Sobota. Pobudka o piątej rano, w przytulnym pokoju gościnnego Radia Maryja. Poranna toaleta i marsz do pobliskiej parafii pod wezwaniem Chrystusa Króla, gdzie grupa młodych osób z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży toruńskiej diecezji nie odmówiła miejsca pielgrzymowi w swoim autokarze.

Wcześniej skontaktowałem się z organizatorami Lednickiego spotkania Młodych, oferując swą pomoc jako jednego z ewangelizatorów. Co prawda nie miałem pojęcia co to znaczy, ale przecież Duch Święty zawsze coś człowiekowi podpowie.

Po dotarciu na miejsce i znalezieniu miejsca na zaparkowanie autokaru, (nie zawsze łatwe zadanie, gdy tych autokarów jest ze dwa tysiące, ale wszystkie okoliczne łąki zamieniają się na parkingi, co ułatwia sprawę), odszukałem Asję, organizatorkę i szefową ewangelizatorów i zgłosiłem się do służby.

Zaczęliśmy od Mszy, od przyjęcia Pana Jezusa. Potem błogosławieństwo kapłańskie i na pola. Patrząc na niektóre osoby w namiocie-kaplicy, trudno się nie zauważyć, jak często my niesprawiedliwie oceniamy innych, choćby po wyglądzie. Zanim przyjechałem, ci bracia w Chrystusie dawali swoje świadectwo. Szkoda, że go nie słyszałem. Ale sama ich postawa, ich skupienie i rozmodlenie w kaplicy jest najlepszym świadectwem. I choć pewnie obszedłbym ich szerokim łukiem, spotykając na ulicy, to, na szczęście, Bóg nie ocenia po obwodzie bicepsów, ani wielkości tatuaży, ale patrzy w nasze serca.

W samym namiocie, który służył za kaplicę, caly czas trwała adoracia Pana Jezusa w Najświętszym sakramencie. Były też tam wystawione relikwie świętych, między innymi Świętego Wojciecha i Świętej Królowej Jadwigi.

My jednak ruszyliśmy w świat. Naszym zadaniem było odnajdywanie zagubionych owieczek, dzielenie się z nimi naszym świadectwem. Czasem jednak to same owieczki nas odnajdywały, prosząc o rozmowę, czy nawet po prostu dzieląc się swoim świadectwem. Myślę, że wszyscy korzystaliśmy z tych rozmów, wzajemnie umacniając się w wierze i pomagając tym, których wiara jeszcze taka silna nie jest.

Z samej naszej działalności, rzecz jasna, żadnych zdjęć nie mam. Nie byłem wtedy reporterem, byłem tam, by w miarę możliwości pomóc, a tego nie da się robić z aparatem fotograficznym w ręce. Taka indywidualna ewangelizacja musi być intymna, serdeczna, robiona z miłością. Nie dlatego, że tak nakazali nam nasi przełożeni, ale dlatego, że tak nakazuje nam Bóg i nasze serca. A gdy nasze serca nam tego nie podszeptują, to znaczy, że nie całkiem jeszcze jesteśmy gotowi. Mam jednak inne fotki z pól lednickich, więc parę widoków bawiącej się młodzieży i koni z ułanami, krzyża, który jest repliką tego zakopiańskiego i inne widoczki.

My także wracaliśmy od czasu do czasu do naszego namiotu, dzieląc się doświadczeniami, modląc i "ładując akumulatory" oddając cześć Jezusowi w Eucharystii.

Przy okazji mojego pobytu w Lednicy okazało się, że jestem "sławnym człowiekiem". :-D Dwie osoby odwiedzające forum mnie poznały. Jakiś chłopak z okolic Nowego Sącza i siostra innego miłośnika ciężarówek, częstego gościa mojego forum, z okolic Wadowic, która mnie poprosiła o wspólne zdjęcie. Pewnie, żeby dogryźć bratu, że ona ma, a on nie. ;-)
A ja nie odmawiam takim prośbom, zwłaszcza, gdy proszą przemiłe i bardzo sympatyczne dziewczyny. :-D

To już się zbliża wieczór. Komary nam troszkę dogryzły, a zdjęcie po zachodzie slońca, z fleszem, wygląda jak zrobione przez brudną szybę. To różne latające owady tak rozpraszają światło. Niedaleko nas były dwie stare wojskowe ciężarówki, z potężnymi przeciwlotniczymi reflektorami, a w oddali, pod Bramą – Rybą, zaczynała się liturgia Mszy Świętej.

