Post jakiś i ścisły rzecz jasna, czasami, już prawie za nami. Przestrzegać go trzeba. Było. A na czym polega... dokładnie nie wiadomo.
Zmartwychwstania pamiątka w te dni jest obchodzona. Uroczyście i w natchnieniu. W skupieniu należnym. Lecz kiedy to ono...
Na krzyżu Jezusa Chrystusa zawieszono, to w piątek to było, czy może w niedzielę... I o triduum jakimś słowa padały. A co takiego...
Świąteczną i upragnioną przerwę w szkołach, stosowne i obowiązkowe rekolekcje poprzedziły. W niektórych klasach dziesięć procent uczniów w te dni do szkoły przybyło. A już przed ich terminem kolejki się do dyrekcji szkoły uczniów długie ustawiały. Pytania zadając, czy pisemne zwolnienia rodziców i tym razem respektowane będą... Choroba przecież terminu nie wybiera.
W ciągu roku do kościoła się na msze żadne nie chodzi. Ale w święta, dwa razy w roku wypada. A jakże, rodzice wszak idą i co sąsiedzi powiedzą...
* * *
Zamiast zaliczyć, można uczestniczyć. Zamiast tylko odwiedzić, w tym siebie nawzajem, można rozmawiać. Zamiast udawać, można przeżyć. Przystanąć. Odetchnąć, spojrzeć z boku. Zapytać.
Może wiedzę nową wynieść, może energię pozyskać. Może się nią z bliskimi podzielić. By po dwóch dniach na dłużej jej wystarczyło. Komuś może pomóc, kogoś zrozumieć. Spróbować chociaż może.
Może można odpocząć, refleksję pozyskać. Na nas samych z oddali i z perspektywy spojrzeć. Może to trudne i może nie mamy na to czasu na co dzień. Może jednak powinniśmy. I częściej, niż z okazji świąt... kolejnych.
Tego wszystkim moim Czytelnikom życzę.
Refleksyjnych, sensownych Świąt.