Wiceprezes jest dla prezesa jak syn. A prezes synowi ojcowskich porad udziela. Ucz się synu ucz, na przykład języka angielskiego. I teraz syn jako wiceprezes deklaruje publicznie, iż angielski jego jest na pewno lepszy, niż angielski czyjś tam. Ojcowskie rady nie marnują się. How do you do... już może umie.
Syn, jako wiceprezes lojalność wobec ojca deklaruje. A może wobec prezesa. O wszech czasach nie wspomina, ale komunikat w świat wypuszcza, jakoby nieprawdą były powszechnie znane twierdzenia, iż on wiceprezes, w jakikolwiek sposób na fotel prezesa czyha. Syn wierny jest ojcu, zwłaszcza już wtedy, gdy ojciec dzieci nie posiada. Przygarnąć pod partyjne skrzydła syna przystoi. Niech języków się w tej Brukseli uczy. Well...
Ojciec syna i prezes wiceprezesa na wszelki wypadek milczy. Już w okowach pałacu partyjnego plotki wszelakie się rozpierzchły, iż ojciec, przepraszam prezes, sam owe insynuacje rozpuszcza, iż dni jego policzone i "już nie ta świeżość w kroku". Teraz odczeka łaskawie, kto z dworzan na tron czyha i gniazdo z parszywych owiec szybko oczyści. Toteż syn, w bojach o życie ludzkie zaprawiony ("ten pan już nikogo nie zabije") głośno o swej miłości do prezesa zapewnia. Nice...
Obczyzny belgijskiej syn do końca kadencji europosła opuszczać nie zamierza. Głośno to deklaruje, podkreślając tym samym, że nie, nie, to nie on o tronie w partyjnym pałacu marzy. To tylko Migalski krytykę niezdrową, też z Brukseli, pod adresem prezesa uprawia. Ale on politolog i nawet bezpartyjny, to na tron prezesa wskoczyć nie zdoła. W pałacu partyjnym bezpartyjnych aktywistów jest wielu, kolejny Macierewicz się na przykład nazywa. Już w zapomnienie by poszedł, ale oto lotnicza katastrofa odżyć mu dała. A i prezes zezwolił. Tak to śmierć prezydenta, Macierewicza przy życiu trzyma, a on sam o członkostwie w partii teraz marzy. Migalski w temacie milczy. Swoista to partia bezpartyjnych.
A gdy już stołek pod obecnym prezesem swą nośność, kiedyś, utraci, wówczas sam prezes o tym na samym końcu się dowie. Taki już los ludzi "wielkich". I tylko u nas nikt na murze nie napisze, by wychodząc (ostatni) światła zgasić nie zapomniał. Ale prezes nie ma przecież Erich na imię. It`s a pitty.
Ach, i jest w tej tragikomedii jeszcze jedna, jakże realna możliwość. Prezes przetrwa, jak bohaterski kapitan tonącego statku do końca, dobijając skutecznie partię całą. The end.
Grzegorz Ziętkiewicz
Utwórz swoją wizytówkę Dziennikarz prasowy, radiowy i telewizyjny. W okresie 1980 - 81 redaktor prasy NSZZ "Solidarność" ZR Wielkopolska w Poznaniu, internowany 13. 12. 1981. Na emigracji w RFN 1983 - 97. Były berliński korespondent Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa oraz korespondent paryskiej "Kultury". Autor periodyków (nakładem władz Miasta Berlina) o historii i współczesności Polaków w Niemczech i w Berlinie. W latach 90. współpraca dziennikarska z tygodnikiem "Wprost", "Rzeczpospolitą" "Tygodnikiem Powszechnym" i "Gazetą Wyborczą" oraz I PR. Obecnie autor cyklicznego programu o tematyce polsko-niemieckiej na antenie Radia Merkury Poznań. <a
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka