Halo Halo
324
BLOG

Czy 'Kosmici' testowali Sars-CoV-2 na ludziach już 30 lat temu?

Halo Halo Rozmaitości Obserwuj notkę 17

Co i raz podczytuję o tym Covid gdzie natrafię. Ciekawe, ciekawe doniesienia. Ale dziś to już dostałam szoku!

https://www.medonet.pl/koronawirus/to-musisz-wiedziec,koronawirus--dlugotrwale-skutki-covid-19--czeste-objawy,artykul,71938989.html


Jak Boga kocham, toż to moja choroba, z którą męczę się od +/- 30 lat. 


Gdy miałam +/- 14 lat, z pełnego energii dziecka, które cieszyło się życiem, najlepiej w szkołach uczyło się, w konkursach zajmowało podia i wyróżnienia i wymyślało Bóg wie jakie ciekawe zabawy, żeby napawać się światem (oczywiście niewinne i urocze jak na przyzwoitą dziewczynkę przystało, np. budowanie z głazów polnych i zaprawy wodno-piaskowo-wapniowej muru wokół ogródka, na którym rosła pochyła czeremcha służąca za mój domek, aby mi trójka naszych psów-bydląt nie właziła do ogródka i rzodkiewki nie deptała), zrobiłam się w parę lat totalnym wrakiem.


Pierwsze objawy to przez pół roku co wieczór stany podgorączkowe i węzły chłonne za uszami i na potylicy jak mirabelki. I ogromne zmęczenie. Piątkowa uczennica z WF-u nie mogła przebiec jednego okrążenia wokół boiska na początek lekcji na rozgrzewkę. A na drugiej lekcji po WF-ie uczennica spała na ławce jak suseł.

A potem leciały objawy jeden za drugim: bóle brzucha, stawów, mięśni, skurcze mięśni tak strasznie bolesne, że wyrywały mnie w nocy ze snu krzyczącą, następnie było zakrzepowe zapalenie żył głębokich kończyn dolnych ze skrzepami w żyle głównej, a więc 4 lata rozrzedzania krwi w Klinice Zaburzeń Krzepnięcia ze 100% wskaźnika Quika do 40% pod kontrolą wskaźnika raz w tygodniu oczywiście, potem uszkodzenie pierwotnie mięśniowe w badaniach EMG – mięśnie do dziś pracują na maksymalnie obniżonym woltażu, co w efekcie daje niedowład czterokończynowy wiotki z niedomogą obręczy barkowej i biodrowej, a w międzyczasie – jak Onet wypisał:


- Mgła mózgowa; ja to nazywałam „zamuleniem”. Do 30-stki, a więc przez 15 lat to ja nie bardzo wiedziałam na którym świecie żyję, bo non-stop odczuwałam pół-sen. To jest coś podobnego do odczucia przekraczania granicy snu, gdy czuje się, że w sen się w łóżku zapada. W zamuleniu nie było w ogóle mowy o orientacji, zapamiętywaniu, skupieniu uwagi i koncentracji. Muł w zwojach mózgowych, że obrazu tego świata nie sposób było dostrzec i tyle. Koło 30-stki otrzeźwiłam się i poszłam na studia, które oczywiście skończyłam na piątkach i szóstkach.

- Zadyszka. Oczywiście. Od byle jakiej czynności dnia codziennego do dziś. Wejście po schodach skutkuje zasapaniem się i zapluciem przez kolejną godzinę.

- Parestezje do dziś. Ja odczuwam rwący ból, którego Onet nie wypisał w nawiasie. Nogi, ręce, szczególnie po zwykłych czynnościach dnia codziennego jak zmycie podłogi – rwą mnie jak zepsuty ząb, pod którym zbiera się torbiel.

- Depresja. Oczywiście. Nieuleczalna. Matko jedyna, ile ja za młodu leków antydepresyjnych przetestowałam! Chyba ze 3/4 leksykonu. W końcu, gdy mi wątrobę uszkodziły i wyskoczyło mi po 2000 transaminaz, stwierdziłam, że trzeba dać sobie spokój. Lepiej samemu odwalić samobója, niż dać się uśmiercić lekarzom. Do dziś odkładam tego samobója, bo ciągle mam coś do zrobienia na tym świecie, ale obiecałam sobie, że gdy już wszystko zrobię, to na pewno go odwalę. Przecież nie będę męczyć się do śmierci (naturalnej) na tym beznadziejnym padole, czyż nie?

