Początek roku upływa nam w takt walca "żenua" na trzy: zaskakującej nieporadności rządu, dziwnego wyciszenia entuzjazmu posłów PO w debacie publicznej i potwierdzającej się tezie o skrajnej stronniczości większości mediów.
PO skusiła wyborców hasłami bezkonfliktowości, nowoczesności (czytaj: europejskości) i fachowości. Wygląda na to, że bezkonfliktowość oznaczać będzie dążenie do rozwalenia budżetu poprzez uleganie naciskom kolejnych grup zawodowych, nowoczesność jest hasłem pustym więc jego realizacja będzie polegać na byciu poklepywanym po pleckach w Berlinie, Moskwie i Brukseli, a jesli któreś z haseł szczególnie dewaluuje się na naszych oczach, to jest hasło fachowości. Premier Tusk, w związku z chamskimi ponagleniami poselskimi wpadł na pomysł zebrania informacji o zarobkach lekarzy. No, nie sposób nie przyznać mu racji. Jesli chce się rozmawiać o sytuacji w służbie zdrowia i podwyżkach, trzeba znać podstawowe dane... hmm... Zastanawiam się, czy nie zaproponować premierowi usługi za jakieś, powiedzmy, 200.000? Zbiorę te dane w miesiąc (zapewne szybciej niż kancelaria pana premiera), za mniejsze pieniądze, a dzięki zebraniu tych danych pan premier będzie mógł się z sytuacją w służbie zdrowia zapoznać a potem nawet być może rozpocząć przygotowania do planowania ew. reform.
Fantastycznie swoją wizję odkryła przed nami p. Kopacz, która zaproponowała funkcjonujący równolegle wraz z istniejącym, przymusowym, dobrowolny system ubezpieczeń zdrowotnych, którego celem miała by być skuteczne walka państwowej słuzby zdrowia z gabinetami prywatnymi. Z drugiej strony istniejące ZOZ-y mają zostać zamienione w spółki prawa handlowego, a więc podlegać mają przepisom Kodeksu Spółek Handlowych, a więc również w zakresie przepisów o upadłości, likwidacji, etc...
Czyli z jedej strony mamy walkę z już istniejącym, tworzącym się w trudzie i walczącym o pacjenta sektorem prywatnych usług medycznych, z drugiej: prywatyzacje niewydolnych ekonomicznie placówek, co dla części z nich musi zakończyć się bankructwem. Do bankructwa mają poprowadzić placówki niekoniecznie lekarze, mogą to też być "menedżerowie". Powoli, mam nadzieje, dociera do państwa sens "programu naprawy".
Moim podstawowym zarzutem wobec pani minister Kopacz jest nie brak kompetencji, bo te w zakresie opisanego wyżej planu wydaje się, że ma, ale brak umiejętności zwięzłego wyjaśnienia istoty programu, który w najbardziej zwięzłych słowach wyłuszczyła onegdaj w ramach pieszczot ze służbami zakochana pani poseł Sawicka. Stosując wdzięczny slang zapamietany z panisawickowych "gruchań" można by całą operację streścić tak: udupić tych, co już porzucili państwowe bagienko i odważyli się iść na "prywatne" poprzez ukryte subsydiowanie zabiegów medycznych w placówkach, które po upadku i tak przejdą w prywatne ręce. Konkretne, prywatne ręce, a nie przypadkowe, dodajmy.
Tezy o upartyjnieniu i "sympatiach" mediów chyba już nikt rozsądny bronił nie będzie. No ileż to minęło czasu , kiedy bodajże p.red. Karnowski został oskarzony w raporcie PO o pobieranie kolosalnych gratyfikacji za propagandową pracę na rzecz faszyzmu. Pamietacie państwo ten raport?
A ile w publicznej telewizji dostawał bedzie rasowy polityk udający w wolnych chwilach dziennikarza p. Lis? W nagrodę za co? Kto nagradza, kto zapomniał się zdziwić i oburzyć? I - nurtujące pytanie - kto nastepny w kolejce? Żakowski, Paradowska, Wołek? Bo za Siekilskiego z Morozowskim nagrodę dostał już chyba pan Walter poprzez kosztuącą 3,5 mln promocję jego stacji w ramach hucznego warszawskiego sylwestra, o czym szerzej p. Wiktor Kornhauer na swoim blogu.
Swego czasu na pierwszych stronach gazet przez bodajże dwa tygodnie gościł w roli złego bohatera od kaczystów jakiś biedny chłopina, kandydat na wojewodę, z racji tego, że jechał na rowerze po browarze, a potem usiłował to zataić. Zanim jeszcze sprawa została wyjaśniona, a chłopina odwołany, media nie pozostawiły na degeneracie suchej nitki. No żeby tak po pijaku na rowerze, a potem się wypierać?!
Kto z tuzów dziennikarstwa zajął się doniesieniem do poselskiej komisji etyki, które na posła PO Palikota złozyła jego własna żona twierdząc, że według jej śledztwa pan poseł większą część swojego majątku zataił (tak przed sejmem, urzędem skarbowym, jak i przed nią) i wyespediował na Antyle holenderskie?.
Sprawa równie żenująca jak format osoby, ale powiedzcie mi fachowcy: co jest newsem na pierwszą stronę wszystkich gazet: jazda na rowerze po pijaku przez wojewodę przed objęciem funkcji, czy podejrzenie zatajenia znacznej części dochodów i nielegalne wywiezienie ich za granicę przez posła pełniącego mandat? Ja nie twierdze, że pani Palikotowa ma rację. Ja się pytam, co jest większym newsem?
Oczywiście, poważny analityk polityczny powinien szczególnie unikać opierania swoich analiz o wrażenia, aurę, klimat... Ale, jak zapewne państwo zauważyliście, nie jestem poważnych analitykiem politycznym. Raczej niedouczonym eseistą, co - jak wiemy choćby na przykładzie różnego rodzaju wydawnictw amerykańsko-polskich - daje prawo do swobodnego ulegania własnym przeczuciom, fobiom, a nawet fantazjom. Pozwolę więc sobie ulec i poddać się klimatowi, który emanuje z nowopowołanego rządu i "zapładnia" intelektualnie postacie nietuzinkowe, jak na przykład faceta o pseudonimie "Fryzjer". Z przestraszonego (i sypiącego) przestępcy stał się pewną siebie gwiazdą udzielającą wywiadów na temat swojej niewinności. Czyni to z takim niezrównanym tupetem i swoistym wdziekiem, że nie sposób nie dać się przekonać, że klimat rzeczywiście się ociepla. Taki efekt ćwiąkalsko-cieplarniany.
Ale, pardon, czas na fantazję. Otóż wyobraźmy sobie, że poprzednie rządy - rządy popełniające liczne błędy dodajmy - sprawiły, że strach u tyłka poczuło kilku naprawdę śmierdzących mamoną facetów. Ten strach brał się stąd, że swoje pieniądze nie zdobyli pomysłowością, albo pracą rąk własnych, ale przy pomocy i wsparciu "mordotymoja" z dawnych, dobrych lat, kiedy kumpel z wojska pozostawał kumplem z wojska na całe życie, a kumple z resortu zasługiwał na przyjaźń nawet w "życiu po życiu" bez "przykrycia". I wyobraźmy sobie, że przestać się bać mogli w jeden sposób - musieli przejąć kontrolę na resortami siłowymi, nad kierunkiem toczących się śledztw, a zwłaszcza nad służbami specjalnymi ze szczególnym uwzględnieniem służb nowopowstałych, gdzie przyjmowano do pracy przy uzyciu wykrywacza kłamstw i trudno było upchnąć użytecznego "kolegę z wojska".
Jesli temu podporządkowana była cała operacja "Wybory 2007" to nie powinna dziwić indolencja w pozostałych sprawach. Brak wiedzy o zarobkach jakichś tam "konowałów". Również i brak szczególnego zainteresowania "wałkami" w służbie zdrowia nie dziwi aż tak, ta działka została przecież "oddana" drugiemu garniturowi polityków, z główną macherką na czele. Prawdziwy deal i prawdziwe przyspieszenie odbywa się w prokuraturach, CBŚ, CBA... To na tej walce frontu bez charakterystycznej dla niego opieszałości premier wydaje się spłacać zobowiązania zaciągnięte wobec wyborców. No, nie wobec wszystkich. Wobec tych najważniejszych z ważnych. Cui bono?
P.S.
Żeby było zabawniej. Ponieważ poseł Palikot prowdzi bloga zajrzałem w nadziei, że przeczytam, co on na to. I przeczytałem. Pod datą 9 stycznia p.poseł sądzi, że:
"Spacerując dzisiaj w Łazienkach po raz kolejny stanąłem jak wryty w miejsc, w którym widać widać jak pałac styka się z wodą. To zawsze w sposób niesłychany wprawia mnie w największe zdziwienie. Nieraz spacerując po Wenecji, miejscu jakby stworzonym do kontemplacji tej kwestii, rozmyślałem nad tym połączeniem. Tych kilka myśli poniżej chcę tu zostawić choć wiem, że daleko mi jeszcze do pełnego uchwycenia tej sprawy."
No nie powiem, że by poseł Palikot nie wprawiał mnie w zdumienie mniejsze niż tchnące mistycyzmem miejsca stykania się pałaców z wodą.
Inne tematy w dziale Polityka