Histmag Histmag
1172
BLOG

Uhonorujmy maharadżę, który uratował tysiące polskich dzieci!

Histmag Histmag Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

W czasie II wojny światowej indyjski maharadża jam saheb Digvijaysinhji pomagał polskim dzieciom uratowanym z ZSRR z tzw. „nieludzkiej ziemi”. Dzisiaj z inicjatywy warszawskiego indologa i historyka podjęto starania o pośmiertne nadanie władcy dalekiego kraju Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej oraz nazwania jego imieniem jednego z miejsc na warszawskiej Ochocie. Prezentujemy rozmowę z pomysłodawcą akcji, Krzysztofem Iwankiem z Centrum Studiów Polska-Azja.


Krzysztof Iwanek – absolwent historii i indologii na Uniwersytecie Warszawskim. Ekspert Centrum Studiów Polska-Azja, wykładowca historii Indii w Collegium Civitas. Autor tekstów naukowych i publicystycznych na temat współczesnej historii, polityki i społeczeństwa Indii i Pakistanu. Komentator bieżących wydarzeń w Indiach.

 

Tomasz Leszkowicz: Czy mógłby Pan w kilku zdaniach scharakteryzować postać maharadży Jama Saheba Digvijaysinhji?

Krzysztof Iwanek: Maharadża był władcą państwa Nawanagar, na półwyspie Kathiawar, w obecnym stanie Gudźarat. Był przybranym synem Ranjita Sinhaji, legendarnego indyjskiego monarchy-krykiecisty. Mimo że jego państwo nie miało wielkiego rozmiaru, podczas drugiej wojny światowej Digvijay Sinhji był jednym z najważniejszym polityków pośród indyjskich monarchów podległych Brytyjczykom. Przewodniczył reprezentującej ich Izbie Książąt Indyjskich (Chamber of Princes) i zasiadał w kilku instytucjach wspierających brytyjski wysiłek wojenny. Znał i cenił polską kulturę, miał bowiem okazję poznać w Szwajcarii rodzinę Paderewskich (I.J. Paderewski miał nawet próbować uczyć go gry na pianinie). Dowiedziawszy się o rozpaczliwej sytuacji polskich sierot, maharadża zaoferował swoją pomoc i ostatecznie na czas wojny przyjął około tysiąc dzieci. Jego namowy i przykład sprawiły, iż wielu innych monarchów zdecydowało się finansować pobyt dzieci. Narodowi polskiemu pomógł zatem podwójnie: przyjmując część i pomagając znaleźć dobroczyńców dla innych.

T.L.: A właśnie – czy najpopularniejsza w Polsce forma „Jam Saheb” jest właściwym skróceniem imienia naszego bohatera?

K.I.: „Jam saheb” to tytuł dynastyczny, a zatem po polsku powinien być pisany z małej litery, jak król czy sułtan. Termin ów powinien być zatem używany wymiennie z „maharadża”: albo „jam saheb Digvijaysinhji” albo „maharadża Digvijaysinhji”.

T.L.: W takim razie i ja postaram się stosować właściwe formy. Czy żyją jeszcze dawni podopieczni maharadży? Czy poznał Pan kogoś spośród tej społeczności? Jak oni wspominają indyjskiego władcę?

K.I.: Owszem, część z nich żyje po dziś dzień. To dzięki tym ludziom możemy dowiedzieć się, na czym polegały zasługi maharadży i niezwykłość całej tej historii. Miałem przyjemność poznać pana Wiesława Stypułę, który w sposób ciekawy i wzruszający opisuje losy polskich dzieci (jest zresztą autorem książki We wszystkie strony świata. Kresy - Syberia - Indie - Świat. Tułacze losy polskich dzieci). Maharadżę wspomina niezwykle ciepło. Mówi, iż był dla dzieci jak ojciec a przecież większość z nich już ojców nie miała. Że dzięki niemu odzyskali utracone dzieciństwo. Że przeniesieni z ziemi sowieckiej do jego państwa czuli się jakby znaleźli się w bajce. Pamięta jak maharadża, wysoki, górujący nad innymi, często odwiedzał osiedle.

Osiedle maharadży nie było zresztą jedynym, które przyjęło polskie dzieci, bo jeszcze więcej spośród nich żyło w Valivade w Kolhapurze. Istnieje stowarzyszenie Koło Polaków z Indii z Lat 1942-1948, które funkcjonuje po dziś dzień.

Należy dodać, że pamięć o maharadży pielęgnował i szerzył w ogromnym stopniu profesor indologii i mój nauczyciel, Krzysztof Byrski. To dzięki niemu maharadża został po raz pierwszy w Polsce upamiętniony - zaproponował, by został on patronem liceum na Bednarskiej (I SLO w Warszawie), co gorąco poparła dyrektor Krystyna Starczewska.

T.L.: Jak narodził się obecny pomysł uhonorowania indyjskiego władcy w Polsce?

K.I.: Nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć, jak narodził się na samym początku. Jakiś rok temu dotarło do mnie, że takie zasługi państwo polskie powinno uhonorować. Czekałem przez rok z rozpoczęciem inicjatywy, bo chciałem zacząć ją w związku z wizytą premiera RP w Indiach, wiedziałem bowiem, że to sprawi, że więcej osób akcję zauważy, że będzie miała większą szansę na sukces, bo wpisze się w kontekst dialogu polsko-indyjskiego. Wizyta miała odbyć się już w kwietniu, z przyczyn oczywistych została wtedy odwołana, dlatego czekałem aż do teraz.

T.L.: Jednym z celów akcji jest poprawa stosunków polsko-indyjskich. Czy inicjatywa zdobyła już jakiś rozgłos w ojczyźnie maharadży? Jak Hindusi ustosunkowują się do tego pomysłu?

K.I.: O akcji już po dwóch tygodniach napisały dzienniki „New Kerala”, „Deccan Herald”, „Ahmedabad Mirror” i kilkadziesiąt indyjskich portali internetowych. Reakcji indyjskiej nie mam na razie możliwości zbadać - trzeba poczekać aż akcja odniesie jakieś sukcesy - ale pragnę zauważyć, że już na portalu thenews.pl pod artykułem o akcji pojawił się jeden komentarz podziękowania. Jestem pewien, że jeśli akcja się powiedzie, to rozgłos i pozytywne reakcje w Indiach będą dużo większe.

T.L.: Inicjatywa ma już ponad 1000 fanów na Facebooku. Dlaczego postać maharadży interesuje Polaków, w tym także ludzi młodych?

K.I.: W komentarzach pod petycją czy artykułami w Internecie przeważają głosy, że takie właśnie bezspornie szlachetne czyny należy honorować, że to wstyd, że państwo polskie nie zrobiło tego dotąd. Pojawiają się i głosy osób przyznających, że dzięki inicjatywie po raz pierwszy dowiedzieli się o maharadży. Myślę, że historia jest na tyle ciekawa, że interesuje i młodsze i starsze osoby: tysiąc polskich dzieci uratowanych przez indyjskiego maharadżę brzmi przecież jak bajka...

Myślę, że to ważne, by właśnie młodzi ludzie dowiadywali się o tej historii, by nie była zapomniana. I nie chodzi przecież tylko o ten tysiąc polskich dzieci i tego maharadżę. W Indiach było w sumie kilka tysięcy polskich sierot. Ale przyjęto je też gdzie indziej: we wschodniej Afryce, w Afryce południowej, w Nowej Zelandii, w Kanadzie... jako Polacy jesteśmy dłużni nie tylko maharadży, ale wielu ludziom na świecie, że przygarnęli bezbronne polskie dzieci. I imiona tych dobroczyńców trzeba teraz przypominać, póki istnieje jeszcze pamięć o ich zasługach.

T.L.: Historia Indii jest w Polsce słabo znana. Jak należy ją popularyzować?

K.I.: Ba, pytanie brzmi: jak w ogóle należy popularyzować historię. W szkołach historii Indii jest mało ale to jest oczywiste, program i tak jest napięty i tu bym nic nie zmieniał. Na poziomie naukowym i popularnonaukowym przydałoby się więcej publikacji, szczególnie dotyczących współczesnej historii Indii, bo to nam pozwala zrozumieć ten kraj takim, jakim jest obecnie. Żadna wydana w Polsce historia Indii nie omawia drugiej połowy wieku XX (jeśli nie liczyć wydanej niedawno przez TRIO książki Durga Dasa).

Jeśli chodzi o szerzenie wiedzy o Indiach pośród osób młodych i niekoniecznie zainteresowanych tym krajem, to trzeba sięgać do tych mediów, których te osoby używają. A zatem - internet i telewizja. Historia dzieci polskich w Indiach nadaje się przecież na film, który zresztą miał powstać, ale nie wiem, czy i co się obecnie z tym projektem dzieje.

T.L.: Dziękuje za rozmowę i życzę szczęśliwego finału akcji!

***

Jak zapewnił nas inicjator akcji, odpowiednie wnioski w sprawie uhonorowania maharadży bądź to zostały złożone, bądź zostaną złożone w najbliższym czasie. Krzysztof Iwanek zachęca jednak do popierania inicjatywy:

Zobacz też:

Artykuł pierwotnie opublikowano na stronach portalu histmag.org, a konkretnie pod adresem: histmag.org/

Histmag
O mnie Histmag

Prezentujemy najciekawsze informacje i wieści ze świata historii, opublikowane na łamach portalu historycznego "Histmag.org" - histmag.org. UWAGA - NIE PUBLIKUJEMY INFORMACJI Z INNYCH ŹRÓDEŁ. Autorów zainteresowanych współpracą, prosimy o przesłanie nam informacji wg wzoru z: http://histmag.org/?id=213

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura