Był sobie PRL. Kraj dyktatu komunistycznego. Kraj, w którym przyszło żyć pomimo. Ubecji, esbecji, cenzury, przewodniej siły narodu, przyjaźni z ZSRR, stu siedmiu procent planu, dwustu procent normy, słusznej samokrytyki za paczki z Anglii i wyżarte parówki, przedzjazdowych zobowiązań, czynów, pochodów...
Jedni byli bliżej tego pomimo inni dalej. Każdy miał swoją młodość, swoją dorosłość i każdy wybierał. Większość wybierała jak nakazywał instynkt - aby zmieścić swoją normalność, pracę, zabawę, tańce na działkowych deskach, mnożenie się, cichy chrzest, komunię. Normalność przeplataną żartami, grypsami, wolną europą z trzeszczącego zagłuszaczem tranzystora.
Wielu wybrało służbę systemowi - dla idei, kariery, wygody, statusu, dokopania kolegom, którzy wyśmiali w młodości na podwórku o jeden raz za dużo.
I byli też bohaterowie. Ci, którzy mieli odwagę powiedzieć nie. Walcząc, nie zgadzając się, kolportując, z wilczymi biletami, po więzieniach lub wypychani na banicję. Nie było ich wielu.
I przyszło najpiękniejsze lato po 1939 roku, lato milionów. Lato oddechu, nadziei, radości, wspólnoty.
A potem nadeszła najgorsza zima od roku 1956. Wschodni wiatr przetoczył się przez kraj mrożąc serca i umysły. Nie wszystkim. Ale ci znów byli nieliczni.
Ale doszliśmy do wolności. Ułomnej, trudnej, ze stanami podgorączkowymi i powikłaniami. Jednak sami we własnym domu.
I budziły się sieroty. Wtedy, gdy było trudno woleli ciepłą wodę w kranie. Teraz, gdy łatwo, nadrabiają tamten czas ułomną bohaterszczyzną, wypinając wątłą pierś, która tylko gwizdki i pióra potrafi uzbroić. Teraz oni chcą być sędziami, rozstrzygać, kto bohater a kto zdrajca, bo nadal niewola i wróg, a walka nie jest skończona.
Za późno, sieroty stanu powojennego. Stanu, którego nie ma.
proszę pisać mi na ty jako i ja piszę, w końcu to internet a nie salon :)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo