Jedyne znaczące postępy rozumiane jako odbijanie okupowanych przez wojska rosyjskie terytoriów jakie wojsko ukraińskie poczyniło przez prawie rok wojny to doprowadzenie do wycofania się Rosjan z Chersonia i odbicie wschodnich terenów Ługańska, wokół Charkowa.
Oczywiście wielkim i niespodziewanym przez w zasadzie wszystkich osiągnięciem Ukraińców jest doprowadzenie w pierwszym półroczu wojny do wycofania się Rosjan z północnych i środkowych terenów Ukrainy, co zdecydowało o losie tej wojny i samej Ukrainy.
Mapa powyżej pokazuje aktualny stan terytorialny Ukrainy. Na żółto zaznaczono tereny ostatnio odbite (a w zasadzie jedyne dotąd tereny jakie udało się Ukraińcom odbić i utrzymać), na pomarańczowo zaznaczono tereny zdobyte przez Rosjan w pierwszych trzech miesiącach wojny i utrzymane do dzisiaj. Tych terytoriów Rosjanie już tak łatwo nie wypuszczą z rąk. Coraz sprawniej się na nich okopują, tworzą fortyfikacje obronne, gromadzą coraz większe siły. O ile dotąd dowództwo rosyjskie popełniło mnóstwo strategicznych błędów wynikających głównie z nonszalancji i niedocenienia przeciwnika jak i pomocy mu udzielanej przez Zachód, o tyle teraz naiwnością byłoby spodziewać się powtórki z historii. Nawet Rosjanie czegoś w końcu są w stanie się nauczyć i dowództwo ukraińskie zdaje się to brać pod uwagę.
Największą ich słabością na jaką Ukraińcy mogą nadal liczyć, to słabe morale w większości wcielonych siłą niedoświadczonych poborowych (nie można ich na pewno nazwać profesjonalnymi żołnierzami), prymitywne uzbrojenie w jakie zostają wyposażeni. Duży procent żołnierzy ukraińskich to również niedoświadczeni poborowi, ale od poborowych rosyjskich różni ich morale (żołnierz broniący swojej ojczyzny, domu rodzinnego, prawa do istnienia - jest o wiele bardziej zdeterminowany i przez to znacznie efektywniejszy) i o wiele lepsze wyposażenie otrzymane od sojuszników.
Taktyka wojenna Rosjan nie zmieniła się w niczym od czasów Drugiej Wojny Światowej i nadal ich główną siłą jest ilość i niedbanie o straty. To pozwoliło 80 lat temu wejść Armii Czerwonej do Berlina: nie jakaś wyjątkowa taktyka czy uzbrojenie. Nie bez powodu to właśnie wśród radzieckich żołnierzy były największe straty jeśli chodzi o koalicję antyhitlerowską. Współczesne dowództwo rosyjskie liczy na powtórzenie tej historii. Obawiam się jednak, że nie uda im się tego dokonać na podobną skalę.
Współczesna Rosja posiada jednak jeszcze jeden atut, którego nie miała wówczas: atut psychologiczny polegający na szantażu atomowym. Przecież tylko dlatego Putin mógł wymóc na swojej armii atak na Ukrainę. Pytanie czy w razie widma porażki w tej wojnie prowadzonej metodami tradycyjnymi, uda mu się również wymóc użycie metod nietradycyjnych, łącznie z użyciem arsenału atomowego. Osobiście w to wątpię. Obawiam się jednak, że ta ostatnia, apokaliptyczna, pokerowa rozgrywka, powtórzenie kryzysu kubańskiego, i tak nas czeka. Rosja nie odda pozostałych terenów ot tak, tak jak oddała Chersoń czy część Ługańska.
Czy Ukraińców będzie jednak stać w ogóle na odbicie dalszych terenów? Odbicie Melitopola, a już na pewno Mariupola wydaje się być mało realne, gdyż do tego Ukraińcy potrzebują dużej liczby sprawnych i nowoczesnych czołgów, już nie stu, jakie wspaniałomyślnie niedawno im obiecano, ale minimum 300, i muszą one trafić w ręce Ukraińców najpóźniej do końca kwietnia, gdyż wówczas najpewniej rozpocznie się kontrofensywa Rosjan. W dodatku potrzebują dużej liczby artylerii o zasięgu przynajmniej 300 km. Bez tego nie będą w stanie niszczyć składów broni, siać chaosu na tyłach linii frontu, a bez tego o odbijaniu kolejnych terenów będą mogli jedynie sobie pomarzyć. Konieczne będą również nowoczesne myśliwce pozwalające oczyścić niebo nad odbitymi już terenami.
Jak to wygląda w rzeczywistości? W najbliższych trzech, czterech miesiącach, gdzieś na kwiecień, maj, na Ukrainę ma trafić zaledwie 100 nowoczesnych czołgów, a i tak to wszystko nadal jest jedynie na papierze. Wciąż nie rozpoczęły się nawet poważne dyskusje na temat dostarczenia Ukraińcom artylerii o zasięgu 300 km, nie mówiąc już o flocie nowoczesnych myśliwców, co bodaj wczoraj po raz kolejny wykluczył kanclerz Niemiec, Olaf Scholz. Tak samo wykluczał do tej pory dostarczanie Leopardów, ale Ukraińcy nie mają już czasu na łamanie oporów Niemiec i innych gdyż już w kwietniu muszą mieć to wszystko co zostało wymienione wcześniej, a o czym już nie raz mówiło dowództwo ukraińskie i sam Zełenski.
W co zatem gra Zachód, bo już nie tylko Niemcy? W co grają USA skoro zapowiedzieli raptem wysłanie 30 Abramsów i to w gruncie rzeczy nie wiadomo kiedy, nie wcześniej jak za kilka miesięcy. Przecież, patrząc racjonalnie, to kpina. Kpiną, a nie realną pomocą, są również zapowiedzi odnośnie wysłania Leopardów. To wszystko wciąż jest tylko na papierze, a Rosjanie już lada dzień rozpoczną swoją ofensywę. Samą piechotą, choćby nie wiem jak uzbrojoną, Ukraińcy już nie odbiją żadnych terenów. Zresztą, widać to aktualnie na froncie, który od paru miesięcy się w zasadzie nie ruszył z miejsca.
Moja odpowiedź na to pytanie w zasadzie również nie zmieniła się od początku wojny: Zachód nie chce pełnej wygranej Ukrainy polegającej na odbiciu wszystkich okupowanych ziem, o Krymie nawet nie wspominam, ponieważ nikt nie chce postawić Rosję w sytuacji, w której może być ona zmuszona do użycia środków niekonwencjonalnych, głównie broni jądrowej. Nikt, łącznie z USA, nie wierzy w to, że Rosjanie przyciśnięci do muru tak po prostu się poddadzą i pozwolą Ukraińcom odebrać sobie Donbas, Ługańsk, a nawet Krym. Wielu spodziewa się raczej, że prędzej wypalą je do gołej ziemi atomówkami razem z wojskami ukraińskimi, niż tak to zostawią.
Dlatego ta pomoc dla Ukrainy wygląda od samego początku tak jak wygląda. Dlatego też nie widzę niestety możliwości pełnego zwycięstwa Ukrainy w tej wojnie polegającego na odbiciu wszystkich swoich terenów. Nie ma co też liczyć na coś w rodzaju przewrotu w Rosji, a jeśli nawet to raczej należy się spodziewać, że dokonają go ci, którzy już na pewno nie zawahają się użyć wszelkich dostępnych środków.
Komentarze