hephalump hephalump
957
BLOG

Ośrodek Adopcyjny. Obraz nędzy i rozpaczy

hephalump hephalump Rodzina Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

Gdy na przełomie 2011/2012 podejmowaliśmy z żoną decyzję o próbie przysposobienia dziecka (dzieci) to nie wyobrażaliśmy sobie, że nasza droga do rodzicielstwa wydłuży się o kolejne lata. Nie przypuszczaliśmy też, że podczas naszych starań "poznamy" kilka ośrodków adopcyjnych (OA).


Walka o przetrwanie

Wydaje się być rzeczą niemal oczywistą, że ośrodek adopcyjny powinien zajmować się głównie szkoleniem kandydatów na rodziców adopcyjnych, kwalifikowaniem kandydatów oraz prowadzeniem procesu adopcji. Ale w naszym kochanym kraju byłoby to chyba zbyt proste. Od pierwszego spotkania w OA (jeszcze w 2011 r.) słyszeliśmy powtarzającą się obawę: czy ośrodek przetrwa.

Pierwszy OA, do którego trafiliśmy przywitał nas serdecznie, ale z deklaracją kazał nam czekać do początku 2012 r, aż wyjaśni się, które ośrodki nadal będą działać. Istniała wtedy obawa, że mniejsze ośrodki adopcyjne (przeprowadzające mniej niż 20 adopcji/rok) zostaną zlikwidowane. Ponieważ jeszcze wtedy wierzyliśmy, że cały proces "musi" pójść gładko i w miarę szybko postanowiliśmy poczekać aż wyjaśni się przyszłość ośrodków adopcyjnych.


Nędza
Drugie podejście na początku 2012 r zaczęło się od równie sympatycznej rozmowy i szybkiej decyzji: składamy papiery. Na pierwszym szkoleniu miła niespodzianka: nie musimy płacić za kurs (około 1500 zł). Koszt szkolenia zostanie opłacony z pieniędzy pochodzących z budżetu urzędu marszałkowskiego. Chwila radości, a potem wykład (serio) o szczodrości ówczesnego marszałka województwa małopolskiego (ma brata księdza znanego z TVN i zasiadania w radzie dużej spółki). Później dowiedziałem się, że te peany ku czci "marszałka" nie są czymś dziwnym. Ośrodki adopcyjne są całkowicie zależne (głównie finansowo) od łaskawości lokalnych decydentów.

A jeśli już mowa o finansach to większość OA oszczędza na czym się tylko da. Te mniejsze wegetują na budżecie miesięcznym zbliżonym do uposażenia wójta z moich okolic (około 12 tys zł/mc). Ośrodków nie stać na utrzymanie specjalistów (część sama odchodzi tam gdzie lepsze zarobki), na dodatkowe zajęcia z kandydatami, na wyjazdy w teren, na papier do ksero...

Jak przy takiej nędzy udaje im się czasem pogodzić oczekiwania kandydatów na rodziców z tym co OA mają w zasobach? Cóż... Ośrodki raczej czekają na kandydatów już gotowych i świadomych tego co ich może czekać. Na rozdrabnianie się na pojedyncze przypadki Ośrodka nie stać i nie ma czasu.


Rozpacz

Od początku deklarujemy gotowość do przyjęcia starszego dziecka lub związanego ze sobą rodzeństwa. Starsze dziecko dla nas w tym czasie może mieć między 2 do 5 lat (tak nam się wydaje). Ale okazuje się, że w ogóle jesteśmy jedyną parą mówiącą o dziecku, które nie jest już niemowlakiem. OA nie opłaca się organizować oddzielnego szkolenia dla nas. Więc chodzimy na kursy razem z oczekującymi na oseska. Uczą nas jak karmić niemowlaka, jak dbać o jego higienę, mówią o chorobach niemowląt... Mówią też o FAS i o tym co inne używki lub narkotyki mogą wyrządzić rozwijającemu się w łonie matki dziecku... Momentami gubię sens tego szkolenia ale twardo staram się wytrwać.

Kurs kończymy w grudniu 2012 i uzyskujemy kwalifikacje. Ku naszemu zaskoczeniu dostajemy dosyć szybko propozycję... Niestety propozycja przyjęcia 8 letniego dziecka jest dla nas (wtedy) kompletnym szokiem. Tyle gadania o pieluszkach, smoczkach... A tu trzeba by myśleć o szkole i odrabianiu lekcji. Nie jesteśmy gotowi na taką decyzję.


Kryzys

Gdy mija szok zaczynamy myśleć o tym co się stało i co jeszcze można zrobić. Niestety na pomoc OA w tej sytuacji już właściwie nie mamy co liczyć. OA jest zajęty szkoleniem kolejnych kandydatów. Nasz problem musimy rozwiązać sami. Niestety wiele wskazuje, że bez pomocy z zewnątrz jeszcze długo moglibyśmy tak tkwić w kryzysie.


Żar i Nadzieja

Znajomy psycholog doradza żonie: zacznijcie od początku. Pracujcie nad sobą i nie bójcie się poprosić o pomoc specjalisty. Pada też sugestia, że są OA, w których pracują ludzie potrafiący wyjść poza ramy systemu. Pasjonaci, dla których odnajdywanie rodzin dla osieroconych dzieci jest celem samym w sobie.

Trafiamy do Ośrodka Adopcyjnego daleko od naszego domu i właściwie od początku przechodzimy procedurę kwalifikacyjną. Nie ma lekko, dojazdy przez pół Polski są męczące i kosztowne. Nie idzie też łatwo... Tu nikt nie kryje jakim wyzwaniem jest adopcja starszego dziecka i szybko nam się uświadamia jak wiele spraw jeszcze musimy przerobić. Ale po roku ciężkiej pracy (także z momentami zwątpienia) udaje się wreszcie nam dojrzeć do "jedynie słusznej" decyzji i przyjąć do rodziny dwójkę naszych dzieci.


***


Moja droga do ojcostwa nauczyła mnie, że:

- przychodząc do Ośrodka Adopcyjnego znaczna część kandydatów (może większość) oczekuje tego, czego OA właściwie nie jest w stanie (nie może) zaoferować;

- rozwiązanie problemów związanych z decyzją o adopcji dziecka bez profesjonalnego wsparcia może zająć bardzo dużo czasu lub skończyć się porażką;

- niedofinansowane oraz działające w ciągłej niepewności o swój status prawny Ośrodki Adopcyjne zazwyczaj nie są w stanie udzielać takiego wsparcia;

- nie ma dzieci "za dużych" do przysposobienia ale uzyskanie zdolności decyzyjnej wymaga czasem naprawdę ciężkiej pracy.


***

Tekst jest dostępny także pod adresem: http://przysposobienie.blogspot.com/2017/06/osrodek-adopcyjny-obraz-nedzy-i-rozpaczy.html



hephalump
O mnie hephalump

w średnim wieku, niezbyt dynamiczny, z małego miasta przeniosłem się do dużego by w końcu uciec na wieś ;) Jeżeli przez jakiś dłuższy czas mnie nie ma to znaczy, że straszę prosiaki w lesie. kmarius[at]poczta.fm

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo