Witam i od razu proponuję radykalne wyrwanie się z matrixu w jaki za sprawą naszych niezastąpionych, ale jakże przewidywalnych "wiodących mediów" niemal wszyscy dali się wciągnąć, czyli oczywiście w dywagacje na temat wewnętrznego kryzysu w PiS. A zdawać by się mogło, że co najmniej przez następny miesiąc media będą komentować i analizować na tysiące sposobów niezaprzeczalny sukces sztukmistrza z Biłgoraja w ostatnich wyborach, począwszy od przybliżenia sylwetek tej menażerii, która wkrótce zainstaluje się w sejmie. Tym bardziej, że nawet wyborcy, którzy na nich swój głos oddali nadal jeszcze dokładnie nie wiedzą na kogo głosowali. Media wszak o tym nie mówią, a tym samym blogerzy tematu nie podejmują, gdyż jak to już stało się zwyczajem s24 reagują tylko na te treści i wydarzenia, które im "wiodące media" pod nos podsuną. Potem piszą nierzadko całkiem sensowne i dogłębne analizy jak to Czerska z Wiertniczą społeczeństwem manipulują, brzydale jedne. Również dzisiaj w kilku miejscach napisałem komentarze i przy okazji polecam ten pod notką Rewidenta (_link_) ale sensu w dalszej dyskusji nie widzę, gdyż ....
wspomniane wyżej brzydale tak same z siebie nie podejmą na przykład tematu lustracji, a już lustracji u naszych zachodnich sąsiadów z całą pewnością nie. Nietrudno zresztą zgadnąć dlaczego. Mianowicie z oczywistego powodu, że w zjednoczonych Niemczech do lustracji przystąpiono niemal nazajutrz po zburzeniu muru berlińskiego z iście niemiecką skrupulatnością i konsekwencją. W ostatnim numerze Uważam Rze bardzo ciekawie pisze o tym Sławomir Sieradzki w artykule: "Niemiecki koń antylustracyjny" i niech Was tytuł nie zmyli, gdyż jak napisał już na wstępie autor - "Zachodni sąsiedzi Polski walczą z lustracją, ale tylko w Polsce. U siebie nie zakończą rozprawy ze Stasi jeszcze przez wiele lat".
Niemcy z dumą ogłosili, że agentów enerdowskiej Stasi będą ścigać aż do 2019 r. Polskojęzyczna redakcja „Deutsche Welle", która nie ukrywa lewicowo-liberalnej proweniencji, swój tekst na ten temat prowokacyjnie opatrzyła tytułem: „STASI - nie ma grubej kreski". „W Niemczech nie ma grubej kreski - ubecka przeszłość prześwietlana jest do końca. Bundestag wprowadził 30.09. br. poprawkę do ustawy o archiwach enerdowskiej bezpieki. Lewica głosowała przeciwko. (...) Od dzisiaj lustracja w służbie publicznej potrwa do 2019 r., zakończy się zatem w 30. rocznicę runięcia muru" - czytamy w artykule, który ukazał się w ostatnim dniu września tego roku na stronie internetowej „DW".
(...)
Lustracja w RFN zawsze była oczkiem w głowie dawnych opozycjonistów wschodnioniemieckich. Zresztą pod względem konieczności wyrugowania funkcjonariuszy Stasi i ich agentów z życia społecznego oraz politycznego zjednoczonych Niemiec panowała zgoda. Głosy przeciwne, głównie ze strony dawnych działaczy SED - enerdowskiego odpowiednika PZPR, nie znajdowały obrońców ani w mediach niemieckich, ani wśród elit politycznych.Joachim Gauck, pierwszy pełnomocnik rządu do spraw archiwów enerdowskiej bezpieki i jednocześnie twórca w 1990 r. Urzędu ds. Akt Służby Bezpieczeństwa, potocznie zwany od jego nazwiska Instytutem Gaucka, wyłożył prostą filozofię lustracji:
„Należy zniszczyć monopol bezpieki na wiedzę o obywatelach, to przywróci zaufanie społeczeństwa. Owszem, zniszczy pewnie wiele relacji, ale przede wszystkim te, które przez lata opierały się na kłamstwie. Przetrwają prawdziwe związki i przyjaźnie, a nie te oparte na kłamstwie i bezczelności. Drugorzędnym, choć też istotnym elementem operacji ujawnienia akt, jest przywrócenie zaufania społeczeństwa do instytucji państwowych, które to zaufanie przez szereg lat bezpieka skutecznie podkopywała".
Gdy Gauck to mówił, w Polsce w odludnych miejscach płonęły stosy akt SB...
Nasi zachodni sąsiedzi nie mają też obaw przez rozciąganiem lustracji na coraz to nowe grupy zawodowe. Na początku byli to urzędnicy państwowi, policjanci, sędziowie. Teraz doszli m.in. pracownicy na stanowiskach kierowniczych przedsiębiorstw, gdzie państwo ma przynajmniej 50 proc. udziałów, np. Deutsche Bahn - koleje niemieckie. Niemcy, choć intensywnie zacieśniają kontakty z Rosją, czynnie przy okazji „wyzerowują" te tajne, które mogłyby być szkodliwe dla państwa. Nie pozwalają sobie na sterowanie ważnymi procesami przez niejawne układy. Kilka lat temu wyszło na jaw, że szefem działu ds. personalnych i bezpieczeństwa Gazprom-Germania, czyli filii rosyjskiego Gazpromu, jest Hans-Uve Kreher - szpicel Stasi. Natychmiast stracił stanowisko. Bez żadnej szkody dla relacji Berlina z Moskwą.
