Jest taki dziwny kraj leżący na dwóch kontynentach. Kraj będący członkiem NATO i znajdujący się jednocześnie w permanentnym konflikcie z sąsiadem, który również jest w NATO. Kraj demokratyczny, uznający równe prawa wszystkich obywateli i mający władze wybierane w wyborach bezpośrednich i jednocześnie uznający, że gwarantem tej wolności i demokracji jest wojsko, które niejednokrotnie dokonywało w obronie tej demokracji sic! – zamachów stanu. Kraj, który od lat aspiruje do członkostwa w Unii Europejskiej jednocześnie od ponad 30 lat okupuje część jednego z krajów członkowskich. Kraj świecki, w którym rządzi partia mająca program religijny. Wreszcie kraj, w którym jest wolność słowa, istnieje opozycja i wolne media ale jednocześnie ląduje się na lata w więzieniu za wspomnienie o masakrze Ormian oraz upominanie się o wolność dla Kurdów.
Turysta z Europy czuje się w Turcji (na terenach tzw. turystycznych) jak u siebie, jednocześnie gdy trafi na wschód lub południe kraju nie zauważy różnicy między Turcją, a np. Afganistanem. Całkowite pomieszanie z poplątaniem.
Nie mniej jednak, ze względu na swoje strategiczne położenie i liczącą się gospodarkę, Turcja jest krajem mającym duże znaczenie nie tylko w regionie ale również w gospodarce i polityce globalnej. Stąd aspiracje tego kraju do włączenia się w struktury Unii Europejskiej spotykały się ze zrozumieniem i mogły liczyć na spore poparcie polityków z różnych krajów. Ten dziwny twór konstytucyjny, w którym wojsko jest gwarantem świeckości i chroni demokracji w kraju, choć w założeniu mało demokratyczny, przez lata sprawdzał się i czynił z Turcji kraj w dużej mierze „skrojony” na europejską modłę.
Od 2002 roku rządzi w Turcji Partia Sprawiedliwości i Rozwoju będąca partią umiarkowanie konserwatywną, umiarkowanie religijną, nie negującą zasad demokracji – czyli niby wszystko OK. Jednak jest ona kontynuatorką zdelegalizowanej Partii Dobrobytu, która chciała zmienić świecki charakter państwa, wprowadzając zasady islamu jako podstawy funkcjonowania kraju. Dzięki wojsku (niesamowity jest ten strażnik demokracji) została zlikwidowana by po kilku perturbacjach odrodzić się pod postacią partii aktualnie rządzącej.
Powoli, za aprobata społeczeństwa następują zmiany, które będą skutkować stopniową islamizacją Turcji. Przegłosowano nową konstytucję, ograniczono rolę wojska, wreszcie ostatnio odeszli z armii jej czołowi dowódcy. Po raz pierwszy od wielu lat zamiast dokonać przywracającego status quo zamachu stanu wojskowi podali się do dymisji. Na ich miejsce zostaną powołani nowi dowódcy, można z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, iż będą to osoby dla rządu wygodne, które nie zdecydują się na ewentualną interwencje wojska.
Wygląda na to, że w sposób łagodny (na razie) i niezbyt szybki oraz przy poparciu znacznej części społeczeństwa Turcja zmierza w kierunku państwa islamskiego. Nie będzie to raczej ortodoksyjna Arabia Saudyjska nie mniej jednak stawia to pod wielkim znakiem zapytania dążenia tego kraju do zacieśnienia współpracy w Unią Europejską. Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie aby członkiem UE był kraj islamski, jednak czy (pomimo całej swojej deklarowanej tolerancji i otwartości) Unia jest w stanie zaakceptować taką sytuację ?
Oczywiście pytanie pozostaje zasadne pod warunkiem, że wraz ze zmianą fundamentów państwa, Turcja nie zmieni również kierunku swojej polityki.
Inne tematy w dziale Polityka