M. M. M. M.
1116
BLOG

"Po prostu profesjonaliści"

M. M. M. M. Polityka Obserwuj notkę 12

 

Ministerstwo Spraw Zagranicznych, któremu przewodzi słynny „antykomunista” Radosław Sikorski (to ten Pan, który zasłynął ze „zdekomunizowania” własnej posiadłości ziemskiej, ale jak widać zabrakło mu już energii na zdekomunizowanie własnego resortu) przyznało się, że zatrudnia 131 byłych tajnych współpracowników służb specjalnych PRL. Ba! Siedmiu z nich jest nawet ambasadorami. Informacja ta nie powinna w zasadzie specjalnie zaskoczyć tych, którzy pilnie śledzą losy naszego pogrążającego się w rozkładzie państwa. Wszak zainteresowani pamiętają jeszcze popłoch „elit”, jaki wywołał poseł Antoni Macierewicz ogłaszając w 2006 r. wieść, że większość ministrów spraw zagranicznych III RP była agentami. Można też przypomnieć casus Tomasza Turowskiego – ambasadora tytularnego w Moskwie, dawniej PRL-owskiego wywiadowcy. Wczorajsze wyznanie wiceszefowej MSZ – Pani Grażyny Bernatowicz zdaje się zatem tworzyć logiczną całość.

Dzięki szczerej wypowiedzi wiceszefowej MSZ dowiedzieliśmy się więc, że nasza dyplomacja pełna jest osób zamieszanych we współpracę z dawnymi służbami. Innymi słowy, polskie interesy zewnętrzne realizują byli agenci czerwonego systemu totalitarnego. Dyplomatami są przeto dawni konfidenci, którzy donosili funkcjonariuszom reżimu komunistycznego – reżimu uznanego oficjalnie za zbrodniczy i przestępczy. Przypominam, że polski sejm uchwałą z czerwca 1998 roku potępił system komunistyczny w Polsce.

Okazuje się jednak, że nasza „zacna dyplomacja” nie widzi w tym fakcie niczego niestosownego. Cała sprawa kwitowana jest obowiązującymi przepisami prawnymi. Nasze „pożal się Boże” prawo nie pozwala bowiem nie zatrudniać lub zwalniać osobników, którzy przyznali się do współpracy z bezpieką. Liczą się przede wszystkim „kompetencje” i „profesjonalizm”.

Ujawnienie tych haniebnych danych tylko dowodzi potrzeby uchwalenia w Polsce ustawy dekomunizacyjnej i przeprowadzenia pełnej lustracji. Bez ostatecznego zerwania z komunistyczną przeszłością i oczyszczenia środowisk politycznych z osób o tak ponurej przeszłości, budowanie nowego państwa – prawdziwie realizującego nasze interesy narodowe – jest skazane na porażkę.

Chyba oczywistym jest, że już same względy natury etycznej przemawiają za tym, aby nie powierzać stanowisk w tak ważnym resorcie tego typu osobom. Ludzie uwikłani w układy z SB czy z wywiadem i kontrwywiadem komunistycznym nie są odpowiednią kadrą dla służb dyplomatycznych „wolnej Polski”. Reprezentowanie państwa zagranicą, czy w ogóle praca w dyplomacji narzucają pewne oczywiste standardy etyczno-moralne. Należy zatrudniać osoby, które wykazują się godnością i przestrzegają elementarnych zasad współżycia społecznego. Trudno za takowych uznać ludzi donoszących PRL-owskim tajnym służbom, odpowiedzialnym za inwigilację i prześladowania Polaków.

Są też inne przeciwwskazania. Osobnicy, którzy denuncjowali, czy też przekazywali poufne informacje bezpiece, zwyczajnie nie zdali „egzaminu życiowego”. Nie wdając się w ocenę kolaboracji, bo każda tego rodzaju historia ma charakter indywidualny, należy zadać następującepytania. Jak zaufać człowiekowi, który służył ewidentnemu Złu? – Człowiekowi, który raz już zdradził bądź wykazał się nielojalnością? Kto zagwarantuje, że w przyszłości nie podejmie on współpracy z jakimś obcym wywiadem, choćby ze względu na korzyści finansowe?

Tłumaczenie Pani Bernatowicz, że ci byli agenci to „po prostu profesjonaliści” obnaża poziom i kondycję naszych „elit politycznych”. Taka argumentacja ukazuje też w jak dużym stopniu zainfekowani jesteśmy PRL-owskim myśleniem. Otóż, załóżmy, że dane ministerstwo ujawnia, że zatrudnia setki byłych agentów Gestapo. Już słychać to (skądinąd słuszne) powszechne larum i okrzyki potępienia z ust wszystkich polityków. Niechybnie zakończyłoby się to – jak mawiał prezes Dyzma – „dymą” szefa samego resortu. Wyjaśnienia ministerstwa o rzekomym profesjonalizmie hitlerowskich szpicli wywołałyby tylko dodatkowy skandal. Wnet wprowadzonoby nowe przepisy zabraniające ludziom skompromitowanym współpracą pracy w ministerstwach. Tymczasem u nas, w kraju doświadczonym komunizmem – systemem, który odpowiada za upadek naszego państwa oraz represje i zabójstwa polskich patriotów – rzecz taka przechodzi bez większego echa. To są niestety rezultaty wieloletniej propagandy, wybielania okresu Polski Ludowej i nierozliczenia się z poprzednim systemem.

Nadal wielu nie chce lub nie potrafi zaakceptować faktu, że komunizm przyniósł Polsce zniewolenie, katastrofę gospodarczą i rozkład więzi międzyludzkich. Niewielu raczy zdawać sobie sprawę z tego, iż w skali światowej wymordował on dużo więcej ludzi aniżeli niemiecki narodowy socjalizm. Jak długo będziemy jeszcze ulgowo traktować osoby o przeszłości komunistycznej? Kiedy w końcu w naszej postkomunistycznej świadomości dokona się przełom i będziemy właściwie oceniać kolaborację z czerwonym totalitaryzmem? Przy aktualnym rządzie i funkcjonującej okrągłostołowej zmowie – zakazującej wystawienia należytego rachunku byłym komunistycznym kacykom – chyba nie prędko.

M. M.
O mnie M. M.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka