W moim mieście trwa od dawna „święta wojna” między kibicami. Krwawa bo z użyciem tzw. sprzętu. Ale póki tłukli się na osiedlach nikt już na nią nie zwracał uwagi. Dopiero jak maczetą komuś, coś ucięli to media sobie przypominały o wojnie.
Do niedawna na stadionie było w miarę spokojnie. Rządził tu szef ochrony, który za przyzwoleniem policji stosował metody brutalne ale skuteczne. Okoliczni bankierzy i sklepikarze przymykali oko na brutalność ochrony bo to gwarantowało spokój w interesach.
- Ochrona niech robi swoje, a policja niech się ograniczy do nalotów na podejrzane lokale – tak mówili.
Ale podczas jednego z meczy „kibole” zamiast tradycyjnie tłuc się między sobą postanowili razem wpie... ochroniarzom. I prawie im się udało. Zapędzili ochronę w okolice trybuny honorowej i tam otoczyli. Już miało dojść do ostatecznej rozprawy z ochroniarzami... I wtedy „kibole” przypomnieli sobie o „świętej wojnie”.
No i się zaczęło. Totalny chaos. Bójki na wszystkich trybunach. Nie wiadomo kto z kim, kogo,za co i dlaczego. Część kibiców i „kiboli” nagle poczuła gwałtowną chęć opuszczenia stadionu. I tłumnie ruszyli do wyjść ze stadionu.
Gdy „uciekinierzy” nagle zaczęli pojawiać się na ulicach bogatej dzielnicy w komendzie policji rozdzwoniły się telefony.
- Kto tę dzicz wypuścił na miasto!
w średnim wieku, niezbyt dynamiczny, z małego miasta przeniosłem się do dużego by w końcu uciec na wieś ;) Jeżeli przez jakiś dłuższy czas mnie nie ma to znaczy, że straszę prosiaki w lesie. kmarius[at]poczta.fm
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości