Grisznak Grisznak
108
BLOG

Requiem dla Safony

Grisznak Grisznak Kultura Obserwuj notkę 1

Kilka dni temu świat obiegła wiadomość o tym, iż grupa mieszkańców wyspy Lesbos zamierza oficjalnie, via sąd, walczyć o to, aby homoseksualne kobiety oraz organizacje je zrzeszające dostały oficjalny zakaz używania słowa „lesbijka”. Zdaniem Greków powinno mieć ono zastosowanie wyłącznie do kobiet mieszkających na Lesbos. Stawanie okoniem wobec tradycji jest raczej skazane na porażkę, choć można zrozumieć powody owej niechęci. Nie każdy w końcu musi być uradowany tym, iż nazwę jego małej ojczyzny kojarzy się z praktykami seksualnymi (w najgorszym położeniu są tu mieszkańcy austriackiego miasteczka o wdzięcznej nazwie „Fucking”). Z drugiej jednak strony, wyspa Lesbos czerpie z nazwy oraz z legendy mieszkającej na niej dwa i pół tysiąca lat temu Safony pełną garścią, więc coś za coś.

Przyglądając się dyskusjom toczonym wokół tej sprawy, trafiłem na dość interesujący głos. Otóż pewna przedstawicielka wspomnianej wyżej mniejszości seksualnej zasugerowała, iż cała ta sprawa ma podłoże genetyczne. Mianowicie, dzisiejsi Grecy nie mają nic wspólnego ze starożytnymi Grekami. Oryginalni mieszkańcy Hellady byli tolerancyjni, uprawiali seks z kobietami, chłopcami, Persami i kim się jeszcze dało. Dzisiejsi Grecy to zaś, zdaniem tejże osoby, potomkowie Słowian (którzy podbili Grecję we wczesnym średniowieczu), z domieszką krwi tureckiej. Czyli, trawestując pewne znane określenie, tacy „podgrecy”, używający bezprawnie miana przynależnego potomkom Homera i Safony.

Wydawać by się mogło, że czasy takich argumentów, niebezpiecznie bliskich rasizmowi, minęły już w Europie bezpowrotnie, tym bardziej, że w końcu wszelkie ruchy postępowe mają walkę z rasizmem wypisaną na sztandarach tuż obok walki z religią i tradycją. Tymczasem, ku własnemu zdziwieniu, trafiłem na klasyczny przykład usprawiedliwiania czegoś kwestiami genetycznymi, ba, wręcz pseudonaukowego udowadniania czyjejś wyższości czy niższości, poglądów i zachowań jedynie pochodzeniem rasowym – rodem z dzieł Chambrelaina (Houstona Stewarta, nie Nevilla) czy Rosenberga. “Plus ça change, plus c'est la même chose” – im bardziej coś się zmienia, tym bardziej staje się to tym samym.

Cała sprawa wydaje się o tyle absurdalna, że trudno w języku polskim, a także w innych językach europejskich, o dobre słowo, które mogłoby zastąpić ową nieszczęsną „lesbijkę”. „Lesbian”, „Lesben”, „Lesbica”, „Lesbienne“, „Lesbiana“ – widmo ojczyzny Safony krąży nad (homoseksualną) Europą i krążyć będzie zapewne długo. Nawet w ojczystym języku mieszkańców wyspy Lesbos mówi się wszak „λεσβία” (lesbia). A zatem sprawa jeszcze gorsza niż w przypadku wzmiankowanego wyżej „Fucking”, które, co by nie mówić, funkcjonuje w jednym (za to megapopularnym) języku i ma dziesiątki synonimów. Tymczasem, niech mi ktoś wskaże popularne słowo, które mogło by zastąpić „lesbijkę”?

Safona, jako poetka, ma swoje niezaprzeczalne miejsce w dziejach kultury europejskiej. Smucić wręcz może, iż do historii przeszła nie jako artystka (wielce ceniona w starożytności, nazywana przez Platona „Dziesiątą Muzą”, chwalona przez Solona i Horacego, zestawiana z Homerem), ale jako symbol seksu, co sprawiło, że jej dorobkiem (który do naszych czasów dotrwał niestety w strzępach) mało kto się interesuje. Kto wie, może ta cała afera wokół wyspy Lesbos sprawi jednak, iż ktoś sięgnie po jej wiersze? Byłoby to chyba najlepsze podzwonne dla całej tej, jak by nie patrzeć, groteskowej sprawy.

Grisznak
O mnie Grisznak

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura