Specjalistów od gospodarki w kraju nad Wisłą miljony. Ileż to wykształciuchów studiuje ekonomie, zarządzania i marketingi, o politologach nie wspominając, a w programie których nauka ekonomii jest również. Mistrzem dla tej całej pseudokształconej masy jest prof. Leszek Balcerowicz. Jakakolwiek krytyka osoby I ministra finansów po okrągłostołowej Polski, chęć polemizowania z jego pomysłami ekonomicznymi kończy się takim oto argumentem: nie popierasz Balcerowicza, to jedź na Białoruś, i zobacz jak tam jest.
Nie jestem wielkim specem w ekonomii, historia jest zdecydowanie dla mnie sprawą bliższą. Kurs ekonomii w czasie studiów przechodziłem. Zawsze co mnie w niej ciekawiło, to współistnienie obok siebie wzajemnie sprzecznych teorii ekonomicznych. Co innego mówi Keynes, absolutnie przeciwne teorie wygłasza Hayek, a w praktyce okazuje się, że oboje mają rację, i oboje tej racji nie mają. Czasem wydaje mi się, że z wyznawaniem szkół ekonomii jest jak z kibicowaniem w Krakowie. Ot jedni są za Cracovia, drudzy są za Wisłą, bo tak. I póki obie grupy przede wszystkim podkreślają plusy swojej teorii/zespołu jest dobrze, gorzej kiedy próbują przede wszystkim zniszczyć swojego przeciwnika. Bo to najkrótsza droga do zadymy, a zadyma ze swojego założenie jest nie konstruktywna.
Naszym drogim wykształciuchom, mam wrażenie, że refleksja nad szkołami ekonomicznymi jest obca. Trzeba być liberałem – okej to jesteśmy liberałami, a socjalizm jest zły i wredny. Nie ma absolutnie żadnej refleksji nad żadną z tych szkół. Często chyba dlatego, że po prostu wykształciuchom nad książkami siedzieć się nie chce. Stosunek wykształciuchów do ekonomii został idealnie sportretowany w komedii Juliusza Machulskiego „Pieniądze to nie wszystko” – kiedy to młodzi biznesmeni ciągle powołują się na Miltona Friedmana, a w końcu okazuje się… Zdecydowanie bliższa jest mi ekonomia mieszkańców przedstawionego w filmu PGR-u. Przynajmniej prosta i przyjazna zwykłemu człowiekowi.
Odejdźmy na moment od ekonomii i wybierzmy się na spacer. Wykształciuchy spacerów nie lubią, wolą przesiadywać w modnych klubach, mc donaldach albo wielkich centrach handlowych, a na takim spacerze można się natknąć na przyrodę – która nie kręci, na zabytki których się nie lubi, czy na tablice z Polską historią, których się nie rozumie. My, zaś spacery lubimy, zwłaszcza kiedy jest za oknami taka piękna wiosenna pogoda…. Wiosenna pogoda, przecież jest styczeń! Zazwyczaj o tej porze Polska powinna być przykryta białym puchem. Termometry rano powinny być minimum koło minus osiem. A w TV powinny lecieć reportaże odnośnie tragicznego, zimowego utrzymania dróg. A my możemy iść sobie w styczniu na najnormalniejszy wiosenny spacer.
Z takiego spaceru możemy wynieść całkiem praktyczne obserwacje ekonomiczne. Skoro nie ma ostrzejszej zimy zaoszczędzimy publiczne pieniądze na zimowym utrzymaniu dróg. Cieszą się także firmy budowlane mogące dłużej wykonywać swoją pracę. Pomstują właściciele wyciągów narciarskich na których nie ma wystarczającej ilości śniegu. Wściekają się rolnicy, którym brak mrozu może spowodować zgnicie zbiorów. Nie zadowolone są dzieci nie mogące lepić bałwanów. W ogóle czasem wobec tych szaleństw pogodowych zastanawiam się czy dzieci tych dzieci, nie będą chodzili na pomarańcze do sadu sąsiada. Ale do rzeczy.
Mimo całej mądrości naszej nauki, mimo wszystkich wszystko tłumaczących teorii, nadal człowiek jest niczym wobec praw przyrody kierujących pogodą. Człowiek kowalem własnego losu. A merde prawda. Można mieć super program gospodarczy i trafić na dziesięć lat nieurodzajów, i wtedy trzeba naprawdę mocno się nagimnastykować, aby utrzymać gospodarkę w ryzach. Można być absolutnym dyletantem politycznym, ale trafić na dziesięć lat pomyślnych zbiorów, i wtedy trzeba być już arcy idiotą politycznym aby taką koniunkturę zmarnować. Do tego możemy dołożyć jeszcze klęski żywiołowe, etc. to wszystko na co człowiek ma wpływ minimalny. No oczywiście, ktoś powie, że przecież przeciwko suszom i powodziom można się zabezpieczyć budując system zbiorników retencyjnych. Przeciwko przymrozkom, odpowiednio ocieplając roślinki. Tylko moje pytanie jak to wszystko przewidzieć co nas czeka? Przecież nawet najlepsze prognozy pogody nie są nigdy w 100 % pewne.
Czy wykształciuchy zastanawiają się nad takimi pierdołami? Pewnie nie, bo takie rzeczy w książkach ekonomicznych nie są opisywane. Przecież żaden z wielkich ekonomistów nie przyzna się do tego, że jego teoria może zawieść. Że jego teoria jest zależna od tak błahej sprawy jaką jest pogoda. To na zakończenie mały fragment z „Romantyczności” Adama Mickiewicza
I ja to słyszę, i ja tak wierzę,
Placzę i mówię pacierze.
“Słuchaj, dzieweczko!” — krzyknie śród zgiełku
Starzec i na lud zawoła —
“Ufajcie memu oku i szkiełku,
Nic tu nie widzę dokoła.
Inne tematy w dziale Polityka