Rolex Rolex
221
BLOG

SYNDROM BARONA MÜNCHHAUSENA

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 21

 

Jak pamiętamy, baron Münchhausen potrafił sam siebie wyciągnac za włosy z błotnej topieli, bo był to człowiek olbrzymiego farta w życiu. I fantazji.

Tego farta i fantazji będziemy potrzebowali my, kiedy zabierzemy się za czyszczenie złogów po państwowej tuskoplastyce.

Nie ma takiej dziedziny życia, która nie schamiałaby w ciągu ostatnich dwóch lat w sposób, w który niegdy nie podejrzewalibyśmy, że jeszcze schamieć potrafi. Schamiała, zgłupiała i zdziecinniała.

Polacy przekonani, że Polską ma rządzić ktoś butach szytych na miarę według najnowszego kroju zapomnieli zapytać, czy noga w tym bucie będzie chociaż umyta.

Dlatego co dzień muszą oglądać parady nóg niedomytych.

Polscy biskupi wystosowali do wiernych list zatytułowany "Bezcenne dobro języka ojczystego” i ze zdumieniem zauważyłem u siebie odruch „czas najwyższy!” zamiast zadumania się nad przenikliwością duchownych przewidujących dopiero przyszłe zagrożenia.

Kiedy polska opinia publiczna dostała do poczytania fragmenty stenogramów rozmów udostępnionych jej dzięki pracy policji, pracy służb specjalnych, bądź pracy prywatnych ochroniarzy, którzy w ten sposób wywiazywali się z obowiązków ochrony swojego pryncypała (Gudzowaty) dowiedziała się, że język prywatny ludzi rządzącyh Polską rózni się w istotnych swoich elementach od języka publicznego.

Dzisiaj wypada się już nie oburzać, ale wręcz zachwycać zakłamaniem i obłudą tamtych bohaterów i przyznać, że obłuda jest jednak hołdem jaki wystepek stawia cnocie, tu w formie przyznania, że jakkolwiek prymitywny i plugawy nie byłby własny język, przy sprawowaniu funkcji urzędnika Rzeczypospolitej dukać należy nieporadnie nieznaną literacką polszczyzną, bo przecież inaczej nie wypada.

Tu zawsze nachodzi mnie myśl o doniosłosci polskiego zwycięstwa w roku dwudziestym! Wszak to wtedy musiało w wielu protoplastach ludzi mających dzisiaj w Polsce dużo do powiedzenia zapaść przekonanie o wadze polskiej szabli płazującej tyłek!

Nie wszystkim jednak zapadło i kolejne nieszczęście, które sprowadzilismy sobie na głowę posługuje się polszczyzną porównywalną chyba z upadłymi dialektami języka angielskiego w najbardziej zdewastowanych społecznie dzielnicach Londynu, Manchesteru czy Nowego Yorku.

Jestem jednak głeboko przekonany, że nawet w tych krajach afrykańskich, gdzie zgodnie z przepowiednią ś.p. Rafała Gana-Ganowicza po etapie komunizmu nastąpił etap powrotu do ludożerki i składania ofiar z ludzi lokalnym bóstwom, powszeche zbydlęcenie nie dotknęło języka i doktor Mugabe, jakimkolwiek rzezimieszkiem by nie był, jezykiem byłego kolonizatora władał sprawnie i traktował go z odpowiednią dozą szacunku. Nawet jeśli wzywał : „Kill the white farmer!” to poprawną angielszczyzną.

Nasi politycy uznali, że jesteśmy już takimi idiotami, że nie ma potrzeby odgrywać przed nami szopkę i udawać, więc z pełną otwartością i z obscenicznymi detalami ujawniają szczegóły swojego życia intymnego i życia swoich kolegów (Palikot o Chlebowskim) w celu ich skompromitowania, szantażowania, poniżenia, a pewno jedno, drugie i trzecie na raz.

Organy państwa wprost ropoczęły kampanię wyborczą na potrzeby potencjalnego najgorszego polskiego prezydenta w dziejach, który w ciągu dwóch lat premierowania nauczył zagranicę, że nie ma absolutnej potrzeby się z nim liczyć, dlatego o ważnych wyborach europejskich władz, które tak umiłował, dowiaduje się już po ich dokonaniu, a jego koledzy z innych państw nawet nie czują się zobowiązani by wysłać mu esemesa, by się nie kompromitował zapowiedzią o „długich i trudnych negocjacjach” właśnie w tej samej chwili, gdy ich wyniki są ogłaszane.

Organy państwa wprost rozpoczęły kampanie wyborczą na zupełnie zbędne i szkodliwe potrzeby, dlatego w ekspresowym tempie przeszukały i właśnie zamierzają postawić zarzuty znanemu hochsztaplerowi, który dotychczas w stu rzutach kością nieodmiennie otrzymywał wynik: „sto razy sześć”, ale nikomu to nie przeszkadzało. Był fartowny jak baron Münchhausen, i musiał się dopiero zderzyć ze swoimi kolegami, którzy zawsze grzmieli na upolitycznienie prokuratury ścigającej ich kumpli-aferzystów, żeby się dowiedzieć jak bardzo pod ich rządami potrafi być upolityczniona (zresztą: dobrze mu tak!).

Dojrzały człowiek popełnia błędy podobnie jak dziecko, choć wraz ze starzeniem powinno być ich coraz to mniej, inaczej jest zwyczajnie odporny na wiedzę, czyli głupi.

Zasadnicza róznica tkwie jednak nie w ilości popełnianych błędów, ale w jakości reakcji na ich popełnienie. Jesli ze względów braku środków likwiduje się pewne dotowane przez państwo formy pomocy medycznej, to się o tym mówi, traktując obywateli nie jak dzieci, ale jak ludzi świadomych i zapoznanych z faktem, że pieniądz nie jest z gumy i nie ma takiego państwa na świecie, które leczy wszystko i wszystkich. A to wedle najnowszych osiągnięć wiedzy medycznej. Według mojego zresztą zdania, ale to na marginesie, państwo nie jest dobrym lekarzem, bo nie jest bytem realnie istniejącym, ale abstraktem, więc „państwa”, jako pojęcia, wiedzy medycznej nauczyć się nie da.

Gorzej, jeśli mamy jdnak do czynienia z sytuacja, kiedy to majestat państwa reprezentowanego przez najwyższych urzędników państwowych nie tylko uważa obywateli za dzieci, do tego głupie, to i sam siebie uważa za nastolatka i w przypadku błedu(?) krzyczy: „to nie ja, to kolega”. By potem w geście zrozumiałej wspaniałomyślności wypływającej z poczucia winy za ‘zakablowanie” kumpla skazać go na karę naniższą z możliwych, co mu się zresztą potem premią za „nie sypanie” kolegi z boiska wyrówna.  

Kiedy kilka lat temu prowadziłem dla swojego klienta inwestycję budowlaną natknąłem się na problem lasu. Na części (na obrzeżu) działki przeznaczonej pod zabudowę znajdował się pięknie położony w jarze las państwowy. Inwestor był zainteresowany wszelkimi opcjami, i chociaż zachowanie lasu wydawało się być równiez i jego priorytetem, dopytywał się o możliwość innnego przeznaczenia, czy zagospodarowania zalesionego kawałka. Dowiedział się w tedy, że w polskim prawie las jest jeszcze wieksza świętością niż święta krowa w Indiach, i cokolwiek by się z dzrewami nie stało, las pozostanie lasem, nic na nim budowac nie wolno, i zawsze będzie przeznaczony pod zalesianie.

Nie powiem, byłem wtedy dumny z polskiego ustawodawstwa chroniącego ojczystą przyrodę zgodnie z tradycjami polskich leśników sięgającymi jeszcze czasów miłościwie nam panujących monarchów, co brało się z zapoznania faktu, że jesli w Polsce nie było nigdy głodów, to dlatego, że był las, i jeśli Polski nigdy nie dało się okupować w całości, to również dlatego, że był las.

Dzisiaj nie jestem już taki dumny, bo dowiedziałem się, że byle chomąt może sobie pas lasu wyciąć i postawić na nim wyciąg, budkę z colą i toaletę. Wysługując się w tym procederze urzędnikami państwowymi.

A przy okazji tego wszystkiego, od kolegi blogera Andrzeja Budzyka w jego komentarzu do ciekawej notki red. Łukasza Warzechy (http://lukaszwarzecha.salon24.pl/) dowiedziałem się, że dwie sprawy, które uważałem za pewnik, są mocno wątpliwe. Po pierwsze, że moja opinią o trudności zakładania i prowadzenia w Polsce biznesu jest mocno przesadzona, skoro jedna osoba potrafi uczestniczyć w kilkudziesięciu biznesowych przedsięwzięciach na raz, po drugie, że moja wiedza o magicznej liczbie 2.000.000 powstałych po 1989 roku pprywatnych, polskich firmach jest fałszywa, bo liczbę te trzeba dzielić przez 1000, jako że w większości, w tych przedsięwzięciach, brała udział ograniczona i zapewne wyselekcjonowana liczba obywateli.

A wracając do przywołanego na początku barona Münchhausena mam złe wiadomości. Baron Münchhausen był znanym blagierem, fantastą, a od jego nazwiska ukuto w psychiatrii oznaczenie jednostki chorobowej, znanej dzisiaj jako „syndrom Münchhausena”. Żadna z jego historii nie była prawdziwa, równiez i ta, że człowiek tkwiący po szyje w błocie może się z niego własnoręcznie wydostać ciągnąc się za włosy. Co poddaję pod rozwagę.

Pozdrawiam  

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Polityka