego co wiem, Edmund Klich głównie przebywał z Aleksiejem Morozowem z Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, w zasadzie nie brał udziału w naszych czynnościach. Nikt z nas, w tym płk Grochowski, nie wiedział, że taka konferencja miała miejsce. Po powrocie z niej Edmund Klich oświadczył nam, że w jej czasie, premier Putin osobiście wskazał jego, jako osobę która będzie działała jako akredytowany przedstawiciel Rzeczpospolitej Polskiej przy komisji Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, która od teraz będzie badała katastrofę. My wszyscy mieliśmy pełnić funkcję jego doradców. Praktycznie od tego momentu, między Edmundem Klichem a płk. Grochowskim powstał konflikt, który praktycznie, w mojej ocenie, zdominował całą prace na miejscu katastrofy.
W naszych czynnościach badawczych sytuacja ta zmieniła wiele,
za pośrednictwem płk Wierzbickiego przekazano nam polecenie, abyśmy nie opuszczali miejsca naszej pracy i nie przeszkadzali Rosjanom, gdyż badający katastrofę MAK jest doświadczony i wszystkie materiały z badania dostaniemy od nich. Nie było to zgodne z naszym sumieniem i w dalszym ciągu realizowaliśmy czynności badawcze zgodnie z metodyką, ale zaczęliśmy mieć już trudności z dostępem do miejsca katastrofy. Płk Wierzbicki pilnował nas byśmy nie chodzili na miejsce katastrofy. Ja oraz moi koledzy byliśmy oburzeni tą sytuacją. Prace Rosjan prowadzone były w dużym tempie, również w nocy przy sztucznym oświetleniu. My na noce wracaliśmy do hotelu. Mieliśmy nadzieję, że po przewiezieniu szczątków samolotu w tzw. obrys, będziemy mieli większą możliwość dostępu do niego i przeprowadzenia bardziej szczegółowych badań, ale tam również mieliśmy problemy z dostępem. O ile dobrze pamiętam, to byliśmy tam trzykrotnie, w tym raz bez zgody Rosjan, za co zostaliśmy skarceni przez Edmunda Klicha. Za drugim razem, pokazano nam wydobyte z wraku agregaty, zaś za trzecim udostępniono nam go celem wykonania dokumentacji fotograficznej. Miało być jeszcze jedno wejście w obrys, ale MAK stwierdził, że zakończył badanie na miejscu i wyjeżdżają, wyjechał również Edmund Klich, a my eksperci wojskowi oraz pozostali na miejscu eksperci cywilni, pozostaliśmy w Smoleńsku ale już bez prawa wstępu na teren jednostki. Dodam, że na terenie jednostki w służbie dyżurnej w sztabie został zdeponowany nasz sprzęt badawczy i mieliśmy trudności w odzyskaniu tego sprzętu, ale udało nam się ten sprzęt odzyskać. W zasadzie z dnia na dzień zamknięto przed nami bramę jednostki. W międzyczasie, w dniach pobytu w Smoleńsku ja osobiście uczestniczyłem w zgrywaniu korespondencji radiowej z wieży. Czynność ta prowadzona była z naszej inicjatywy, bez udziału Klicha po którymś z kolei z ostrych monitów. W zasadzie wszystkie czynności wykonywaliśmy z własnej inicjatywy, działając w oparciu o metodykę, wiedzieliśmy jaki materiały w etapie dowodowym są najbardziej istotne. W międzyczasie, sam osobiście zwracałem się do płk Wierzbickiego z postulatem o włączenie mnie do grupy, która miała dokonać lustracji Bliższego Stanowiska Kierowania. Stanowisko przełożonego było negatywne, z uwagi na moją specjalizację. Mnie wydawało się że z uwagi na moje wykształcenie i sposób współdziałania osprzętu pokładowego z oprzyrządowaniem naziemnym zdecydowanie powodowałoby przydatność mojego udziału w tej czynności.
Nasz wyjazd ze Smoleńska nastąpił dwa dni po wyjeździe Edmunda Klicha. Jeszcze w dniu wyjazdu odebraliśmy zdeponowany na terenie jednostki sprzęt badawczy. Mogę powiedzieć, że
większości z tego sprzętu nie wykorzystaliśmy z uwagi na ograniczenia jakie narzucone nam zostały przez stronę rosyjską. W zasadzie wykorzystaliśmy tylko aparaty fotograficzne, kamerę i GPS. Posiadaliśmy precyzyjny sprzęt , pomocny do sporządzenia szkicu rozrzutu elementów płatowca, ale jego nie zdążyliśmy wykorzystać, Nie zdołaliśmy wykorzystać wykrywaczy metali. Nie mogę pojąć, jak MAK mógł zakończyć badanie bez wnikliwego przebadania gruntu na miejscu zdarzenia. Nie rozumiem też dlaczego zgodził się na to Edmund Klich.
Zeznaję, że po powrocie do kraju, przebywałem w Polsce do 24 maja 2010 r. Pracowałem w komisji na terenie Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych. W tym czasie były dwa wyloty do Moskwy członków komisji. Płk Grochowski zapytał mnie, czy wyrażam chęć wylotu do Moskwy do pomocy grupie tam pracującej w odsłuchu zapisu rejestratora MARS-BM. Problem dotyczył niezrozumiałych fraz. Ponieważ ja miałem duże doświadczenie w tej dziedzinie z poprzednich badań, mój udział w tych czynnościach byłby przydatny. Po przylocie 24 maja 2010 r. do Moskwy zostałem włączony do pracy przy uszczegółowianiu tekstu opracowywanej w siedzibie MAK transkrypcji - wersji 2. Wersja oznaczona numerem l była już zamknięta i przekazana stronie polskiej. Zeznaję, że wersja l miała dużo nie do końca rozszyfrowanych fraz, dlatego kontynuowano nad nią prace. W tym miejscu świadkowi okazano dokument w postaci „Transkrypcji rozmów załogi samolotu Tu-154M nr 101, który uległ katastrofie w dniu 10.04.2010 roku w czasie podejścia do lądowania na lotnisku Smoleńsk Północny (Rejestrator dźwięku MARS-BM)" na 40 stronach, po czym świadek zeznaje - okazany mi dokument jest kopią wersji transkrypcji, która została zamknięta przed moim przybyciem do Moskwy. Zapis na dole strony- wskazujący że jest to wersja 1 oraz data opracowania - 2.05.2010 r. również to potwierdza. Ja nie brałem udziału w opracowaniu tej transkrypcji. W tym miejscu świadkowi okazano dokument w postaci „Protokołu odpisu rozmów załogi samolotu Tu-154M nr 101, który uległ katastrofie w dniu 10.04.2010 roku w czasie podejścia do lądowania na lotnisku Smoleńsk Północny (Rejestrator dźwięku MARS-BM)" na 44 stronach, po czym świadek zeznaje. Na ostatnie stronie okazanego mi dokumentu, w pozycji „Dariusz Majewski" widnieje mój podpis. Na dolnej części tej strony widnieje zapis, iż jest to wersja 2(172) transkrypcji z datą wykonania 17.06.2010 r. Jednakże, na pozostałych stronach okazanego mi dokumentu widnieje zapis, iż jest to wersja 2 (2) z datą wykonania 6.04.2012 r. W związku z tym nie jestem w stanie stwierdzić, czy dokument ten jest tożsamy z treścią dokumentu na którym złożyłem podpis. O ile dobrze pamiętam, na każdej karcie dokumentu który podpisałem w poprzek umieszczony był tak zwany znak wodny w języku rosyjskim „wersja nr 2". Z tego co pamiętam, na ostatniej stronie, na miejscu z pieczęciami, również widniały nasze podpisy. Nie jestem wiec w stanie odnieść się do treści tego dokumentu.
Na zadane pytanie zeznaję, że w trakcie pracy nad odsłuchem zapisu nie zajmowałem się identyfikacją indywidualną mówców w obrębie badanego nagrania. Nie wiem kto zajmował się identyfikacją mówców na tym nagraniu. Wydaje mi się, że ta identyfikacja została przeprowadzona przed moim przybyciem do Moskwy. Już na wersji pierwszej transkrypcji były zidentyfikowane głosy osób wchodzących w skład załogi jak i innych osób, Nie wiem kto dokonywał ich identyfikacji i w oparciu o co. Na zadane pytanie zeznaję, że znam język rosyjski w stopniu średnim, nie posiadam żadnych certyfikatów dokumentujących moją znajomość języka rosyjskiego. Mój udział w pracach nad stenogramem dotyczył jedynie nierozpoznanych fraz w języku polskim. Na zadane pytanie, zeznaję, że w czasie prac nad drugą wersją transkrypcji ja nie brałem udziału w czynnościach, które dotyczyłyby identyfikacji głosów. Nie wiem czy w tym czasie prowadzono prace nad identyfikacją. Nie wiem, czy osoby pracujące przy odsłuchu nagrania podczas prac nad pierwszą wersją stenogramu znały osoby których głosy zidentyfikowano. Nie byłem przy tym obecny więc nie mogę się na ten temat wypowiedzieć. Pozostałe osoby, które złożyły podpis na okazanym mi dokumencie, oprócz Pana Kędzierskiego oraz Jana Michalaka, były członkami Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Zeznaję, że pan Wiesław Kędzierski w czasie prac w Moskwie pełnił role tłumacza. Nie przypominam sobie, aby on brał w mojej obecności udział w pracach odsłuchowych. Na zadane pytanie zeznaje, że nie wiem kto zidentyfikował na nagraniu głosy członków załogi oraz głos Dowódcy Sił Powietrznych.
Zeznaję, że w trakcie mojego pobytu w Moskwie, o ile dobrze pamiętam, akredytowany przeprowadził nie więcej niż 4 odprawy z udziałem wszystkich obecnych na miejscu doradców. Mnie akredytowany postawił zadanie przeanalizowania częstotliwości sygnałów dalszej radiolatarni prowadzącej. Ja wielokrotnie występowałem do akredytowanego z wnioskiem o zapewnienie mi możliwości przeprowadzenia badań przyrządów pokładowych. Po drugim wniosku MAK wyraził na to zgodę. W instytucie w Lubiercach doszło do takiego badania, w którym ja byłem uczestnikiem. Przyrządy do badania wytypowali Rosjanie, my nie mieliśmy możliwości propozycji takich badań. Z uwagi na treść art. 134 ustawy Prawo Lotnicze nie mogę udzielić odpowiedzi na pytanie -jakim kryterium kierowali się Rosjanie typując przyrządy do badania oraz jakie przyrządy w mojej ocenie również powinny zostać przebadane a nie zostały. W badaniach braliśmy udział, natomiast nie dopuszczono nas do udziału w opracowaniu protokołu z badań. Zostały nam jedynie przedstawione do wiadomości.


żródła:
https://www.komisje.transport.gov.pl/media/13839/Regulamin_PKBWL_2015.pdf
http://stanzag.salon24.pl/487109,tworca-raportu-millera-stanislaw-zurkowski-mija-sie-z-faktami
http://lotniczapolska.pl/Zmarl-Stanislaw-Zurkowski,38742
https://www.komisje.transport.gov.pl/media/13795/2013_1549_RK.pdf

geoal
O mnie geoal

"Idź wyprostowany wśród tych, co na kolanach"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka