Halo Halo
299
BLOG

35,4 st. C + objawy Covid. Zamrożą mnie Kosmici, czy co?

Halo Halo Rozmaitości Obserwuj notkę 47

Zaczęło się od piątku wieczorem, po 16 dniach od ostatniego kontaktu z osobami kaszlącymi w przedszkolu, gdzie jedna nie została przetestowana, a druga okazała się pozytywna. 


Dopadło mnie sranie i poczułam, że mnie „rozbiera”. Po bolących mięśniach, kościach i stawach, a w zasadzie po nerwach przelatywały bardzo nieprzyjemne „prądy”, które potęgowały ból ciała. Mocno ćmiło w okolicy nerek. Wzięłam dwie kapsułki tranu, gardziel zalałam syropem prawoślazowym z cynkiem i malinami. Położyłam się do łóżka, żeby zaspać ból.


W pewnym momencie poczułam, że od nóg po szpiku kości idzie mróz. Bardzo szybko powędrował w górę do czubka nosa i po kilku minutach miałam wrażenie, że leżę w zamrażarce. Zmierzyłam temperaturę ciała. 35,8 st. C.

Zimno, zimno, zimno... och jaka ulga! Ustąpiły „prądy” i ból ciała. No to odechciało mi się spać. Wzięłam się za drobne czynności domowe czując w kościach coś ok. - 70 st. C. Ale było mi bardzo dobrze.


W nocy miałam koszmar senny. Śniło mi się, że jechałam tramwajem do szkoły muzycznej na egzamin dyplomowy (końcowy) z fortepianu. Tramwaj jechał po wysokich pagórkach. Na szczycie jednego zobaczyłam przez szybę taki stromy spadek na dół, że wysiadłam, bo coś mnie tknęło, że ten tramwaj spadnie na pysk. Postanowiłam dojść do szkoły piechotą.

Po drodze nieznajomi społecznicy wkręcili mnie do jakiegoś budynku w wiec społeczny. Znalazłam się w centrum roboty przygotowującej do jakiejś większej akcji społecznej. Martwiłam się, że nie zdążę na egzamin. Uświadomiłam sobie, że od 20 lat nie ćwiczyłam programu, więc przestraszyłam się, że nie zdam egzaminu. Jednak uspokoiłam się, bo uroiło mi się we śnie, że w ciągu tych 20 lat nikt mnie o dyplom nie pytał a każdy zainteresowany zatrudniał, więc doszłam do wniosku, że dyplom ukończenia szkoły nie jest mi do niczego potrzebny i nie ma co iść na ten egzamin.

Do wiecu dołączyła mama flirtując przy okazji z jakimś facetem. Tak flirtowali, że wypadli przez balkon. Patrzę, a oni leżą na bruku na wznak, jęczą i nie mogą poruszyć ręką i nogą. Złapałam telefon, żeby dzwonić po pogotowie, a na telefonie zaczęły mi wyskakiwać jakieś strony internetowe. Nijak nie było możliwe dobrać i się do klawiatury i wykręcić numer. Obudziłam się przerażona i zrozpaczona z bezsilności.


W nosie kręciło, a na tylnej ścianie gardła, gdzieś między nosem a przełykiem zbierała się woda. Spływała po tylnej ścianie gardła na oskrzela, w których zaczęło łaskotać i drapać. Szybko, szybko wysuszyć! Załadowałam w siebie: cynk – chelat 25 mg, Sinulan forte i 2 tabletki Groprinosinu. Napiłam się herbatki z jeżówki purpurowej, która nie miała dla mnie smaku – jak woda. Bolała mnie głowa i gałki oczne przy poruszaniu. Czułam ból w plecach, jakby ktoś walnął mnie bejsbolem między łopatki.


Poleżałam w łóżku i naszła mnie chcica na pieprz. Ugotowałam makaron, popieprzyłam, nażarłam się. Po żarciu dopadła mnie jeszcze większa chcica: PIĆ! PIĆ! Wody z cytryną! Dobra. Opiłam się, nakroiłam kotom schabu, nafaszerowałam je cynkiem i poszłam spać.


Obudziłam się wieczorem z suchym nosem, ale łaskoczącymi oskrzelami i ogromną chcicą na kogel-mogel. Zmusiłam się do odkaszlnięcia, ale te „pióra” siedziały za głęboko. Kasłanie nie przynosiło ulgi, bo nie sięgało. No i znowu sranie... Temperatura ciała coraz niższa: 35,6 st. C.


Przypomniało mi się, że miesiąc temu rwałam zęba i miałam zszywane dziąsło. Na marginesie: do dziś noszę szwy, bo nie miałam kiedy iść ich zdjąć. Czekam, aż same wypadną. No ale po zszyciu chirurg dał mi antybiotyk, z którego zostało 10 tabletek po kuracji. W sam raz na kolejne 5 dni. Pomyślałam, że trzeba wziąć no i wzięłam. Napiłam się herbatki z jeżówki i po godzinie naszła mnie przemożna potrzeba wyjścia na spacer. Potrzebowałam powietrza. Poszłam wyrzucić śmieci, przeszłam się po osiedlu... Och jak mi było dobrze ciągle czując zamrażalnik w kościach!


Po spacerze wzięłam się za kolejne robótki w domu. Koty po schabie szalały i rozrabiały jak dzikie prosięta.

W zasadzie oprócz odczucia przyklejonego, łaskoczącego kożucha piór, głęboko w klatce piersiowej na wysokości mostka – czułam się bardzo dobrze. Tak jak całe życie nie znosiłam zimna, tak teraz w tym cielesnym „zamrażalniku” odczuwam przyjemność.


Kombinowałam jednak jak pozbyć się kożucha z oskrzeli. Postanowiłam sięgnąć po armatę leczniczą jaką jest syrop z imbiru z Biedronki. To jest taka siekiera, że gały wypala! Palący i wykręcający pyszczydło szampon. BLEEE! Łyknęłam 3 łyżki. Paliło w podniebienie, paliło w przełyk, paliło w tchawicę, ale tam na dół do piór palenie nie docierało. No nijak pozbyć się tych piór!


Odruchu kaszlu nie mam. Nie chce mi się kaszleć. Odkasływanie wymuszone nic nie daje, bo nie sięga, a tylko od kaszlu boli mózg. No to co będę męczyć łepetynę? Nie stanowi dla mnie problemu nie zwracać uwagi na łaskotanie w klatce. A bo to mało człowieka w życiu coś swędziało, czy łaskotało?


No ale ta temperatura. Z każdym dniem spada. Dziś 35,4 st. C.


Chciałam zapytać, czy ktoś przechodził Covid z obniżoną temperaturą i jak to się skończyło? I co robić, gdy np. jutro spadnie mi poniżej 35 st?


Szpitale jednoimienne podobno nie przyjmują, bo nie ma miejsc. A polowe nie przyjmują z chorobami współistniejącymi. Ja choruję od 30 lat na chorobę neuromięśniową. Nie mam odruchów neurologicznych w kończynach i na brzuchu, a badanie EMG od 30 lat daje wyniki uszkodzenia pierwotnie mięśniowego.


Teleporady lekarskiej nie uzyskam, bo nie mam ubezpieczalni. W tym burdelu zwanym Rzeczpospolitą Polską, 3 lata temu ZUS odebrał mi z rażącym naruszeniem prawa świadczenie rentowe. Wzruszyli prawomocną decyzję po 20 latach i wydali odmowną, gdzie ustawa emerytalna wyraźnie podaje, że nie można wzruszyć prawomocnej powyżej 10 lat, nawet jeśliby renta została przyznana w wyniku przestępstwa! Odwołałam się do sądu, biegli neurolodzy już trzeci raz wydają opinię i ciągle piszą, że inwalidztwo nie ustało a stan nie uległ poprawie. Jednak sąd przewleka ile wlezie. Niby przysługują mi świadczenia medyczne ze środków publicznych do prawomocnego wyroku, ale muszę iść do Przychodni podpisać oświadczenie. Mam iść i zarażać niewinne rejestratorki? Nie mam sumienia. Oczyszczacze powietrza z funkcją jonizującą i z automatyczną funkcją przestawiania się w zależności od jakości powietrza w mieszkaniu – hajcują jak najęte na najwyższych obrotach. Zatem tych wirusów i bakterii w chałupie mam sporo... Matka – staruszka już gotowa do mnie jechać. Wołam: 'A broń Cię Panie Boże! Jeszcze spadniesz z balkonu i kręgosłup złamiesz jak mi się śniło'!


Tak więc w tym państwie, którego w zasadzie nie ma, jestem zdana tylko na siebie. No ewentualnie na Kosmitów, którzy chyba usiłują zamrozić mnie jakąś kosmiczną terapią.

Nie narzekam. Nie czuję się źle. Ale czy można Kosmitom zaufać do końca? ;D


Halo
O mnie Halo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości