hrPonimirski hrPonimirski
1019
BLOG

Libertariańska krytyka programu 500+

hrPonimirski hrPonimirski 800 plus Obserwuj temat Obserwuj notkę 47

Proszę Państwa, Ludwig von Misses przedstawiciel tzw. austriackiej szkoły ekonomii, guru liberartatian, popełnił książkę Planned Chaos (Chaos Planowany, Planowy... choć dowcipniej byłoby tytuł przetłumaczyć jako Chaos Planowo-Rozdzielczy), w której to pokazuje przykłady rządowych regulacji, które mimo że dokładnie zaplanowane – więc pozornie słuszne – nawet po pobieżnej analizie pokazują, że przynoszą więcej szkody niż pożytku 1).
Co ciekawe Mises rozróżnia 3 abstrakcyjne systemy ekonomiczne. Piszę "abstrakcyjne", bo żaden w przyrodzie nie występuje w czystej postaci. Są to:


wolny rynek – z wyłącznie własnością prywatną i brakiem rządowych regulacji (interwencjonizmu)
faszyzm – z wyłącznie własnością prywatną, ale państwem silnie interwencjonistycznym
socjalizm – z wyłącznie państwową własnością i państwem regulujących wszystko.


Jak łatwo zauważyć nie jest fizycznie możliwa opcja państwowej własności bez regulacji państwowych, gdyż z oczywistej przyczyny państwo musi zarządzać swoim majątkiem. Jak również łatwo zauważyć stosując nomenklaturę zaproponowaną przez Misesa większość demoliberalnych krajów jest faszystowsko-socjalistycznych, gdyż istnieje silny państwowy interwencjonizm, który to jest możliwy dzięki obradom instytucji demokratycznych jak np. parlament, które to naokrągło produkują coraz to nowe ustawy. Dodatkowo oprócz własności prywatnej istnieje też własność państwowa – stąd identyfikuje to jako taki system mieszany.
W związku z powyższym krytyka jednych państw przez inne, że tam niby odradza się faszyzm jest groteskowa i przypomina swojskie powiedzenie o przyganianiu garnkowi przez kocioł. Oczywiście liberalna demokracja, która dziś ma nową mądrość etapu – tzn. zrobiła się bardziej internacjonalistyczna, stosuje zasłonę dymną identyfikując faszyzm z państwowością na poziomie narodowym a nie z regulacjami. Trzeba pamiętać, że oryginalny pomysł Mussoliniego polegał właśnie na doborze sobie oligarchów i poprzez interwensjonizm państwowy silne tych oligarchów wspieranie. Mussolini stworzył więc taki kapitalizm polityczny czy kompradorski, niby żeby wzmocnić Włochy. Pół biedy, jeśli ci oligarchowie coś produkują i zatrudniają ludzi. Jednak, gdy ci "oligarchowie"wyciągają tylko pieniądze z budżetu pod pozorem zwrotu jakiegoś podatku, wtedy mamy biedę totalną. Co do tzw. mądrości etapu, warto odnotować, że min. Jaki w programie "O co chodzi" a propos "tęczowej karty", otwartym tekstem powiedział, że w tym wszystkim chodzi o "rozwodnienie" państw narodowych (fraza klucz – "atak na tożsamość") 2)
To powyższe to trochę tak przy okazji i na marginesie. Zresztą w innych notkach przedstawiłem poniekąd swoją wizję obecnych "przemian ustrojowych" na świecie. Natomiast "tożsamość" jest fenomenem wyjątkowym, któremu sie jeszcze przyjrzymy, gdyż chyba daje najgłębszą perpektywę rozważań.


Co ciekawe w powyższej książce, Mises nie tylko piętnuje interwencjonizm państwowy, ale rozróżnia odmienne metody regulacji na mniej lub bardziej szkodliwe. A że jest tam akurat passus o dożywianiu czy dofinansowaniu dzieci, przedstawię rozumowanie Misesa a później twórczo rozwinę.
Wyobraźmy sobie, że państwo chce, żeby dzieci piły więcej mleka, bo będą się lepiej rozwijać. Rząd ma dwie opcje. Albo będzie dotował mleko, co oczywiście jest złym pomysłem. (Notabene proszę pamiętać, jak Regan wyszydzał państwowy interwecjonizm – "Jeśli coś działa – opadatkuj to. Jeśli dalej działa – reguluj. Jeśli przestało działać – subsydiuj". Czy ogólnie – "9 najbadziej przerażających słów w języku angielskim - <<Jestem z rządu i jestem tu, by pomóc>>".) Albo rząd wprowadzi ceny maksymalne na mleko – wtedy mleko będzie tańsze niż po cenie rynkowej. Jednak w takim wypadku dla części producentów mleko stanie się produktem nieopłacalnym, więc mleka na rynku będzie mniej zamiast więcej. Żeby znowu uczynić mleko opłacalne, rząd musi regulować ceny krów, a w związku z tym ceny pasz. A że rynek jest systemem naczyń połączonych kończymy na całkowitej regulacji cen. Widać więc, że regulacja polegająca na dotacji czy subsydiach jest mimo wszystko mniej szkodliwa.
No ale idźmy dalej niż Mises. Takie dziecko, żeby dobrze się rozwijać nie potrzebuje tylko mleczka, ale i jajeczko (zgodnie z zasadą przyszedł kotek), a może i szyneczkę. Masełko, chlebek. Tu możemy wymieniać różne wiktuały, ale potrzebne są ubranka. No i nie zapominajmy o zabawkach, które nie tylko bawią, ale też rozwijają dziecko (np. budowa klockami – wyobraźnię przestrzenną u chłopców, zabawa lalkami – ęterakcje społeczne u dziewczynek, etc.) Kontynuując rozumowanie Misessa kończymy na dodotowaniu tych wszystkich rzeczy w wersji optymistycznej. W wersji pesymistycznej dalej kończymy na pełnej regulacji cen. Oczywiśćie każde dziecko jest inne i każde ma swoje własne potrzeby, które jest w stanie mniej lub bardziej wyartykuować (w zależności od wieku – z paroma momentami kiedy komunikacja może być utrudniona – jak "okres przekory" u dzieci, czy "okres buntu" u nastolatków, co w sumie jest podobny). A rodzice są w stanie ocenić na ile ta potrzeba jest prawdziwa, a na ile tylko fanaberią. Państwo nie jest w stanie dokonać takiej oceny – więc mimo różnych zakusów na coraz większą kontrolę – jest w stanie zaproponować tylko urawniłowkę. Tyle samo czekoladki czy szyneczki dla każdego dziecka.
No i tu już chyba łatwo się domyslić clou zagadnienia. Jeśli państwo chce dotować produkty dla dziecka najlepiej zrobi dotując rodziców, którzy wydadzą te pieniądze zgodnie z potrzebami dziecka. A jak pokazują powyższe przykłady – takie działanie mimo, że jest jakąś rządową regulacją czy interwencjonizmem – nie przynosi tych wszystkich szkód, które mogą przynosić rządowe regulacje.
Oczywiście można krytykować to rozdawnictwo, czy że lepiej obniżyć podatki. Pełna zgoda. (Idąc tropem Regana – opodatkowany i wyregulowany obywatel przestał działać i trzeba go subsydiować.) Być może jednak takie działanie bardziej skłoni wyborców do zagłosowania na partię, która obecnie chce "dotować" rodziców również od 1szego dziecka, niż obniżenie podatków. Takie działanie - nazwane przez Totalną Opozycje – "korupcją politycną". I tu znowu mamy dwa kurioza. Pierwsze - na tym właśnie polega demokracja, że partie przedstawiają jakieś programy a wyborcy je oceniają. Więc partia może sobie obiecywać co chce. Totalna Opozycja oczywiście ma mentalnośc Kalego, więc skoro sama nie potrafi nic zaproponować - i używając jej języka "skorumpować" wyborców swoimi obietnicami – wszelkie obietnice wyborcze (program) neguje w czambuł. Z drugiej strony Totalna Opozycja miała dostęp do telewizji reżimowej oraz (dalej ma) przychylność stacji komercyjnych, więc mogła przez ten czas wyedukować wyborców jak to rozdawnictwo jest złe, by się na nie nie nabierali oraz obniżyć podatki by zapewnić obywatelom pieniądze w "liberalny" sposób. Skoro Totalna Opozycja tego nie zrobiła, oznacza to, że straciła placet na krytykowanie zarówno partii rządzącej jak i tej części społeczeństwa, która tę partię popiera.
Trochę co może niepokoić, to to że w związku z niskim bezrobociem, każde kolejne rzucenie pieniędzy na rynek nie spowoduje wzrostu produkcji, więc skończy się dewaluacją pieniądza. Łatwiej będzie podnieść ceny niż zatrudnić ludzi. Zwykle – i tu są zgodni zarówno keynesowscy socjaliści jak i austriaccy "libertariańscy" ekonomiści – "ceny są lepkie", więc wzrost podaży pieniądza napędza najpierw zatrudnienie a dopiero potem ewentualny wzrost cen (jakby chcieli monetaryści do Miltona Friedmana). "Lepkość cen" oznacza nie mniej ni więcej, że wbrew pozorom nie tak łatwo je podnieść. Jednak gdy coś utrudnia zatrudnianie ludzi np. niskie bezrobocie (co jest w sumie jest czymś wyjątkowym na skalę światową, w większości przypadków wrost zatrudnienia utrudniają rządowe regulacje, dlatego też Milton Friedman ma też w większości przypadków rację, że tzw. ekspansja monetarna kończy się od razu wzrostem cen). Trzeba jednak pamiętać, że tych pieniędzy nie dostaną różni przekręciarze, którzy prawdopodobnie i tak te pieniądze by wydali. Tak czy siak ilość pieniędzy na rynku pozostanie ta sama (oczywiście jeśli rząd nie odpali jekiejś drukarki pod stołem). Co najwyżej może się zmienić oferta towarów. Jakaś korekta rynku będzie potrzebna, by dostosował się do tego czego potrzebują uczciwi obywatele a nie jacyć aferzyści. A takie dostosowanie się rynku powinno być miodem na serce każdego liberała. Można to nawet nazwać wyjściem z "aferalnej nierównowagi rynku", kiedy to ręka złodzieja jest silniejsza (albo zastępowała) od tej niewidzialnej ręki rynku jako wypadkowej rąk uczciwych obywateli. (coby nawiązać do klasyka). Teraz niewidzialna ręka wolnego rynku staje się znów przedłużeniem rąk obywateli, czerpiących zysk ze swojej pracy.


Trochę "naciągając" Misesa pokazałem, że 500+ jak najbardziej "libertariańskie" a biorąc pod uwagę, że do tej pory program ten przyczynił się do znacznego ograniczenia biedy w Polsce (dzieci przestały chodzić głodne) to jest to program również socjalistyczny (w tym dobrym i teoretycznym tego słowa znaczeniu – tzn. pomaga bez szkodzenia, bo jak wiadomo w praktyce socjalizm tylko szkodzi a nie pomaga). Przyszło mi też ostatnio do głowy obserwując nową odsłonę Totalnej Opozycji jako jeden Front Ludowy – od katolika do zwolennika "cywilizacji śmierci", że ta formacja przypomina whiskolę z komedii Lemoniadowy Joe. Produkt dla alkoholików i abstynentów w jednym. Istny czeski film. Swoją drogą w jednym z programów został podniesiony przez polityka TO zarzut wobec PiS, że łączy w sobie również różne osobowościowe skrajności. I tu znów niekonsekwencja TO. Jeśli PiS jest partią wodzowską, to poglądy poszczególnych członków nie mają znaczenia, bo liczą się tylko poglądy wodza. Ja chciałbym jednak zwrócić uwagę na inny paradoks. Jak pokazałem działania PiS można sprzecznie interpretować. Ale w tej sprzeczności jest jednak spójność działania na poziomie zapewnienia obywatelom lepszego bytu – czego nie można powiedzieć o TO. Czy z libertariańskiej czy z socjalistycznej perspektywy – PiS jest OK. Co z kolei skłania mnie do refleksji, że pojęcia prawica-lewica, czy prywatny-państwowy albo są kompletnie mylące albo nie zawsze tak istotne jakby się wydawało. Wątek ten będę kontuuował w przyszłości.
Zakończmy analogią premiera Morawieckiego do gry o przyszłość Polski. Red. Ziemkiewicz skomentował, że premier ma problemy z joystickiem, bo jest opór materii na zmiany. Czego ja oczekuję to 40mlnowy multiplayer, gdzie państwo będzie tylko administratorem systemu, który dba by reguły były fair i żaden z graczy nie czitował (oszukiwał). Jednak droga do wolności ma być kręta i wyboista – o czym uprzedził nas lojajnie prezes Kaczyński – przygotowany więc jestem na wiele upgrajdów systemu.

--------
1) https://mises.org/library/planned-chaos-0
2) https://www.tvp.info/34082660/program-o-co-chodzi – 04.03.2019 – od 2:18 do 3:14... potem niestety red. Ogórek "wchodzi w słowo", bo może byśmy dowiedzieli się jeszcze ciekawszych rzeczy

"The market is a democracy in which every penny gives a right to vote." [Ludwig von Mises] "The battle is a democracy in which every sword gives a right to vote." [Jerzy hr. Ponimirski]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo