Wszedłem już w 70 rok życia, mam choroby współistniejące, nie chciałbym przynieść tej zarazy do domu, a jednak nie chcę pozostać jedynie przetwórnią żywności w nieczystości (że nie użyję bardziej adekwatnego, ale cuchnącego określenia). Wczoraj przeczytałem, celnie podsumowujący ten temat, komentarz prof. Eine: "Zamknijcie swoje miasto,nikogo nie wpuszczajcie, ani nie wypuszczajcie.Zamknijcie się w domach, po zorganizowaniu służb usługowych. 7-10 dni minie ,a covid-19 zniknie.Tylko nie pieprzcie o demokracji,wolności,prawach człowieka,bo zsypią was do dołów z wapnem i nie będzie miasta."
Jeżeli w imię wolności i demokracji masowo odrzucimy rygory sanitarne, niezbędne do spowolnienia rozprzestrzeniania się wirusa, to i u nas najpierw zabraknie respiratorów, potem personelu medycznego, a na końcu przepustowości w firmach pogrzebowych. Gwałtowny przyrost najpierw dziennych zachorowań, a w ostatnich dniach przypadków śmiertelnych oraz chorych pod respiratorami nie zostawia ani dnia czasu na dyskusje i przekrzykiwania. Na 830 obecnie rozdysponowanych do szpitali respiratorów dobiegamy do 350 pacjentów w stanie krytycznym. A takie krzyki i śmiechy widziałem dziś w centrum Bielska-Białej, podczas manifestacji przeciwników maseczek. Było ich kilkuset. Naigrywali się z nas, napotykanych przechodniów w maseczkach, a ruch kołowy był blokowany przez policję, aby ktoś ich nie rozjechał. Problem w tym, że policjantów było znacznie mniej niż manifestantów.
Wszędzie tam, gdzie nie potrafimy w rodzinach i społecznościach lokalnych przekonać młodych, wykształconych z wielkich miast do wartości życia, zgodnego z Dekalogiem, będziemy przegrywać nie tylko przy urnach wyborczych, jak to pokazują wyniki wyborów z aglomeracji miejskich, ale i na cmentarzach, przy urnach z prochami." Zsypią nas do dołów z wapnem i nie będzie miasta."
Udało się nam, jako nielicznym, nie pozamykać kościołów całkowicie, chociaż ograniczenie do 5 osób na każdą świątynię, niezależnie od jej wielkości, było kuriozalne w porównaniu do przestrzeni autobusu, czy innego wagonu, ale ciche modlitwy nielicznych wiernych w zaciszu kościoła nie wystarczą. Przez tysiąclecia, podczas wszelkich zaraz - wirusowych, czy bakteryjnych, najbardziej skutecznym sposobem na powstrzymanie epidemii były procesje wiernych, idących wraz ze swoimi kapłanami na ulice miast. A kapłani wzywali do nawrócenia i pokuty. Przestrzegajcie Dekalog, a będziecie żyli długo i szczęśliwie. Innych lekarstw w zasadzie nie było. A jednak zarazy ustawały. I to nie przez wymieranie całej populacji. Stwórca wyposażył każdego człowieka w zapisany genetycznie układ odpornościowy, który wielu pozwolił przeżyć zarazę. Dziś szczepionka, którą prawdopodobnie niedługo wyprodukujemy, też przecież sama nie leczy, a odwołuje się do niezbadanego, zapisanego w naszym DNA, układu odpornościowego. Jednemu pomoże, drugiemu nie. Można i nawet należy, zadbać o swój, nadwyrężony antybiotykami i innymi chemicznymi poprawiaczami natury, układ odpornościowy, ale ostateczny wynik zabiegów o podtrzymanie życia pozostanie tajemnicą. Podobnie jak tajemnicą jest nasz stosunek do Boga, nasza wiara.
Najważniejsze jednak, by liczba zarażających nie przekroczyła odsetka załamującego wydolność szpitali, a to zależy od nas wszystkich. Również tych, którzy uważają, że głos jednostki się nie liczy. Każdy z nas zna nie jednego przeciwnika noszenia maseczki. Porozmawiajmy z nimi. Na tym polega demokracja, że mamy być aktywni. Jeden drugiego brzemiona noście.
