„Nie zamierzamy odkrywać kart. W pierwszej kolejności zależy nam na precyzyjnym ustaleniu mandatu przyszłej konferencji międzyrządowej UE”. Tak mówił "Rzeczpospolitej" z 12.05.07 r. Marek Cichocki, doradca prezydenta RP ds. unijnego traktatu.
Gra w ciemno
W kontekście tej wypowiedzi przypomina się niefortunne zdarzenie, jak to dyrektor departamentu UE, polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych – dziś poza urzędem, choć dalej uchodzący za autorytet w sprawach unijnych – po otrzymaniu projektu „Traktatu ustanawiającego Konstytucję dla Europy” w języku polskim (dalej konstytucja europejska) zamknął go „ze szczęścia” w swoim biurku nie sprawdzając, czy tłumaczenie to jest poprawne. W efekcie w dniu 29 października 2004 r. Marek Belka i Włodzimierz Cimoszewicz podpisali konstytucję europejską, a po tej dacie w polskim tekście okazało się, że roi się w niej od błędów (ponad 230). Wtedy również nie zamierzano odkrywać kart (konstytucji) przed społeczeństwem, aby nie zadawało niepotrzebnych pytań, gdyż lewica chciała wykorzystać proces jej ratyfikacji do poprawienia notowania w wyborach parlamentarnych w 2005 r.
Przychylność i poparcie polskiego społeczeństwa odnośnie przyjęcia obecnej wersji konstytucji europejskiej jest bardzo duże. Wynika ono z poprawy warunków codziennego bytowania po przystąpieniu Polski do UE, jak i z nieznajomości zapisów konstytucyjnych. Można byłoby się pokusić o stwierdzenie, że polskie społeczeństwo przyjęłoby koniec egzystencji państwa, jeżeli zostałoby to zapisane expresis verbis w konstytucji europejskiej i nikt nie powiedział o tym publicznie, a proces ratyfikacyjny został przeprowadzony przez Sejm, oczywiście w innym składzie niż obecnie, również z innym prezydentem Polski niż obecnie.
Koniec państwowości
Jednak warto się nad tym zastanowić, czy właśnie obecna konstytucja europejska nie jest początkiem końca państwowości Polski jak i innych państw europejskich. Niestety tak jest, mówią o tym między innymi pierwszeństwo konstytucji i prawa przyjętego przez instytucje Unii przed prawem państw członkowskich (art. I-6), osobowość prawna Unii (art. I-7), symbole Unii jak flaga i hymn oraz dzień Europy obchodzony 9 maja (art. I-8), obywatelstwo Unii (art. I-10), przewodniczący Rady Europejskiej (art. I-22), minister spraw zagranicznych (art. I-28) itd. Dziwi zatem brak publicznej dyskusji w Polsce na ten temat. A negocjatorzy nie odkrywają kart, wręcz nie informują społeczeństwa o zagrożeniach.
Zaskakuje także wypowiedź drugiego negocjatora-sekretarza Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej Ewy Ośnieckiej-Tameckiej, która stwierdziła ostatnio, „iż obecnie jest możliwych pięć scenariuszy w sprawie traktatu UE, a najbardziej prawdopodobnym jest ten zakładający wejście w życie projektu Traktatu Konstytucyjnego bez zapisów, na które nie będzie zgody”. Jakie to mają być zapisy pozostaje również słodką tajemnicą pani negocjator. Czy negocjatorzy obrazili się na społeczeństwo i nie chcą informować go o swoich zamiarach? A może są przesiąknięci etosem rządu poprzedników i wiedzą lepiej, jak uszczęśliwić Polaków? I to mimo, że jak pokazuje historia, wiara w społeczne posłannictwo prowadzi do nikąd.
Co robi polski rząd?
Frankfurter Allgemeine Zeitung z 3 maja 2007 r. zauważyła, że rząd polski zajmuje się tylko sprawą głosowania w radzie UE. Potwierdza to jeden z polskich negocjatorów mówiąc, że „Polska przygotowuje kompromis w sprawie systemu głosowania w Radzie UE, który ma zapewnić równy wpływ obywateli wszystkich państw członkowskich na decyzje podejmowane w Unii. Warszawa liczy, że propozycja będzie przedmiotem dyskusji na zaplanowanej w drugiej połowie roku konferencji międzyrządowej w sprawie przyszłości Traktatu Konstytucyjnego UE.”
W tym samym artykule autor wspomina o tym, że brytyjski premier Blair został poproszony przez prezydencję niemiecką o to, aby przygotował dwie listy czerwoną i żółtą. Czerwona ma zawierać zapisy konstytucji europejskiej, które powinny zniknąć, a żółta życzenia strony brytyjskiej odnośnie zapisów, o których chciałaby rozmawiać. Czy polscy negocjatorzy przygotowali również takie listy?
Gdzie koncepcja, gdzie fachowcy
Aby zaproponować projekt pozytywny, na tym etapie rządowi potrzebne jest wsparcie specjalistów, głównie prawników. Konstytucja europejska zawiera wiele pułapek, o których się nie śniło filozofom, jak np. klazulę elastyczności (art. I-18), która zezwala na przyjmowanie właściwych środków w przypadku, jeżeli konstytucja nie przewidziała uprawnień do działania wymaganego w tym celu. Poprzez zapis ten Unia może rozszerzać swoje kompentencje wspierana przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości (ETS). ETS jest uważany za siłę napędową integracji europejskiej i to dzięki jego orzecznictwu doszło do obecnego stanu inegracji. Najlepszym przykładem jego „przebojowości” jest fakt zmiany konstytucji Niemiec, jako że jej zapisy były niezgodne z prawem wspólnotowo-unijnym. Dlatego warto się zastanowić nad rolą ETS i być może ją na nowo zdefiniować. Polski kompromis w sprawie systemu głosowania w Radzie UE nie da nic, jeżeli ETS obejdzie go np. poprzez swoje orzecznictwo. Tylko tych kilka przykładów pokazuje jak skomplikowana jest materia zawarta w konstytucji europejskiej, która de facto kończy państwowość Polski.
Każdy, nawet rząd powinien się uczyć, także od przeciwników politycznych. A ostatnio właśnie rząd otrzymał darmową lekcję od polskiego Trybunału Konstytucyjnego, jak postąpić z niechcianym aktem prawnym. Zadaniem negocjatorów powinno być zgłoszenie tylu poprawek, że tekst jak ser z dużymi dziurami będzie nie do przyjęcia. Niestety, na zrobienie tego zostaje coraz mniej czasu. Dlatego pewnie skończy się jak zawsze w Polsce - góra urodzi mysz.
zajmuje się stosunkami polsko-niemieckimi oraz prawem wspólnotowo-unijnym tzw. prawem europejskim
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka