Berlin dzwoni po nocach. Bruksela pakuje walizki. Ursula von der Leyen ma kupiony bilet do Brazylii, jakby podpis pod umową był formalnością, a nie decyzją o losie europejskiego rolnictwa
Tylko Prezydent Nawrocki upomina się o sprawy Polski i Polaków.
Dlatego rząd koalicyjny tak go nienawidzi , bo nienawidzi Polski
Niemcy z Unii Europejskiej stworzyły dla siebie wasala, dojną krowę. Chcą doić ile wlezie.

Niemcy z Unii Europejskiej stworzyły dla siebie wasala, dojną krowę. Chcą doić ile wlezie. Ale na szczęście Europa budzi się z letargu, dostrzega o co tu Niemcom chodzi.
A gdy Włochy mówią „stop”, słyszymy wprost: „jeśli ich nie będzie, to koniec”.
Ten ton mówi wszystko.
Nie chodzi o wspólnotę. Chodzi o interes. Niemcy chcą eksportować, Europa ma zapłacić.
Umowa UE–MERCOSUR nie jest żadnym „projektem europejskim”.
To jest projekt niemiecki, skrojony pod potrzeby ich przemysłu: motoryzacji, chemii, wielkich koncernów.
Rolnictwo ? To ma być ofiara.
Europejski rolnik dusi się pod regulacjami, normami, Zielonym Ładem, kontrolami i kosztami.
A w tym samym czasie Bruksela chce otworzyć rynek na tanią żywność z Ameryki Południowej — produkowaną bez tych samych standardów, bez tych samych kosztów, bez tej samej odpowiedzialności.
To nie jest wolny handel. To jest kontrolowana nierówność.
Kto dziś broni interesu Polski?
I tu pojawia się pytanie kluczowe: gdzie jest polski rząd ? Milczy. Czeka. Robi dokładnie to, co Berlin.
Gdy ważą się sprawy fundamentalne dla polskiej wsi, dla bezpieczeństwa żywnościowego, dla suwerenności gospodarczej — rząd nie ma głosu, nie ma stanowiska, nie ma odwagi.
Ale ktoś ten głos jednak podniósł. Prezydent działa, gdy rząd chowa się za plecami
Prezydent Nawrocki rozmawiał z premier Giorgią Meloni, jasno prosząc o wsparcie i sprzeciw wobec forsowania tej umowy.
Bo wiedział jedno: jeśli kraje takie jak Włochy pękną, lawina ruszy, a Polska zostanie z rachunkiem. To prezydent, a nie rząd, próbował budować oś sprzeciwu wobec dyktatu Berlina i Brukseli.
To prezydent, a nie rząd, rozumiał, że MERCOSUR to nie techniczny dokument, tylko strategiczny błąd.
Demokracja jest problemem, gdy mówi „nie”
Rolnicy protestują.
Francja chce odłożyć głosowanie. Włochy stawiają warunki.
A Bruksela reaguje nerwowo, bo demokracja — jak zwykle — przeszkadza w realizacji planu.
Dlatego pośpiech. Dlatego nocne naciski. Dlatego próba podpisu gdzieś daleko, w Brazylii, z dala od europejskich społeczeństw.
Bo im mniej ludzi zrozumie, tym łatwiej przepchnąć umowę.
Europa, która oddaje żywność za cudzy eksport
Dziś oddajemy rynek wołowiny i drobiu. Jutro kolejne sektory. Pojutrze usłyszymy, że „nie dało się inaczej”.
Ale da się inaczej — trzeba tylko przestać klękać przed niemieckim interesem.
Jeśli Unia Europejska ma być wspólnotą, a nie rynkiem zbytu dla najsilniejszych, to MERCOSUR w tej formie musi upaść.
I dobrze, że są jeszcze państwa — jak Włochy — które mają odwagę to powiedzieć.
Bo Europa, która nie potrafi obronić własnych rolników, nie obroni niczego.
A Polska bez głosu, Polska milcząca, Polska idąca krok w krok za Berlinem — to nie jest suwerenne państwo.
To jest wykonawca cudzych decyzji.
za Albert Łyjak
Inne tematy w dziale Polityka