Ciepło się zrobiło i od razu polityka stała się nudna. Ciekawszy stał sie leżak w ogrodzie, kwitnące właśnie wonne oliwniki, drące dzioba srocze klany i całe to tjuturlijające skrzydlate tałatajstwo.
Przedleciem byl pogrzeb, który obszedł mnie jak zeszłoroczny opad fraktali. Leży gdzie leży, jednym sie podoba innym nie. Normalka. Nuda. Pomiędzy nudy palcami można było dojrzeć pompującego jak szalony posty i notki radiomaryjnego wzmożeńca wzywającego do kolejnych krucjat, biedaka nie rozumiejącego w czym tkwi istota wolności. No tak ma. Ale zauważyć wypada jego uprzejmość w stosunku sproblemizowanego mentalnie i intelektualnie cebularza, któremu litościwie od czasu do czasu wpisze się do kajecika.
Jakaś dzierlatka zdradzona o poranku. Ziewalność pełnoszczęka, niewarte jakiegokolwiek komentarza. Albo taki Wiceprezes, który przekroczył bądź nie tajności nad tajnościami. Dlaczego taka miałkość ma zaprzątać moją uwagę?
Zatem znudzony politycznie pogrzebałem w biblioteczce i wynalazłem Recydywistę Vonneguta, której nie miałem jak dotąd przyjemności. Kilka stron i pełne oczarowanie lekkością, plastycznością, swadą i sposobem plecenia opowieści. Wszystkim tym czego nie uświadczysz u pewnej salonowej Nabzdyczonej Nadętości, która z powodu oczywistych deficytów jest w stanie stawiać tylko na ilość.
A dzień czy dwa wcześniej radosne odkrycie, że Tomasz Mann przeczytał Hrabiego Monte Christo zanim napisał Czarodzejską Górę. Musiał. Na bank.
No i te place: Tiananmen, Tahrir, Taksim... Czy jeśli do czegoś dojdzie w Warszawie to na placu Trzech Krzyży?
Eeee, raczej na Teatralnym.
proszę pisać mi na ty jako i ja piszę, w końcu to internet a nie salon :)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości