Lubię czytywać sobie prof. Sadurskiego, choć się z nim nie zgadzam. Pomimo nie zgadzania się jestem zwolennikiem swobody wymiany poglądów, choć - pewnie w odróznieniu od Profesora - wprowadziłbym wymóg stylu. Słowem: gadać można co się chce, ale za nudzenie: kula w łeb! Nie wiem, czy to liberalne, ale z "liberalizmu" jestem słaby, bo liberalizmów jest tyle, ilu liberalnych autorów. Liberalna była Wirginia Woolf* i markiz de Sade, a pomiedzy nimi przepaść (kwestia smaku).
Zaletą "pism zebranych" Professore jest lekkosć stylu i rozbrajajace dystansowanie się od filozoficznych głębi na rzecz osobistego doświadczenia i tzw. "praktycznego rozumu." W związku z niedawnym wpisem profesora, eseju o współczesnym liberalizmie, pozoliłem sobie zadać pytanie, czy religijny zakaz poligamii (wielożeństwo) i poliandrii (wielmęstwo?) znajduje uzasadnienie przy okazji ustalania granic wolności jednostki. Profesor odpowiedział (dziekuję za dostrzeżenie), że "intuicyjnie czuje", że zakaz jest potrzebny, choć trudno mu znaleźć zdroworozsądkowe uzasadnienie. Moje pytanie, choć mogło wyglądać na "z głupia frant" było bardzo na temat. Dotyczyło w istocie tego, czy generalnie można zbiorowości (zestaw wartości, którymi się kierują i dzięki którym powstają i trwają) sobie zaprojektować, albo, żeby posłużyć się praktycznym opisem, czy oficer prowadzący obywateli na barykady w obronie liberalnego ładu może posłużyć się w celu podniesienia ducha bojowego i skłonności do oddania życia hasłem-komendą: "Za Rawlsa i Hayeka! Naprzód dzieci!" Nie to, żebym się nabijał; pytam poważnie, czy takie wezwanie na bagnety byłoby skuteczne?
Nie mam lekkości stylu Profesora, ni wiedzy, więc pozostaje mi polemika ujęta w literackie i mniej poważne ramy. Mam nadzieję, że nie będzie nudna. Jeśli Profesor uzna ją za chwyt poniżej pasa, przepraszam, nie miałem takich intencji, a pomimo frywolnej formy idzie mi o sprawy jak najbardziej poważne. Dzisiaj pierwszy tekst polemiczny z serii: "W LIBERALNYM SKLEPIKU". A Profesora oczywiście serdeczenie podrawiam licząc na poczucie humoru.
POSTACIE: KLIENT, SKLEPIKARZ
konieczne didaskalia: sklepik schludny, półki zastawione kolorowymi pudełkami, sprzedawca w typie mieszanym: pół Mefistofelesa, pół przedstawiciela handlowego z Mazowsza, klient nadobny.
KLIENT: Dzień dobry.
SKLEPIKARZ: Kłaniam się
KLIENT: Wie pan, czuję taki Weltschmerz, czegoś mi brakuje... Nie tyle idei, ile... takiego... poczucia transcendencji, jakiegoś wyrastającego ponad rzeczywistość i oczywistość zwornika ładu... Oczywiście zupełnie prywatnego i nieaspirującego do bycia powszechnym...
SKLEPIKARZ: Wiem, wiem, nie jest pan pierwszy... No cóż, nasz sklep posiada szeroką gamę towarów, szytych na indywidualną miarę. (Tonem uspokajającym): Oczywiście z każdym wiąze się zakaz publicznego upowszechniania, także nie musi obawiać się pan zostania przymuszonym do jakiejś misji, czy krucjaty. Jest to explicite zabronione przez prawo.
KLIENT: To dobrze, wie pan, nie mam takich ciągot, ale strzeżonego prawo strzeże!
SKLEPIKARZ: Oczywiście. (odwraca się ku półkom): Mogę panu zaproponować zestawy tradycyjne, po 200 złotych; kompilacje zestwów tradycyjnych po 300, ew. co bardzo indywidualnego, zaprojektowanego przez naszych najwybitniejszych psychologów, znawców idei, historyków i religioznawców, choć tu, niestety, cena jest wyższa. Wiadomo, niestandard.
KLIENT: To zacznijmy od zestawów klasycznych.
SKLEPIKARZ: Na przykład (sięga po pudełko) buddyzm. (kładzie na ladzie i otwiera). Bębenek do medytacji, szata zgrzebna...
KLIENT: A ta buteleczka?
SKLEPIKARZ: A co jest w środku?
KLIENT: (zdejmuje okulary i zagląda): Nic!
SKLEPIKARZ: No własnie. Pustka. Nicość, proszę szanownego pana. Mając buteleczkę z niczym w środku może pan wizualizować nicość!
KLIENT: Wie pan co? To trochę za statyczne. Cały dzień siedzę...
SKLEPIKARZ: Dołoże podręcznik taekwondo z zaproszeniem na przyszłoroczne walki w klatce na Ukrainie!
KLIENT: (gwałtownie): A to znów zbyt dynamiczne! Coś innego poproszę!
SKLEPIKARZ (wyciaga inne, duże pudełko): Judaizm dla poczatkujących. Streszczenie talmudycznych zakazów i nakazów.
KLIENT (przegląda manual z zainteresowaniem): To strasznie wymagające i kazuistyczne...
SKLEPIKARZ: Ale można negocjować! Dołoże telefon do wybitnego prawnika!
KLIENT (odkładając): Wie pan, to zbyt bliskie moje codziennej pracy...
SKLEPIKARZ(sięgając po kolejne pudełko): Chrześcijaństwo?
KLIENT(przestraszony nieco): pan z Opus Dei?
SKLEPIKARZ: Niech rozum broni! To wersja nieortodoksyjna, soft. Z software'em.
KLIENT: Z software'em?
SKLEPIKARZ: exec automatycznego odpuszczaczania grzechów i kolędy. W mp3! Plus różaniec i choinka.
KLIENT: ale w chrześcijaństwie zawsze martwiło mnie to zobowiązanie w stosunku do Boga, który za mnie umarł! I związane z tym nieuchronne poczucie winy!
SKLEPIKARZ: W naszej wersji nie umarł, ale go pobili!
KLIENT: Interesujące...
SKLEPIKARZ: Jest też supersoft! Nie pobili, ale nakrzyczeli!
KLIENT: Wolałbym jednak coś bardziej indywidualnego, choć niekoniecznie z najwyższej półki! Nie chciałbym mimo wszystko być kojarzonym zbyt silnie z popularnymi tradycjami... Łatwo być zaklasyfikowanym... Tego chciałbym uniknąc jak ognia!
SKLEPIKARZ: (patrzy badawczo i drapie się w głowę): Hmm... Być może mogę zrobić dla pana wyjątek...
KLIENT: (zaintrygowany): hę?
SKLEPIKARZ: Złożę dla pana trzy standardy w jedno!
KLIENT: (z błyskiem w oku): To znaczy?
SKLEPIKARZ (konfidencjonalnie): bębenek, choinka, kolędy, zakaz pracy w soboty i niedziele plus butelka z "nic" w środku!
KLIENT: A niech tam, biorę na próbę!
*Gorąco polecam "Hours", które poza wszystkim udowadniają, że Nicole Kidman ma warsztat!
Inne tematy w dziale Polityka