W szpitalu w Głubczycach podczas dyżuru zmarł lekarz, niewątpliwie to tragedia dla rodziny ale prawda jest taka, że śmierć jest nieodłącznym elementem życia i jedynym pewnym jego elementem (niektórzy mówią, że jeszcze podatki ale to nie we wszystkich krajach). Po prostu zdarzenie losowe, które mogło dotknąć każdego, w każdej chwili i miejscu. Inaczej to jednak zaczyna wyglądać gdy zagłębimy się w informację, że zmarły lekarz był na dyżurze piątą dobę z rzędu.
Praca lekarza dyżurującego w szpitalu czy na pogotowiu (oprócz sytuacji ekstremalnych, które nie zdarzają się przecież zbyt często) nie jest nadmiernie męcząca, istnieje możliwość przespania się, kąpieli, kawy jest z reguły ile kto sobie życzy, jednak samo przebywanie w placówce, brak pewności tego co wydarzy się za godzinę czy nawet za pięć minut, wreszcie sen, którego nie da się zaplanować i nie wiadomo ile będzie trwał, powodują, że po kilkudniowym dyżurze wychodzi się bardzo zmęczonym. Pomijam kwestię przydatności zawodowej lekarza, który w kolejnej dobie „pada na pysk” lub fakt wykonywania wielu czynności przez pielęgniarki, które przejmują (a nie mają do tego prawa) część obowiązków lekarskich – bo pan doktor śpi. A to nie służy raczej dobru pacjentów.
Lekarze w Polsce (mam na myśli specjalistów) zarabiają coraz lepiej ich miesięczne zarobki przekraczają znacznie, czasem wielokrotnie krajową średnią, co jest ze wszech miar słuszne, gdyż lepiej jest chyba powierzyć swoje życie i zdrowie osobie, która nie musi się martwić o to czy będzie ją stać na zapłacenie czynszu – szczególnie gdy akurat ma w ręku np. skalpel.
Jednak te wysokie zarobki uzyskuje się głownie dzięki pracy ponad siły i rozszerzając czas. Niejednokrotnie lekarz kończy dyżur w jednym szpitalu np. o godzinie 7 rano, a zaczyna drugi, w szpitalu na drugim końcu miast również o godzinie 7. Bywa również, że jednocześnie jest w szpitalu i przyjmuje w przychodni ( i to wcale nie w tym samym miejscu), albo jest w swoim prywatnym gabinecie, będąc jednocześnie po telefonem gdyż ma dyżur w szpitalu. Może to ja mam pecha ale jakoś nie mogę sobie przypomnieć sytuacji aby lekarz przyjmujący w gabinecie np. od 8 zaczął pracę o tej porze, zawsze występuje opóźnienie minimum 20 minut, a nierzadko dużo więcej – przecież musi dojechać.
Osoby pracujące na kilku, a słyszałem o przypadkach kilkunastu, etatach chcą po prostu zarobić godziwe pieniądze – i w pełni to rozumiem. Jednak odbywa się to kosztem zdrowia pacjentów i lekarzy, oszukiwania (chyba, że któryś posiada zdolność bilokacji) i w ogólnym rozrachunku szkodzi wszystkim.
Konieczna jest zmiana systemu wynagradzania lekarzy (choć nie tylko, powinno to dotyczyć całego personelu medycznego) oraz wprowadzenia regulacji dotyczących pracy na wielu etatach, będzie to niewielki co prawda ale jednak krok w kierunku „uzdrowienia” naszej służby zdrowia.
Inne tematy w dziale Polityka