Po Mszy Świętej spakowaliśmy nasze rzeczy i poszliśmy do autobusu. Nasza rola się skończyła. Wielu zostało jeszcze, by przejść przez Rybę, która jest symbolem Jezusa. Jezusa, który powiedzial:
Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony (J 19,9a)
I powrót do rzeczywistości. Po tych cudownych przeżyciach – normalny świat, normalni ludzie, z których wielu nawet tak naprawdę w ogóle nie zna Jezusa. Jak, być może, ci biegacze jadący ze mną z Warszawy do Krakowa, na bieg wokół plant. Tacy lkudzie, przypadkowo spotkani w przedziale pociągu, na ulicy, w pracy, czy szkole często nam, a przynajmniej mnie, uświadamiają, jak trudno jest coś powiedzieć o Jezusie poza polami lednickimi, czy poza terenem katolickiej rozgłośni. Ale i oni usłyszeli moje mini-świadectwo, nie wspominając już nawet tego, że i mój podkoszulek z napisem "Totally Catholic" i mój krucyfiks same mnie wspomagają w moim apostolacie.

Ja wyjechałem z Lednicy koło pierwszej, PKS-em, w Warszawie byłem przed szóstą, szósta piętnaście miałem pociąg do Krakowa. Już coś wspominałem o naszych kochanych sierotach po PKP. Głupio się powtarzać, ale znowu mnie kolej zaskoczyła. Bowiem jadąc do Warszawy z TLK zapłaciłem mniej, niż InterCity, gdyż pociąg jechał inną trasą i zatrzymywał się parę razy. Ale ten z Warszawy do Krakowa jedzie dokładnie po tych samych torach, co InterCity, wagony są z InterCity (w drugiej klasie sześć wygodnych foteli na przedział), jedzie tak szybko jak Intercity, właścicielem pociągu jest InterCity, ale nazywa się to Tanie Linie Kolejowe i zamiast 110 złotych, kosztuje 35. A dlatego jeszcze taniej, niż "normalny TLK", bo to na "bilet fioletowy". Bilet fioletowy jest tak samo beżowy, jak każdy inny, ale ma napisane, że jest fioletowy. Może w tym jest jakaś logika, ale ja jej nie potrafię dostrzec.
Zdążyłem na Mszę w "mojej" parafii Miłosierdzia Bożego na Osiedlu Oficerskim na 9:30 rano, ale nie mogłem jeszcze iść odsypiać trudy podróży. Najpierw były spotkania z rodziną. Patrząc na te dziewczynki (to córeczki siostrzeńca mojej żony, Zosia i Jagódka) żałuję, że nam tak trudno stać się takimi, jak małe dzieci. Że tak trudno nam zaufać ojcu. Bo dla nich życie jest proste: Gdy widzą takiego kudłatego jak ja, natychmiast uciekają w ramiona tatusia, gdzie czują się bezpieczne.

Gdybyśmy my tak zawsze potrafili. A wujek, czyli ja, po chwili okazał się nie taki straszny i nawet zaczął się "nadawać do zabawy". Jak w życiu. Nawiasem mówiąc na zdjęciach powyżej moje podwórko, gdzie mieszkałem całe moje "krakowskie" życie. Tylko te drzewa jakieś wielkie, i ten plac zabaw… Kiedyś go nie było. Nam musiał wystarczyć trzepak. I te mury, takie odrapane…
My też czasem się oswoimy z kudłatym i też się z nim bawimy. Do czasu. Potem on się zaczyna bawić z nami. A przecież można inaczej. Można mieć prawdziwą radość z Jezusem i Maryją. Jak te cudowne dzieciaki na lednickich polach:
W poniedziałek był wreszcie dzień zasłużonego odpoczynku. Trochę mnie dopadło choróbsko, ale się nie daję. Płuczę gardło solą i mam nadzieję, że to wystraszy wszystkie mikroby. Wspomóżcie modlitwą, bo w czwartek planowany kolejny program radiowy. We wtorek jedziemy z moją córeczką,Wiktorią, do Oświęcimia, zobaczyć niemiecki obóz zagłady Auschwitz. Ona już tam była, ale chce się przejechać z tatą. A ja zawsze, gdy jestem w Polsce, odwiedzam celę, w której głoszono świętego Maksymiliana, pomodlić się o jego wstawiennictwo. On doskonale rozumiał, jak media mogą być pomocne w dziele ewangelizacji. Nic dziwnego, że jeden z witraży w kaplicy w Radiu Maryja właśnie jego przedstawia.
Mówiąc o Maksymilianie, w środę planuję zobaczyć Niepokalanów. Nigdy jeszcze tam nie byłem. Aż wstyd, zwłaszcza, że Rycerzem Niepokalanej jestem od lat. Zatem zapraszam na www.hiob.us za parę dni, kronika pielgrzymki się dopiero zaczyna.
Inne tematy w dziale Rozmaitości