Napiszę o jednym z moich najwiekszych dylematów: jak w epoce obrazkowej, w spoleczenstwie copy-paste, gdy "nikt nic nie czyta, jak czyta to nie rozumie, a jak rozumie to zapomina", jak w tych warunkach prowadzić skuteczną kontr-rewolucję.
Co więcej kontr-rewolucja to nie jest po prostu rewolucja ze znakiem minus, wektor o przeciwnym zwrocie. To całkowite przewarościowanie celów i metod.
Jak się przebić, jak osiągnąć chociażby ponad-lokalną i ponad-chwilową inicjatywę, jak przekroczyć masę krytyczną?
Tomasz Lis ze swadą mówi, że ludzie nie są głupi, bo są bardzo głupi i to w zasadzie przechodzi bez większego echa (i słusznie zresztą - nic w tym nie ma, nad czym warto by się pochylać, ot kontrowersyjny pół bon-mot(nawet wręcz byc może celowo rzucony, by poepatować trochę publiczność, a może nawet wywołać mały le scandal). Tak zupełnie BTW: mierzi mnie taka politpoprawna neurotyczność nakazująca uderzac w najwyższe tony, gdy tylko ktoś ośmieli się zakwestionować jeden z filarów nowego porządku, mierzi zwłaszcza, że wiem, że to na pokaz, bo nikt na serio nie bierze przecież tych bzdur. Tomasz Lis wyraził to co sami uważamy np. o lemingach.
Natomiast słynne "ciemny lud to kupi" Jacka Kurskiego (zresztą bardzo mozliwe, że jednak te słowa w takim sensie nie padły) wałkowane są miesiącami i histerycznemu jazgotowi nie ma końca. Jednemu wolno,drugiemu nie. Przykład jakich wiele.
W ostatnich dniach, już nawet w formie ironicznej(i być może to jednen z lepszych kierunków kontr-działnia) wyśmiewane są (Kataryna, Magierowski, i inni) fobie antyJarKaczowe salonu. Cokolwiek zrobi on lub ktoś od niego - zawsze źle. A dowolny błąd, potknięcie albo coś co przy potnięciu ledwie leżało (szalik reprezentacji polskiej trzymany przez moment odwrotnie przez Lecha Kaczyńskiego pokazywany potem jako enty dowód na obciachowość prezydenta - pokazał to u siebie Toyah) to zawsze powód do drwiny, szydery.Medialna orkiestra zawsze gotowa uderzyć w rozpisaną na setki instrumentów symfonię.
Jak przebić się z przekazem? Jak pokonać wielogłową hydrę której każde z tysiąca oczu pobłyskuje błekitem studia TVN24?
Brakuje mi po naszej stronie spójnej strategii, która (na zasadzie konfederacji środowisk i inicjatyw) stanowiłaby skuteczną odpowiedź. Nie można się wiecznie bronić. W ulicznej bójce facet, który tylko blokuje ciosy, prawie napewno w końcu oberwie. Złaszcza gdy przeciwników jest wielu.
Kontratak jest koniecznością, ale jak robić będzie się to w dotychczasowym stylu, to znów nas zjedzą.Dotychczasowe sposoby okazały się nieskuteczne.
Nie miejsce tu na rzucanie szczegółowych pomysłów. Na chwilę obecną dzielę się, w poczuciu tej takiej bezradności (któryż to już raz...) swoimi ogólnymi refleksjami.
Przykład takich inicjatyw to stosowane dość skutecznie w Stanach bojkoty konsumenckie. Zamiast użerać się i pomstować na dziennikarza X, lepiej zagrozić bojkotem produktów i usług firmom, kóre się reklamują w gazecie/stacji Xa. Już sama groźba, że takie zjawisko mogłoby wystąpićw skali masowej działa na potncjalnych reklamodawców panikogennie. Vide dwóch pacanów w Radio Eska Rock.
Tylko to wymaga właśnie tej naszej samoorganizacji i internetowej mobilności. Jaka jest nasza realna siła? Z jednej strony słysze szczere zachwyty nad zjawiskiem społecznego łejk-apu po 10.04. Z drugiej strony marsz w obronie życia nienarodzonego zgromadził w Hiszpanii (w tej zlaicyzowanej Hiszpanii Zapatero) setki tysięcy ludzi na ulicach, liczbę u nas nieosiągalną. W polskim marszu na rzecz rodziny w Warszawie bierze udział po kilka tysięcy osób.
To wymaga elementarnej strategii, jakiejś wizji tego, gdzie chcemy poprowadzić linię odzielającą to co puszczamy płazem, od tego co już nieakceptowalne i co atakujemy skutecznie.Być może aż do wyniszczenia,. tak: aż do wyniszczenia.Wycięcia komórek rakowych. Skuteczną wojnę zaczyna się od podstawowego pytania o jej cele (ochrona siły żywej narodu? Integralności granic? Suwerenności? Odstraszanie? Inne?).
Z nami od lat prowadzona jest wojna na wyniszczenie. My nie jesteśmy przeznaczeni do życia w getcie. Może przejściowo tak, by nas łatwiej policzyć było. My mamy zniknąć. Zostać dorżnięci. Zdeptani i potem wydłubani patykiem z podeszwy buciorów, jak psie łajno po spacerze. Nie ma zmiłuj się. Setki piór i mikrofonów, odmowy organizowania spotkań na uczelniach (http://nfajw.wordpress.com/2010/04/27/jak-uniwersytet-wolnosc-pojmuje/), wyrzucanie z uczelni (http://pl.wikipedia.org/wiki/Dariusz_Ratajczak). A casus Zyzaka? Cenckiewicza i Gontarczyka? O specjalistach od śrub w kołach samochodowych nie wpominam już nawet.
Nas ma NIE BYĆ.Jeżeli będziemy się tylo bronić - przegramy.
Strategia wyaga określenia co robimy w przypadku osób, które uznajemy za przekraczające nasze terytorium (jawnie wypowiadające nam wojnę i prowadzące ją na wyniszczenie).
Kiedyś tylko świnie chadzały do kina. A ja za każdym razem gdy ktoś wraca od Moniki Olejnik z podbitym okiem i krwią z nosa, pomstując, że "nie dała szansy na odpowiedź, że 30 razy pytała o to samo aż w końcu tylko teza jej pytania była słyszalna, że przerywała, że to czy tamto " myślę sobie - a po cholerę tam lazłeś człowieku. na co liczyłeś?
Czy mi się wydaje, czy nie ma po naszej stronie żadnej całościowej inicjatywy zmierzającej do szukania odpowiedzi na te kluczowe pytania? Czy jest realne spotkanie się w jednym miejscu ludzi w rodzaju Staniszkis, Zybertowicz, Żukowski i przekucie ich wiedzy w działanie? W zaczyn?
Królestwo za takiego Sun-Tzu epoki multimed!
Ukłony i zapraszam do dyskusji
Inne tematy w dziale Polityka