Rosjanie lubią zatrudniać byłych funkcjonariuszy Stasi w swojej gazowej spółce. Przykładem jest choćby Matthias Warnig, który kończył karierę we wschodnioniemieckiej bezpiece w stopniu majora, a teraz pracuje w spółce Nord Stream AG. Jednak Niemcy są „zaszczepieni" na takie przypadki. Wyczyścili sobie przedpole właśnie dzięki skutecznej lustracji. Niemcy wiedzą teraz, z kim mają do czynienia. Wykluczone jest zatem szantażowanie takich „Warningów" przez dawnych ideologicznych zwierzchników z Rosji, bo element szantażu przestał istnieć.
(...)
Rzeczą zadziwiającą jest fakt, że proporcjonalnie do tego, jak Niemcy wyrażają dumę z lustracji u siebie, równie chętnie potępiają ją w Polsce. Niemal zawsze, gdy mowa jest o antyesbeckich posunięciach w naszym kraju, w prasie niemieckiej pojawia się ulubiony zwrot antylustratorów - „Hexenjagd", czyli polowanie na czarownice. Tak było choćby w 2006 r. przy okazji ostatniej w Polsce próby nowelizacji ustawy lustracyjnej, którą rok później Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodną z ustawą zasadniczą i prawem międzynarodowym. Niemieckie media z nieukrywaną satysfakcją pisały o porażce nielubianych za Odrą braci Kaczyńskich. Zadowolona z przebiegu lustracji w Niemczech cytowana wyżej „Deutsche Welle" w kontekście polskiej lustracji nie omieszkała użyć zwrotu „polowanie na czarownice" w tytule tekstu „Lustration in Polen: Aufklarung oder Hexenjagd?" (Lustracja w Polsce: wyjaśnienie sytuacji czy polowanie na czarownice?).
(...)
Wydaje się jednak, że powód dwoistego podejścia do zwalczania przeszłości tajnych służb komunistycznych w Niemczech i Polsce może być o wiele bardziej przyziemny i - z niemieckiego punktu widzenia - racjonalny.
Aby zrozumieć przyczyny takiego postępowania, trzeba przypomnieć sobie pewien aspekt podczas tworzenia Instytutu Gaucka na początku lat 90. Ta zacna instytucja cudem odzyskała prawie 190 kilometrów bieżących dokumentów pochodzących z archiwów NRD-owskiego MSW. Funkcjonariusze Stasi próbowali wiele z tych materiałów zanihilować niszczarkami. Do legendy przeszła anegdota o tym, że podwładni pastora Gaucka w dużej hali zebrali setki worków z pociętymi na cienkie paski aktami, następnie pracowicie posklejali ścinki, odtwarzając tajne dokumenty. Niemal co do jednego, bo jeszcze dziś są sklejane sukcesywnie kolejne akta.
Bez wątpienia były tam też informacje o Polsce. Wiadomo, że Stasi była bardzo aktywna na Pomorzu w czasie formowania się „Solidarności" oraz przez cale lata 80. Reżim Ericha Honeckera bardzo niepokoiły ruchy wolnościowe w Polsce tego okresu. Funkcjonariusze wschodnioniemieckiej bezpieki odnosili sukcesy werbunkowe, udając zachodnioniemieckich czy austriackich dziennikarzy lub działaczy organizacji pomocowych albo kościelnych. Ktoś, kto na co dzień wsłuchiwał się w audycje Radia Wolna Europa nadawane z Monachium, nie bał się potem rozmawiać z gośćmi z zachodnich Niemiec pod bramą ówczesnej gdańskiej Stoczni Gdańskiej im. Lenina...
Kontakty agenturalne na pewno były wymieniane między bratnimi służbami Polski ludowej i NRD. Nie jest tajemnicą, że działania Stasi i Służby Bezpieczeństwa zazębiały się choćby na terenie państwa watykańskiego. Obie służby współdziałały i dzieliły się informacjami, także tymi o agentach zwerbowanych przez wschodnich Niemców.
I tu być może kryje się rozwiązanie zagadki hamowania lustracji w wolnej Polsce przez niemieckich sąsiadów. Ich tajne służby - Bundesnachrichtendienst - od upadku muru berlińskiego trzymają nadzór nad dokumentami swego dawnego wschodnioniemieckiego przeciwnika. Analizują jej archiwa i wykorzystują do własnych potrzeb - być może nie tylko szkoleniowych - i do poznania własnych słabości.
Powinniśmy teoretycznie założyć, że zachodni Niemcy przejęli aktywa Stasi, w tym jej agenturę w Polsce. Mówiąc wprost: prowadzącymi tych agentów nie są już oficerowie Stasi, lecz oficerowie Bundesnachrichtendienst. Zadania też się zmieniły, mogą np. dotyczyć polskich posunięć dyplomatycznych w Brukseli czy taktyki wobec budowy gazociągu bałtyckiego.
Informacje o polskiej agenturze Stasi nie są ujawniane w trakcie niemieckiej lustracji. Raz pojawiła się w mediach w ubiegłym roku wzmianka o domniemanych 500 agentach Stasi w Polsce. Jednak sprawa szybko ucichła.
Tyle redaktor Sieradzki, mam nadzieję, że nie będzie miał mi za złe zacytowanie obszernych fragmentów jego tekstu, do którego wszystkich odsyłam.Jako, jak sądzę doskonałe uzupełnienie tego tekstu, polecam moją notkę:
"Neue Ostpolitik" czy scheda po Stasi ... z kwietnia br. oraz zawarte tam linki.
Dziękuję za uwagę.
PS - Niemieckie fundacje a obecna władza. "Spis akcji Fundacji Adenauera przypomina kronikę działań Platformy Obywatelskiej"
Inne tematy w dziale Polityka