- Wypadanie włosów. Łoo matko! Garściami! Po kąpieli – cała wanna!


A oprócz tego, czego Onet nie wypisał, do dziś czyli na stałe:

- Nieustanna tachykardia i zaburzenia rytmu serca – non stop człek musi być na betablokerach.

- Nieżyt układu pokarmowego z nadżerkami.

- Uporczywe niedobory jednych witamin, kumulowanie (niewydalanie) innych.

- Alergie oddechowe i alergie oraz nietolerancje pokarmowe.

- Zaburzenia widzenia kolorów. Często nie wiem czy zakładam ciemnozieloną kieckę, czy brązową itp.

- No i najciekawszy objaw: zorgryzanie sobie zębów w czasie snu. Po prostu rano budzisz się i po kawałeczku, które plączą się po jamie ustnej wyciągasz sobie jakiś roztrzaskany ząb.


Reszty objawów nie pamiętam, ale na pewno jakieś jeszcze były. Za wszystkie serdecznie żałuję. Obiecuję poprawę, czyli jak sobie przypomnę, to dopiszę. Proszę o rozgrzeszenie na wieki wieków ament.

Etiologii mojej choroby, na którą w tym samym czasie zapadło jeszcze dwóch członków mojej najbliższej rodziny mieszkającej razem, nie potrafią zdiagnozować ani neurolodzy, ani reumatolodzy, ani interniści, ani żadnej innej specjalności, do których się 30 lat chodziło. Wszyscy orzekają jak na Onecie: jakiś defekt układu immunologicznego, przez co układ uszkadza własne tkanki. Ale jaki – nie wiedzą.

Nie byłam wszak u wirusologów. :)


Jaki by tu wniosek wyciągnąć? Wydaje mi się, że to sprawka Kosmitów. Po prostu ludzkość pazerna na wszelkie dobra zbyt intensywnie wyniszcza planetę. Zatem aby planeta odetchnęła i zregenerowała się po chorobie wirusowej, zwanej ludzkością, wirusa ludzkości trzeba nieco przyhamować, żeby nie szalał.

Zrobi się z ludzkości kaleki, człeki nie będą miały siły dojść do roboty, to i nie zarobią, żreć będą mniej, samochodu se nie kupią, ciuch jeden wystarczy na kark, bo i po co cała szafa, gdy się nie ma siły ubrać?

A przede wszystkim dzieci nie będą rodzić, bo w zespole chronicznego wyczerpania, z uszkodzonymi mięśniami, obracać się z chłopem w łóżku to tortury na miarę Guantanamo! Taaaa... jeszcze urodzić i wychować... marzenie ściętej głowy.

Nieźle Kosmici wymyślili, nie?

Przeciwciała na Sars-CoV-2 robiłam we wrześniu. Ujemne. Ale jaskółki donoszą, że one dłużej niż 3 miesiące nie utrzymują się.

Najwyraźniej wirus dopada organizm, narobi spustoszenia i ślad po nim ginie. A ruina z człowieka pozostaje.

Oj straszna ruina, straszna. Mówię Wam ludziska, co ja za męczarnie z w/w objawami przechodzę. Nie ma dnia, żebym nie pomyślała:

- A może by tak rzucić to wszystko, „spakować manele” i wyruszyć w drogę na tamten świat? W końcu nie mój cyrk, nie moje małpy, niech się Pan Bóg martwi co z tym bajzlem zrobić, który stworzył. Jaki Pan taki kram.


Ale ten Cholernik regularnie zawraca mnie z drogi, gdy "pakuję manele" i stawia mi na drodze jakąś kocinę-pierdołę, której jeśli nie przygarniesz to zdechnie. Nie uwierzycie, że jeden z tych bezradnych „sierot” sam przyszedł i leżał na wycieraczce pod drzwiami wejściowymi, drugi pod oknem w kuchni w trawie, trzeci kulawy z za sklepu, za siatką z zakupami przylazł i wepchał się do mieszkania, czwarty wyziębiony w śmietniku już się nie ruszał w czasie 14st mrozu, itede, itepe... i muszę teraz to całe stado wychować.


Także Szanowna Ludzkości!

Nieciekawy los Cię czeka. Ale już nie ma odwrotu. Nie ma zmiłuj się. Za późno na żałowanie za grzechy. Pora na przygarnianie kotów. ;)))


Halo
O mnie Halo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości